Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Paweł Gospodarczyk
Paweł Gospodarczyk
|
aktualizacja

I po embargu? Głośna zapowiedź Tuska w "zamrażarce"

Podziel się:

Wbrew deklaracji Donalda Tuska embarga na produkty rolno-spożywcze z Rosji i Białorusi nie będzie - twierdzą rolnicy, wskazując na treść sejmowej uchwały w tej sprawie. Dokument nie wprowadza zakazu importu zboża, lecz stanowi formę apelu o podjęcie działań przez Brukselę. Zapowiada się wielomiesięczny impas.

I po embargu? Głośna zapowiedź Tuska w "zamrażarce"
Donald Tusk (GETTY, Kevin Dietsch)

- To jest nie do pomyślenia, żeby w czasie wojny z Ukrainą, kiedy my mówimy, że Ukraina powinna być też objęta jakimś cłem, produkty białoruskie i rosyjskie wlewały się do Europy zupełnie bez żadnych obostrzeń - to słowa Donalda Tuska z konferencji prasowej zorganizowanej ostatniego dnia lutego.

Embargo na zboże z Rosji w Polsce

Premier wskazał wówczas na zaniedbania poprzedniego rządu i zapowiedział rozmowy z koalicjantami na temat szybkiego wprowadzenia embarga na produkty rolne z Rosji i Białorusi. Tydzień później wszystkie kluby poparły projekt sejmowej uchwały w tej sprawie. Dokument został skierowany do trzeciego czytania.

Problem w tym, że wspomniana uchwała to de facto jedynie apel o podjęcie działań, skierowany do Komisji Europejskiej. Stanowczy ton wypowiedzi premiera Tuska z końca lutego mógł zatem zmylić rolników. Uchwała nie ma charakteru wiążącego - polscy posłowie wzywają w niej KE "do przedłożenia propozycji nałożenia sankcji w związku z importem rosyjskiej i białoruskiej żywności oraz produktów rolnych do Unii Europejskiej".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Dlaczego studio z Litwy, pracujące dla Atari, przywozi 50 pracowników na konferencję do Poznania?
Rosja kontynuuje swoją strategię traktowania żywności jako broni, powodując zakłócenia dostaw ukraińskich produktów rolnych na całym świecie. Dlatego głównym priorytetem UE powinno być dalsze wspieranie Ukrainy w przywróceniu eksportu jej towarów do krajów, które tego najbardziej potrzebują. Handel żywnością i produktami rolnymi nie może nadal wspierać brutalnego rosyjskiego reżimu i jego pomocników w Mińsku - podkreślono w uchwale.

Rolnicy czekają na konkrety

Próbę otwarcia oczu posłom podjął Jarosław Sachajko z Kukiz'15. Na marcowym posiedzeniu Sejmu złożył wniosek formalny o udzielenie informacji przez premiera ws. ewentualnego zobowiązania ministra rozwoju do zarządzenia zakazu importu i sprzedaży żywności Rosji w Polsce. - Proszę nie obrażać rolników pustą błagalną uchwałą skierowaną do Komisji Europejskiej - powiedział.

Rolnicy nie mają złudzeń. Przyznają, że ich nadzieje na zahamowanie napływu zboża z Rosji do Polski niemal zgasły. Jako wzór podają działanie władz Łotwy. W styczniu w Rydze za embargiem opowiedział się rząd, a w lutym odpowiednią uchwałę, zakazującą importu produktów roślinnych i zwierzęcych wyprodukowanych na Białorusi i w Rosji, przyjął parlament. Zakaz ma obowiązywać do 2025 r.

- Skoro łotewski rząd potrafił jednostronnie wprowadzić embargo na rosyjskie zboże, nie widzimy powodu, dla którego teraz polski rząd nie może zrobić tego samego - mówi w rozmowie z money.pl dr Daniel Alain Korona, przedstawiciel Związku Zawodowego Rolnictwa "Korona".

Symboliczna ilość

Tu nie chodzi o wymiar ilościowy. W 2023 r. do Polski trafiło nieco ponad 12 tys. ton zboża z Rosji. To kropla w stosunku do naszego zapotrzebowania i produkcji sięgającej 35 mln ton. Chodzi o kwestię moralności. To Rosja przez swoją dumpingową politykę cenową i atak na Ukrainę zdestabilizowała rynek zbożowy. Powinna ponieść za to karę - uważa przedsiębiorca.

Według Korony łotewska samowolka nie spotka się z konsekwencjami ze strony Brukseli, podobnie jak Polska nie dostała kary za przedłużenie embarga na ukraińskie zboże wbrew woli UE latem ubiegłego roku. - Trudno spodziewać się, by Unia nałożyła sankcje na kraj graniczący z agresorem - zaznacza.

Wśród rolników panuje przekonanie, według którego polski rząd obawia się wzięcia odpowiedzialności za decyzję o embargu.

Na apel związkowców z "Korony" o pilne zajęcie się sprawą odpowiedział resort rozwoju. Ministerstwo zasłoniło się uchwałą Sejmu, a także "rozpatrywaniem działań na rzecz wprowadzenia na szczeblu Unii Europejskiej mechanizmów skutecznie ograniczających przywóz artykułów rolno-spożywczych z Rosji".

Z kolei Donald Tusk powiedział na początku marca, że jego zdaniem wspólna europejska decyzja będzie bez porównania skuteczniejsza niż indywidualne decyzje państw regionu. - Rozumiem je, ale wolałbym, żebyśmy wspólnie, jako cała UE, podjęli decyzje o sankcjach na Rosję i Białoruś dotyczących produktów żywnościowych i rolnych - dodał.

"To się nie stanie"

- To wygodne alibi. Rząd chce być w głównym nurcie europejskim, więc nic nie zrobi wbrew linii głównego nurtu i raczej nie wprowadzi embarga, dopóki nie zdecyduje o nim Unia. A to prawdopodobnie się nie stanie, ponieważ są kraje, które zboże z Rosji importują, i jest to dla nich opłacalne - twierdzi Daniel Alain Korona.

Jego zdaniem polskich urzędników cechuje szczególna nadgorliwość wobec unijnych instytucji. Swoje słowa popiera przykładem. - W sierpniu ubiegłego roku na spotkaniu z ówczesnym ministrem rolnictwa Robertem Telusem rozmawialiśmy o opłatach transportowych, które od kwietnia nie zostały zatwierdzone przez Komisję Europejską. Od pani dyrektor obecnej na spotkaniu w ministerstwie usłyszeliśmy, że nie wolno ponaglać KE. Jeżeli mamy taką mentalność, to o czym mówimy - wspomina Korona.

Jednak za lutową deklaracją Donalda Tuska ws. embarga mogą kryć się niejawne ustalenia na linii Warszawa-Bruksela. Tak twierdzi Marek Sawicki, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego, były minister rolnictwa. - Premier ma dobre relacje z panią von der Leyen (Ursulą - przewodniczącą Komisji Europejskiej - przyp. red.) i z większością polityków UE. Jeśli coś takiego powiedział, a my w następstwie podjęliśmy uchwałę, to jestem przekonany, że coś ma w Brukseli uzgodnione - przekonuje polityk w rozmowie z money.pl.

- Młyny brukselskie mielą powoli. Jak to pójdzie w obróbkę komisji, parlamentu, rady, to potrwa to wiele miesięcy - dodaje.

Bruksela ma zbyt dużo do stracenia

Czy zatem nie warto ryzykować, podejmując autonomiczną decyzję o embargu? - Nie. Jeśli weszliśmy do UE świadomie jako państwo, z określonym celami współpracy i wspólnych rozwiązań, to teraz nie możemy się zachowywać jak wyjęci spod reguł. To tak, jakby nagle województwo podlaskie stwierdziło, że nie interesują go uzgodnienia w Warszawie i wprowadza sobie zakaz wwozu świń i jaj z Mazowsza - twierdzi Sawicki.

- Uważam, że 24 lutego 2022 r. wszystkie przepływy towarowe z Rosji do Europy powinny być zablokowane. Co do tego nie mam żadnych wątpliwości. Problem polega na tym, że operatorami na rynkach europejskich są podmioty powiązane z kapitałem rosyjskim, więc nie ma możliwości, żeby politycy wyrazili zgodę na jakiekolwiek zmiany - podsumowuje były szef resortu rolnictwa.

W połowie marca komisarz do spraw wewnętrznych UE Ylva Johansson podczas debaty na temat "nałożenia sankcji na import rosyjskich i białoruskich produktów spożywczych i rolnych do UE" powiedziała, że KE analizuje obecnie doniesienia o wzroście importu tych produktów z obu krajów. - Komisja uwzględnia możliwość wprowadzenia dodatkowych środków, gdyby doszło do destabilizacji rynków europejskich w wyniku importu rosyjskich i białoruskich produktów - dodała.

Zgodnie z danymi przekazaniami przez ministra rozwoju i technologii, wartość importu żywności z Rosji do Polski w 2023 r., wyniosła 380 mln dolarów, a z Białorusi - 86 mln dolarów. Polskie produkty wędrują również w tamtym kierunku, a bilans jest na korzyść naszego kraju. Z Rosją saldo dodatnie wynosi 240 mln dol., a z Białorusią - 180 mln dol. Import produktów rolno-spożywczych z Rosji stanowi tylko 1 proc. polskiego importu żywności.

W ubiegłym roku kraje UE sprowadziły 1,5 mln ton zbóż z Rosji - najwięcej Włochy, Łotwa, Grecja i Hiszpania.

Paweł Gospodarczyk, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl