Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Robert Kędzierski
Robert Kędzierski
|
aktualizacja

Importowali zboże, teraz się tłumaczą. "Wiele firm czuło się do tego zmuszonych"

Podziel się:

Ukraińskie zboże podlegało trzykrotnie bardziej rygorystycznym kontrolom, niż towar polski - tak firma Viterra, która znalazła się na nieoficjalnej liście podmiotów importujących zboże z Ukrainy, komentuje swoją rolę w procederze, który budzi kontrowersje wśród rolników i konsumentów.

Importowali zboże, teraz się tłumaczą. "Wiele firm czuło się do tego zmuszonych"
Firmy importujące zboże z Ukrainy zabierają głos (GETTY, Omar Marques)

Kilka dni temu do sieci trafiła lista polskich firm, które miały sprowadzać produkty rolne z Ukrainy. Dokument nie jest oficjalny, jednak rozpala emocje wśród konsumentów.

Import zboża z Ukrainy. Ekspert: problem jest złożony

Bartłomiej Czekała, redaktor naczelny portalu topagrar.pl i ekspert ds. rolnictwa w rozmowie z money.pl przyznaje, że kwestia importu ukraińskiego zboża coraz bardziej dzieli opinię społeczną, która na podstawie dostępnych informacji nie do końca rozumie, co tak naprawdę do Polski napłynęło i kiedy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Protesty rolników. Rząd rozważa atomowy wariant. "Stracą wszyscy"

- Lista firm, które kupowały surowce zza wschodniej granicy, krąży w sieci od kilku tygodni, jednak nie wyjaśnia wszystkiego. Wiemy bowiem, że dane firmy importowały spore ilości produktów z Ukrainy, ale jakich i w jakim celu? Tego już z tej listy nie wiemy - mówi.

Sytuacja nie jest czarno-biała. Wiele firm importowało zboże, bo czuło się do tego zmuszonych. Przypomnijmy, że ówczesny minister rolnictwa Henryk Kowalczyk zachęcał rolników, by nie sprzedawali zboża. Przekonywał, że jego ceny wzrosną. Rolnicy posłuchali i swojego surowca nie chcieli sprzedać. Przetwórcy musieli skądś to zboże wziąć, dlatego wielu zdecydowało się na zakup zboża z Ukrainy, co było wówczas całkowicie legalne - podkreśla Czekała.

Zauważa też, że produkty pochodzące zza wschodniej granicy, nie są jednakowej jakości. - Wątpliwości budzi jakość ukraińskiego zboża. Nie można tu jednak generalizować. Skoro w Ukrainie są stosowane środki ochrony roślin, które w Polsce są zakazane, to jest to poważna czerwona flaga - wskazuje.

Przestrzega przed tym, by w ocenie sytuacji nie opierać się na jednostkowych i nie do końca sprawdzalnych informacjach. - Kiedy widzimy w mediach obrazki wagonów ze zgniłym zbożem, nie możemy zakładać, że takie produkty kupiły polskie firmy, bo nie mamy dostępu do takich dokumentów. Nie wiemy, dlaczego pokazane gdzieś w mediach społecznościowych zboże uległo zniszczeniu: czy dlatego, że zablokowane stało kilka tygodni na bocznicy, czy było transportowane w nieodpowiednich warunkach - ocenia ekspert.

W jego opinii rolnicy nie mówią importowi z Ukrainy całkowicie  "nie". - Chcą po prostu, by było to pod ścisłą kontrolą jakościową i ilościową odpowiednich służb i Państwa. Tym bardziej że zboże, które wjeżdża na teren Polski z Ukrainy, ale na nim nie zostaje - jedzie dalej - i tak może do nas wrócić. Kiedy jest rozładowane np. w Niemczech, staje się zbożem unijnym i nikt już z jego przepływu tłumaczyć się nie musi - ocenia rozmówca money.pl.

"Całkiem możliwe, że Kołodziejczak zostanie powstrzymany"

Zdaniem eksperta rząd musi wziąć pod uwagę to, że problemy rolników będą jeszcze głębsze.

W magazynach mamy 20 mln ton zboża, niektórzy rolnicy mają zboże sprzed dwóch lat. Ono będzie jeszcze tańsze, stąd ta olbrzymia determinacja na ulicach i na granicy z Ukrainą - ocenia.

Odnosi się też do planów wiceministra resortu rolnictwa. - Minister Kołodziejczak zapowiedział, że ujawni listę firm importujących zboża z Ukrainy. Moim zdaniem całkiem możliwe, że zostanie powstrzymany - stwierdza.

Znaleźli się na tajemniczej liście, teraz wyjaśniają

Wśród firm, które znalazły się na tajemniczej liście, są te wyspecjalizowane w przetwórstwie różnych produktów. Ale nie tylko, bo w nieoficjalnym dokumencie pada nazwa spółki Viterra, a ta zajmuje się przeładunkiem.

Zarząd Viterra Polska sp. z o.o. w odpowiedzi na zapytanie money.pl zapewnia, że krążące w mediach listy nie wyjaśniają, o jaki rodzaj działalności chodzi. "Zestawienia przedstawia listę towarów, które importowaliśmy przed wprowadzeniem embargo, zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz pod ścisłą kontrolą i w porozumieniu z Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz na prośbę rządu w celu wsparcia Ukrainy. Wśród tych towarów znajduje się przede wszystkim kukurydza, która trafiała głównie na rynki eksportowe. Ogółem wyeksportowaliśmy około 95 proc. wszystkich zaimportowanych zbóż z Ukrainy" - wyjaśnia spółka.

Warto podkreślić, że towar z Ukrainy jest jedynie ułamkiem całego naszego importowanego i eksportowanego wolumenu, który wzmacnia pozycję polskiego rolnika na międzynarodowych rynkach zbożowych. Jednocześnie należy tu zaznaczyć, że nadrzędnym celem strategicznym Viterra Polska, niezależnym od sytuacji rynkowej, jest kupowanie zboża od polskiego rolnika - to nie uległo i nie ulegnie zmianie - wskazuje firma.

Podkreśla jednocześnie, że od momentu inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 r., globalny rynek zbożowy znalazł się w trudnej sytuacji, doświadczając skomplikowanych wyzwań logistycznych i handlowych. "Wprowadzenie rosyjskiej blokady oraz destabilizacja ukraińskiego rynku wpłynęły na podaż i popyt na zboże, wywołując realne zagrożenie wobec bezpieczeństwa żywnościowego na świecie. Wobec tego rozpoczęliśmy współpracę z różnymi organizacjami, m.in. ONZ, w celu usprawnienia tranzytu ukraińskiego zboża oraz pomocy w jego transporcie do Azji i Afryki" - tłumaczy spółka.

Ukraińskie zboże przeszło bardziej rygorystyczną kontrolę

Viterra Polska odniosła się też do zarzutów dotyczących jakości produktów napływających zza wschodniej granicy. "Podchodzimy bardzo rygorystycznie do jakości zbóż. Niezależnie od nadzoru krajowych i unijnych służb sanitarnych na granicy, nasze zakłady podlegają dodatkowemu, wewnętrznemu systemowi kontroli" - zaznacza spółka.

Jej przedstawiciele zapewniają, że przed eksportem ziarno jest badane pod względem jakości co najmniej cztery razy w różnych punktach łańcucha dostaw.

Ukraińskie zboże, które za naszym pośrednictwem przekroczyło polską granicę, podlegało trzykrotnie bardziej rygorystycznym kontrolom, niż towar polski. Jego jakość była weryfikowana przez niezależne, akredytowane firmy kontrolne - czytamy w oświadczeniu.

Z kolei firma Agrolok, której nazwa także pada w kontekście listy krążącej w mediach (ale ze zniekształconą pisownią, jako "Agrolog"), czuje się "nieustannie szykanowana i wywoływana w dyskusjach w kwestii importu". Spółka zapewnia, że działała zgodnie z prawem. Tłumaczy też, że import z Ukrainy był "podyktowany wysokimi - w porównaniu ze światowymi - cenami skupu w kraju". Kolejnym powodem była "niska podaż zbóż na krajowym rynku", która zmuszała zakłady produkcyjne do zakupu surowca spoza Polski.

Sprowadzał zboże z Ukrainy. "Muszę z czegoś produkować paszę"

Na liście znalazła się m.in. spółka Wipasz. Jej prezes, Józef Wiśniewski, w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" powiedział, że zboże sprowadzał, ale się tego nie wstydzi.

- Z Ukrainy kupiłem 83 tys. ton zbóż w ciągu 4 lat. Dziś od ministra rolnictwa słyszę, że to nieetyczne. Pytam się w takim razie, gdzie ja jestem nieetyczny, bo tego nie rozumiem? Muszę z czegoś produkować paszę, jeśli na rynku nie ma zboża - powiedział Wiśniewski.

Prezes spółki Wipasz zaznaczył, że co roku firma kupuje z Ukrainy produkty do produkcji paszy, ale jest to 3-4 proc. tego, co nabywa u polskich rolników. - Kupujemy te, które w Polsce są niedostępne lub trudno dostępne - podkreślił.

Mimo podjętych prób nie udało nam się skontaktować z prezesem Wipaszu.

Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
gospodarka
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl