Ponad dekadę temu szpital miejski w centrum Szczecina trafił w ręce Kościoła. Do niedawna kierował nim zmarły we wtorek ks. Andrzej Dymer.
Już w 2010 r. kompleks budynków szpitalnych był wyceniany na ok. 20 mln. Archidiecezja szczecińsko-kamieńska uzyskała jednak 99,9-procentowy rabat i zapłaciła wtedy niecałe 20 tys. zł.
Jak dzisiaj działa szpital? Z informacji dostępnych na jego stronie można wywnioskować, że całkiem prężnie. Jest na przykład oddział rehabilitacji neurologicznej oraz kardiologicznej.
Nie można się zapisać, nie można robić zdjęć
Są też "płatne usługi". Na przykład badania USG w cenie od 100 do 150 zł. Próbowaliśmy się na nie umówić we wtorek. W punkcie rejestracji jednak zareagowano na nasze pytania zdziwieniem. - Niestety, jeśli chodzi o USG, to nie mam pojęcia - tłumaczyła pracowniczka punktu rejestracji. Dodawała, że "dopiero zaczęła pracę". Sugerowała rozmowę w następnym dniu.
Zadzwoniliśmy. Tym razem usłyszeliśmy, że będzie problem, bo ze względu na "aktywne zakażenia covidowe", usługi USG zostały wstrzymane.
Pracowniczka tłumaczyła w rozmowie, że szpital nie zatrudnia żadnego lekarza, który się tym zajmuje. Specjalistka ma tylko dojeżdżać "na zaproszenie". Ale usłyszeliśmy, że teraz nie pozwala jej na to sytuacja.
Spróbowaliśmy się więc spytać o inne usługi, które odpłatnie świadczy szpital. Na przykład konsultacje internistyczne. Taka oferta też jest na stronie szpitala. Jednak okazuje się, że i z tym jest problem.
"Jeśli już, to można się spotkać z fizjoterapeutą" - słyszę od recepcjonistki.
Postanowiliśmy wybrać się przed szpital rehabilitacyjny. Szlaban jest zamknięty, a w najbliższej okolicy szpitala jest zupełnie pusto. Na parkingu można dostrzec zaledwie jeden samochód.
- To tu jest szpital? Nigdy nie widziałem żadnej karetki - dziwi się mieszkaniec okolicy. Był przekonany, że to raczej sanatorium czy jakieś budynki kościelne.
Nasza obecność wyraźnie nie podoba się jednak pracownikowi ochrony szpitala. - Pan robi zdjęcia, a to bezprawne. Mam pana na kamerce! - krzyczy.
Próbujemy go dopytać, czy w szpitalu pracują w ogóle jacyś lekarze. - Pracują najlepsi lekarze, najlepsi specjaliści - odpowiada zirytowany pracownik. Sugeruje, że informacje o nich można znaleźć na stronie internetowej, co jednak nie jest prawdą.
Pytamy, gdzie parkują ci lekarze, skoro widać jedno auto. Na to już ochroniarz odpowiedzi nie znajduje.
Nowy dyrektor, nowe kontrowersje
Szpital oficjalnie jest częścią Instytutu Medycznego im. Jana Pawła II. To nim do niedawna kierował ks. Dymer. Został odwołany ze stanowiska kilka dni przed reportażem TVN24 na jego temat i tuż przed jego śmiercią.
Instytut ma jednak już nowego szefa. Na stronie Instytutu jako p.o. dyrektora wymieniony jest Marcin Janda. Według szczecińskiej "Gazety Wyborczej" jest to człowiek skazany za oszustwo. Miał niegdyś oszukać miasto, aby przejąć zajmowane przez starsze małżeństwo mieszkanie i sprzedać je z zyskiem.
Próbowaliśmy oficjalnymi drogami porozmawiać z władzami szpitala, Instytutu oraz z kurią. To się jednak na razie nie udało.
Szczeciński oddział NFZ podał nam jednak, ile wynoszą jego umowy z Instytutem Medycznym. To rocznie nieco ponad 2,8 mln zł. Pieniądze idą tylko na rehabilitację leczniczą, przede wszystkim neurologiczną.
Czytaj też: Kościół w Polsce na sprzedaż. Można zrobić tam biuro, salę konferencyjną lub pracownię
Jak słyszymy nieoficjalnie od jednego ze szczecińskich lekarzy, swego czasu szpital Instytutu był całkiem ceniony za zorganizowanie dziennej opieki kardiologicznej, zwłaszcza dla osób, które przeszły zawały.
Władze Szczecina podpisywały umowę w sprawie przekazania szpitala 2 lata po publikacji reportażu "Gazety Wyborczej" Romana Daszczyńskiego i Pawła Wiejasa na temat ks. Dymera.
Poza szpitalem, działa tam obecnie dom pomocy społecznej, w którym może mieszkać ok. 100 osób z niepełnosprawnościami. Nie udało nam się dowiedzieć, ile takich osób obecnie tam przebywa - pracownicy odmówili rozmowy z nami.
Instytut Medyczny ma jeszcze jeden DPS - w niewielkim Kolsku, położonym ok. 100 km od Szczecina.