- Inflacja jest kwestią, którą należy odnosić do wzrostu wynagrodzeń – powiedział w piątek premier Mateusz Morawiecki, zapytany podczas konferencji prasowej o zaskakująco wysoką inflację w lipcu, która wyniosła 5 proc. w skali roku.
Następnie premier przytoczył dane GUS i powiedział, że w całym 2021 roku "inflacja oscyluje powyżej 4 proc., ale wynagrodzenia wzrosły w gospodarce narodowej o 9,8 proc.”.
Diabeł tkwi w szczegółach
Z twardymi danymi nie można dyskutować, jednak diabeł tkwi w szczegółach. I kiedy się im przyjrzymy, okaże się, że sytuacja nie jest już tak jednoznaczna. Przeciętne płace faktycznie wzrosły w czerwcu o 9,8 proc. w skali roku, jednak dane te nie dotyczą gospodarki narodowej, tylko sektora przedsiębiorstw, czyli firm zatrudniających więcej niż 9 osób.
W czerwcu zatrudnienie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło 6,3 mln, jest to zatem jedynie pewien wycinek rynku pracy. Nie uwzględnia budżetówki (w której przez brak podwyżek aż się gotuje), nie uwzględnia mikroprzedsiębiorstw.
9,8-procentowy wzrost nie dotyczy także emerytur i rent, które wzrosły mniej, bo o 6,5 proc. w skali roku. Z kolei świadczenia 500+, które są ważnym składnikiem budżetów wielu rodzin, nie rosną wcale.
Skupmy się jednak tylko na pensjach, o których mówił premier. Wzrost o 9,8 proc. w skali roku oznacza, że średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło w czerwcu 5802 zł miesięcznie brutto i było o 516 zł wyższe niż w czerwcu ubiegłego roku.
- Kiedy wynagrodzenia rosną dwa razy szybciej niż inflacja, to znaczy, że za podobną pulę środków możemy kupić więcej kilogramów cukru, więcej litrów benzyny, więcej par obuwia - przekonywał w piątek premier.
Jak zmieniały się ceny
Wzięliśmy pod lupę średnie, publikowane przez GUS, ceny kilku podstawowych dóbr i zestawiliśmy je w tabeli. Bo choć średnia inflacja to obecnie 5 proc., to poszczególne produkty mogą drożeć znacznie bardziej, ceny niektórych mogą natomiast stać w miejscu. Dla szerszego oglądu sprawy sprawdziliśmy ceny z ostatnich sześciu lat.
Wnioski są ciekawe, bo na przykład ziemniaki rok i dwa lata temu były droższe niż obecnie. Jednak chleb jeszcze nigdy nie kosztował tyle, co teraz.
Sprawdziliśmy też, czy przez te sześć lat rzeczywiście znacznie się wzbogaciliśmy i możemy sobie pozwolić na więcej. W czerwcu 2015 roku kilogram ziemniaków kosztował średnio 1,76 zł. Z kolei średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wynosiło 4039 zł brutto miesięcznie. Za taką kwotę można było wtedy kupić prawie 2295 kg ziemniaków.
Z kolei w czerwcu 2021 roku za przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw można kupić 2311 kg ziemniaków, czyli raptem 16 kilogramów więcej. Na przestrzeni ostatnich sześciu lat średnie pensje brutto poszły w górę o 43,6 proc., a średnie ceny ziemniaków o 42,6 proc. Różnica jest zatem minimalna. Chleb również zdrożał o ponad 40 proc. - w czerwcu 2015 roku kosztował średnio 2,2 zł za 0,5 kg, natomiast sześć lat później średnia cena to 3,13 zł.
Od czerwca 2015 roku do czerwca 2021 roku średnio o ponad 30 proc. zdrożały też masło, cukier czy szynka. Jednak są też takie produkty, jak np. marchew, jabłka czy mleko, które zdrożały w tym czasie zaledwie o kilka procent. Możemy ich więc kupić znacznie więcej.
A jak jest z cenami produktów innych niż jedzenie? Od czerwca 2015 do czerwca 2021 żywność i napoje bezalkoholowe zdrożały średnio o 21 proc. Energia elektryczna dla gospodarstw domowych zdrożała o 14 proc., wizyta u lekarza specjalisty - średnio o ponad 50 proc., benzyna Pb-95 - średnio o 9 proc., a przejazd autobusem miejskim - 11 proc.
Inflacja wiele zmienia
Ważniejszy od nominalnego wzrostu wynagrodzeń jest wzrost realny, czyli uwzględniający inflację. W czerwcu 2021 roku wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw wzrosły o wspomniane 9,8 proc. w skali roku, natomiast jeśli weźmiemy pod uwagę inflację - już tylko 5,1 proc.
Natomiast renty i emerytury wzrosły w czerwcu o 6,5 proc. w skali roku, a po uwzględnieniu inflacji - już tylko o 2,5 proc.