Jeszcze rok temu kilogram pietruszki był po 9 zł. Teraz to koszt rzędu 15 zł, a nawet 20 zł. Blisko dwukrotnie więcej trzeba zapłacić za ziemniaki, o 70 proc. w rok podrożała kapusta, a o 50 proc. cebula. Za cenę chleba sprzed roku teraz dostaniemy połowę bochenka.
Nie tylko ceny żywności dramatycznie idą w górę. Pasta do zębów kosztuje o jedną trzecią więcej, a papier toaletowy podrożał w rok o blisko 40 proc. Można tak wymieniać jeszcze długo. Tymczasem Główny Urząd Statystyczny kilka dni temu podał, że średni wzrost cen, czyli inflacja, to zaledwie 2,6 proc.
Pod artykułami o inflacji wrze. W komentarzach wielu czytelników krytykuje GUS za fałszowanie statystyk, które zaniżają rzeczywisty obraz tego, jak zmieniają się ceny.
Mniej lub bardziej merytoryczne dyskusje toczą się także na twitterze.
Nawet ekonomiści bankowi zwracają uwagę na to, że coraz bardziej rozjeżdża się to, jak wszyscy konsumenci odczuwają we własnym portfelu wzrost cen, a jak wyglądają statystyki państwowe.
Co z tą inflacją?
Inflacja to po prostu wskaźnik mówiący o ile wzrósł średnio poziom cen. Choćby na przykładzie średniego wynagrodzenia (wynosi teraz około 5 tys. zł brutto) widać, że jest to bardzo niedokładna miara. Pracowników dostających dokładnie tyle pieniędzy nie ma wielu. W praktyce okaże się, że zarabiających od 2 do 5 tys. zł jest więcej niż tych z płacą rzędu 5-100 tys. zł. Podobnie jest z cenami.
Dodatkowo, ze względu na to, że na rynku dostępne są setki tysięcy produktów, konieczne są pewne założenia i uproszczenia ze strony GUS. Przykładem może być kiełbasa podwawelska. W zależności o producenta, których jest wielu, ceny za kilogram są mocno rozstrzelone. GUS musi więc wziąć jedną z nich lub uśrednić ceny, a to sprawia, że jest to już tylko przybliżenie obarczone błędem. Jedni stwierdzą, że płacą 10 zł za kilogram, a inni 30 zł. GUS, uśredniając to do 20 zł, już skazuje się na błąd.
Kolejne błędy związane z próbą uśredniania statystyk tworzą się w momencie, gdy GUS musi zebrać dane na temat cen całych grup towarów i usług, np. wędlin ogółem (różne rodzaje kiełbas, szynek itp) i wyliczyć, ile przeciętnie one wszystkie podrożały.
Następnie, uwzględniając pozostałe grupy produktów spożywczych, musi podać, o ile średnio zwiększyła się cena żywności. Żeby to ogarnąć, jest konieczność stworzenia pewnego modelu koszyka inflacyjnego, a więc typowego koszyka zakupowego Kowalskiego, w którym różnym produktom przyznaje się wagi (w zależności od tego, jak często i dużo kupujemy).
Na tym nie koniec problemów. Żeby wyliczyć inflację, która w czerwcu wyniosła 2,6 proc., GUS musi ustalić wagi w koszyku zakupowym dla różnych kategorii towarów i usług. Pytanie więc, jak np. w skali roku duży udział w zakupach ma odzież, żywność, wydatki na rozrywkę, kulturę, transport, zdrowie itp. Dopiero sumując te wszystkie dane, gdzie każda wartość jest obarczona pewnym błędem, wychodzi liczba. To inflacja.
Koszyk zakupowy
Ostatnich zmian w koszyku GUS dokonał w marcu tego roku. Wiadomo, że monitoruje ceny około 1400 towarów i usług. Odbywa się to w 35 tys. sklepów w całej Polsce, niezależnie od wielkości. Mowa zarówno o małych osiedlowych sklepikach, jak i dużych sieciach handlowych (już między nimi bywają duże różnice cen tych samych produktów). Na wyliczenie inflacji na poziomie 2,6 proc. w czerwcu złożyło się około 260 tys. różnych wartości (cen).
źródło: GUS
Skąd biorą się wagi? Pochodzą z cyklicznego badania ankietowego, mierzącego wydatki i dochody około 40 tys. gospodarstw domowych. Ankietowani wypełniają specjalne dzienniczki, w których zapisują swoje codzienne zakupy. Dzięki nim GUS ustala, co konsumenci kupują i w jakiej ilości.
Co ważne, towary o dużej wartości, których zakup odbywa się rzadko (raz na kilka lat - np. samochody, sprzęt RTV i AGD), znikają konsumentom z oczu. Tymczasem każdego dnia ktoś taki zakup realizuje (wpisuje w dzienniczku) i stąd spadek cen elektroniki ma wpływ na średnią całego koszyka, zaniżając podwyżki np. cen żywności.
Szokujące podwyżki żywności są wiec niwelowane znacznie mniejszymi podwyżkami innych towarów. W niektórych przypadkach, takich jak odzież i obuwie, których udział w koszyku to niecałe 5 proc., od dawna mamy nawet do czynienia z obniżkami cen rzędu kilku procent.
Warto obalić jeden z mitów. Często błędnie powtarzane są hasła, że inflacja jest zafałszowana przez ceny czołgów, ziemi rolnej czy dzieł sztuki. Należy podkreślić, że inflacja dotyczy z definicji dóbr konsumpcyjnych, nie może zatem obejmować wszystkich możliwych wydatków.
Narzekając na inflację i metodologię jej wyliczania, trzeba podkreślić, że nikt do tej pory nie wymyślił lepszego sposobu na ustalenie, jak średnio zmieniają się ceny. Tę samą metodę stosuje się na całym świecie. A nie można podważać sensu wyliczania inflacji, bo na jej podstawie np. waloryzowane są emerytury czy inne świadczenia socjalne. W dużej mierze od niej uzależnione są stopy procentowe, a więc pośrednio stawki oprocentowania kredytów i lokat w bankach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl