Koronakryzys może kosztować Niemcy nawet do 1,5 biliona euro. To szacunek głównego ekonomisty Deutsche Banku Davida Folkertsa-Lindaua. W rozmowie z magazynem „Focus” powiedział on, że przezwyciężenie koronakryzysu będzie kosztowało znacznie więcej niż bilion euro.
„Niemcy mogą to unieść, bo dług krajowy na poziomie niemal 60 procent produktu krajowego brutto (PKB) jest stosunkowo niski” – podkreślił z optymizmem Folkerts-Lindau. Według niego pokazuje to, że polityka budżetowa ostatnich lat była prawidłowa. W 2020 roku niemiecki PKB spadnie o 7-8 procent. „Od czwartego kwartału pójdzie w górę” – dodał ekonomista.
Przykład Volkswagena
Szefowi Volkwagena nie wypada szerzyć defetyzmu czy chociażby pesymizmu. Wręcz przeciwnie: mając takie stanowisko powinno się przyjmować wyzwania, niezależnie od ich skali, z niezłomną wiarą w siebie i dużym optymizmem.
Szef VW Herbert Diess właśnie taką postawę pokazuje: w jednym z talk-shows przestrzegał wprawdzie, że kryzys będzie kosztował jeszcze więcej, aniżeli spodziewało się tego wiele osób, ale jednocześnie szerzył optymizm, wskazując na zdrową strukturę koncernu. „Wkroczyliśmy w ten kryzys z silnej pozycji” – zaznaczył. A jest to głęboki kryzys. W stacji ZDF opisał sytuację firmy.
„Nie sprzedajemy i nie odnotowujemy obrotów gdziekolwiek indziej, tylko w Chinach” – przyznał. Obecnie koncern traci 2 miliardy euro tygodniowo, jeśli chodzi o jego wypłacalność.
Volkswagen „cierpi” poniekąd na dwóch frontach: wstrzymanie produkcji w Niemczech zostało przedłużone o kolejne cztery dni, tj. do 9 kwietnia. Taśmy produkcyjne stoją już od tygodnia. Jest więc mniejsza produkcja, a do tego gotowe samochody nie są kupowane.
Wszystko to dzieje się w chwili, kiedy VW i tak już stoi przed wielkim organizacyjnym i finansowym wyzwaniem planowanej zmiany silników spalinowych na napęd elektryczny.
Brak gwarancji miejsc pracy
Diess nie może zagwarantować, że utrzymanych zostanie 80 tysięcy miejsc pracy osób świadczących w obecnej sytuacji pracę w niepełnym wymiarze godzin. To zależy od tego, „jak szybko będziemy mogli opanować ten kryzys”.
Jeżeli tendencja spadkowa się utrzyma, będzie to „z pewnością miało negatywny wpływ na naszą firmę”. „Musimy przygotować się na ponowne wzięcie rozbiegu” – powiedział Diess i spojrzał w bliską przyszłość. Konieczne są nowe zarządzenia dotyczące higieny, a także zachowanie większych odległości między pracownikami pracującymi przy taśmach.
„Cieszę się, że teraz mamy co najmniej trzy tygodnie, by móc zorganizować się na nowo”. Dodał, że wierzy w to, iż uda się wszystko tak przeorganizować, żeby nikt się nie zaraził.
Utrzymanie pieniędzy
Członek zarządu ds. finansowych Frank Witter powiedział w rozmowie z „Boersen-Zeitung”, że VW chce poradzić sobie podczas pandemii koronawirusa bez finansowego wsparcia państwa. „Z dzisiejszej perspektywy wykluczam taką ewentualność” – zaznaczył. Zapewnił, że VW dysponuje silnym przepływem gotówki i solidną wypłacalnością netto. Koncern skorzysta natomiast z dofinansowania dla osób, które pracują w niepełnym wymiarze godzin.
W interesie firmy nie jest obecnie wydawanie pieniędzy, a to oznacza redukcję wypłat, jak również krytyczne sprawdzenie wszelkich programów, inwestycji i usług doradczych. Nowa sprzedaż udziałów nie jest jednak planowana.
Spadki również w rzemiośle
Podczas kryzysu obroty w sektorze rzemieślniczym spadły w Niemczech średnio o 50 procent. Według badań przeprowadzonych przez Centralny Związek Rzemiosła Niemieckiego (ZDH), ponad trzy czwarte (77 proc.) zakładów przyznało, że ma spadek obrotów, a więcej niż połowa (55 proc.) podała, że ma anulowane zamówienia.
Więcej niż co trzeci ankietowany (36 proc.) skarżył się na brak pracowników, bo członkowie załogi przebywają na kwarantannie bądź opiekują się dziećmi i z tego powodu nie mogą pracować.
„Koronakryzys uderzył z pełnym impetem także w branżę rzemieślniczą” – powiedział gazecie „Handelsblatt” szef ZDH, Hans Peter Wollseifer. Bez wsparcia państwa wiele przedsiębiorstw musiałoby zakończyć swoją działalność. Skala anulowanych zamówień sięga 45 procent. 58 procent przedsiębiorstw planuje pracę w niepełnym wymiarze godzin, 11 procent bierze pod uwagę zwolnienie pracowników, a 18 procent tymczasowe zamknięcie zakładów.
Coraz więcej zapytańo kredyty
Państwowy bank KfW spodziewa się fali zapytań dotyczących kryzysowych kredytów. „Nastawiamy się na 20-100 tysięcy wniosków” – przyznał szef banku Guenther Braeuning w rozmowie z dziennikiem „Handelsblatt”.
Stanowi to również spore wyzwanie dla banku, ale jak do tej pory, Braeunig jest zadowolony z całego procesu. „Obecnie prawie tysiąc pracowników zajmuje się pośrednio lub bezpośrednio stworzeniem i wdrożeniem pomocy w czasie epidemii koronawirusa i ta tendencja wzrasta” – zapewnił Braeunig.
Przedsiębiorstwa mogą wnioskować o pożyczki kryzysowe KfW od początku tygodnia. Pieniądze mają zostać jak najszybciej wypłacone poprzez banki firmowe. Kredyty te są adresowane do firm, które z powodu „shutdownu” mają kłopoty finansowe.
Wsparcie państwa
Braeunig nie popiera rozszerzenia odpowiedzialności państwowej, czego żądają niektóre stowarzyszenia gospodarcze i banki. „Nasz program specjalny jest programem kredytowym, a nie dotacją.
Wydaje mi się, że to ważne, by istniała pewna odpowiedzialność własna” – stwierdził szef KfW. Nie obawia się on, że banki zakręcą przedsiębiorstwom kurek z pieniędzmi z powodu pozostającego ryzyka. „Ostatecznie banki mają u większości klientów zaległe inne kredyty i duży interes w tym, żeby przedsiębiorstwo przetrwało” – tłumaczył Braeunig.
Według niego Niemcy, w porównaniu z innymi krajami, w istotny sposób wspierają samodzielne firmy. „Jeżeli zsumowalibyśmy jedynie środki w ramach dodatku do budżetu i gospodarczego funduszu stabilizacyjnego, to w wypadku Niemiec uzyskamy sumę, która odpowiada prawie jednej czwartej naszego rocznego PKB. Dla porównania: Chiny do tej pory wyznaczyły 4 procent, a USA 10 procent” – powiedział Braeunig.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl