Piotr Pilewski, money.pl: Jaka refleksja towarzyszyła napisaniu książki "Ekonomia dla ciekawych"?
Prof. Witold Orłowski, ekonomista: Przyszła ona wiele lat temu (…). Poziom wiedzy ekonomicznej w Polsce nie jest wysoki. Nie chodzi o znajomość definicji, ale o zrozumienie podstawowych mechanizmów gospodarczych i związków między nimi. Widziałem już pierwsze komentarze (po publikacji książki – przyp. red.). Że przecież wszystko jest jasne. Ale jeśli tak jest, to dlaczego wielu ludzi zawarło umowy hipoteczne ze zmienną stopą i teraz twierdzą, że nie wiedzieli, że wysokość tej stopy może się zmieniać (…).
Nie mówię już o popieraniu różnych bezsensownych pomysłów polityków, które brzmią sensownie dla tych, którzy nie mają cienia orientacji, jak działa gospodarka (…). Bez odpowiedniej wiedzy będziemy żyli w społeczeństwie, gdzie ludzie będą popełniać różnego typu błędy. Czy głupio głosując w wyborach i popierając populistów, czy zaciągając kredyty wtedy, kiedy nie powinni. Uznałem, że dorośli z reguły są tak przekonani co do swojej wiedzy i mają swoje poglądy, że warto edukować przede wszystkim młodych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Minister edukacji zapowiedział, że w 2023 roku do szkół wejdzie przedmiot "Biznes i zarządzanie", a podstawa programowa ma być konsultowana m.in. z ekspertami z SGH. Z drugiej strony - jak wynika m.in. z badań Związku Przedsiębiorców i Pracodawców (ZPP) - Polacy nie wiedzą, że rząd nie ma swoich pieniędzy. Choć zawsze pieniądze można dodrukować.
Trzeba sobie wtedy zadać pytanie o konsekwencje uruchomienia fabryki pieniędzy. Przy czym one nie są też takie proste, jak mogłoby się wydawać. To są dość skomplikowane mechanizmy. Uznałem więc, że w ramach jednej książki warto je opisać.
Ale mamy mechanizmy wsparcia w postaci zamrożenia cen prądu, gazu albo dopłat węglowych. Co jest w tym złego?
Nie ma na to prostej odpowiedzi. Zresztą w książce, którą pisałem, kiedy nikt o tym nawet nie pomyślał, przesłuchujący pytają profesora, czy nie można po prostu zamrozić cen. Pada tam odpowiedź, że oczywiście w nadzwyczajnej sytuacji może się to zdarzyć, ale potem zaczynają działać poszczególne mechanizmy. I tak na początku wszyscy są zadowoleni, bo ceny nie rosną (…), ale ma to swoje konsekwencje.
Takie rozwiązania jak te, są oczywiście możliwe w nadzwyczajnych sytuacjach, ale to nie jest rozwiązanie problemu. To krótkookresowe odsunięcie problemu w czasie, który może powrócić w jeszcze ostrzejszej formie (…). Istota problemu jest taka, że inflację można zwalczać tylko innymi metodami, a zamrożenie cen, czy stosowane przez rząd tarcze, go nie rozwiązują.
Przed nami bardzo trudne miesiące. Wystarczy spojrzeć za okno, czy za wschodnią granicę. Jaki scenariusz pan kreśli?
Są dwa bardzo niebezpieczne trendy i dwa fundamentalne zagrożenia, od których zależy, jak dalej ten scenariusz będzie wyglądał. Po pierwsze to trend gospodarki, która idzie w stronę recesji, przy czym im większe będą braki np. energii zimą, tym ta recesja będzie głębsza. Nie tylko w Polsce, ale i np. w Niemczech.
Mamy na to jednocześnie nałożoną sytuację inflacyjną, która w głównej mierze związana jest ze wzrostami cen energii i żywności. Natomiast nasz rząd i NBP przez swoją wieloletnią politykę i nieudolność się do tego przyczynili. W związku z tym grozi nam recesja i jednocześnie wysoka inflacja, a nawet i taka, która będzie przyspieszać, a nie spowalniać.
Zobacz całą rozmowę z prof. Witoldem Orłowskim w programie "Money.pl"
Dwa największe zagrożenia, które zdecydują o tym, w którą stronę rozwinie się scenariusz, są natury zewnętrznej i wewnętrznej. Ten pierwszy to oczywiście dalszy przebieg wojny i możliwość potężnego ograniczenia dostaw gazu do Europy (…). Natomiast największe ryzyko wewnętrzne jest inne.
W obecnej sytuacji potrzebna jest bardzo odpowiedzialna, ostrożna, a jednocześnie odważna polityka gospodarcza. Natomiast za rok mamy wybory. I mam czarne obawy, że rządzący przestaną przejmować się tym, co się będzie działo z gospodarką i jedyna rzecz, która będzie się liczyła to kalkulacja związana z pozyskaniem wyborczych głosów. Nie licząc się przy tym, jakie na dłuższą metę będą gospodarcze konsekwencje.
Zmierzamy w stronę potężnego sztormu, a kierujący naszym okrętem mówią, że ich w ogóle nie interesuje to, co jest na morzu. Ważniejszy dla nich może być dobry humor załogi. Scenariusze zależą więc od sytuacji. Taki najbardziej prawdopodobny, dość optymistyczny, to nieduża recesja, z której wybrniemy. Inflacja oczywiście będzie wysoka - na poziomie kilkunastoprocentowym, po dwudziestoprocentowym piku.
Ale są i scenariusze ciemniejsze, zakładające inflację, która przyspiesza znacznie powyżej dwudziestu procent i recesji, która może być bardzo poważna. Miejmy nadzieję, że czynniki zewnętrzne ułożą się dobrze, choć jest to poza naszą kontrolą… I miejmy też nadzieję, że rządzący zachowają jakieś poczucie odpowiedzialności za to, co się dzieje, a nie uznają, że po wyborach choćby potop (…).
Więcej o projekcie edukacyjnym i samej książce na www.porwaniprzezekonomie.pl
Piotr Pilewski, szef money.pl