Łączny koszt "piątki Kaczyńskiego" zamknie się w kwocie 42 mld zł. A przecież jeszcze od września trzeba sfinansować wypłaty podwyżek dla nauczycieli, co będzie kosztować około 3 mld zł.
Pisaliśmy ostatnio o tym, jakimi płynnymi środkami władza obecnie dysponuje i że nie starczy bez dynamicznego poszukiwania chętnych na nasze obligacje. Objawiło się jednak jeszcze jedno źródło, które dostarczy pieniędzy. Inflacja.
Ta nazywana jest "cichym podatkiem". Mimo że oficjalnie rząd podatków nie podwyższa, to dzięki rosnącym cenom ma więcej pieniędzy w budżecie. Głównie z podatku VAT, który jest liczony przecież jako procent od ceny.
Zobacz też: Leszek Balcerowicz odpowiada Elżbiecie Rafalskiej ws. 500+
Kupujemy różne rzeczy, opodatkowane różnymi stawkami, ale średni VAT wynosi w Polsce 20,2 proc. od wydawanych przez nas pieniędzy, jak wyliczył money.pl. Każda złotówka wyższej ceny da więc średnio 20 gr więcej w kasie państwa.
Inflacja w górę
Można powiedzieć, że w ubiegłym miesiącu modły rządu o nowe źródła dochodu budżetu na sfinansowanie wielkich planów zostały wysłuchane. Ceny poszły w górę.
W kwietniu wzrosły o 2,2 proc. rok do roku - podał GUS. Tak wysokiego skoku cen w sklepach nie było od listopada 2017 r. W skali miesiąca wzrost (o 1,1 proc.) był najwyższy nawet od stycznia 2011 r.
Gdyby uwzględnić samą tylko inflację, to 2,2 proc. rocznie wzrostu cen da budżetowi o prawie 4 mld zł większe dochody. A gdyby tak inflacja doszła do powiedzmy 3,5 proc., czyli górnej granicy widełek NBP? Dochody państwa wzrosłyby wtedy o około 6 mld zł. Zamiast potrzebnych około 45 mld zł na "piątkę Kaczyńskiego" i podwyżki nauczycieli, wystarczyłoby wtedy znaleźć jeszcze "tylko" 39 mld zł.
Poza tym, stawki VAT są różne, a najlepiej dla budżetu, jeśli drożeje paliwo opodatkowane 23 proc. VAT-em, a nie żywność z 5-8 proc. VAT. Ceny tego pierwszego gnają ostatnio w górę. Żywność zdrożała w kwietniu o 3,3 proc. w skali roku, a ceny paliw aż o 8,5 proc. - podał GUS.
W ubiegłym roku w Polsce sprzedano 33,5 mld litrów paliw. Wzrost ceny paliwa o 8,5 proc. rok do roku daje budżetowi o około 3,4 mld zł więcej z podatku rocznie, tj. jeśli sprzedaż utrzyma się na dotychczasowym poziomie.
Biedronka żali się na zakaz i podnosi ceny
Gwoli sprawiedliwości trzeba zaznaczyć, że to nie tylko modły, ale i działania rządu wpłynęły na wzrost cen. Okazuje się, że zakaz handlu w niedziele ma też i wpływ na politykę cenową największych detalistów.
Już w pierwszym kwartale sieć Biedronka informowała, że przeciętna marża na sprzedawanych towarach wzrosła z 6,7 proc. przed rokiem do 9 proc. w tym roku. By nadrobić straty na mniejszej liczbie dni handlowych, ale i na wymuszonych przez rynek podwyżkach dla pracowników, sieć stwierdziła, że musi zarabiać o 2,3 proc. więcej na sprzedawanych towarach. I już mamy inflację.
Zakaz handlu w niedziele w ubiegłym roku zabrał sklepom trzynaście dni handlowych, a już w pierwszym kwartale tego roku aż siedem - żaliło się Jeronimo Martins w raporcie za pierwszy kwartał.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl