Dopiero w połowie marca GUS poda dane o inflacji w lutym, ale według wielu ekonomistów to właśnie miniony miesiąc charakteryzował się najwyższym poziomem drożyzny. W marcu i kolejnych miesiącach wzrost cen ma natomiast zacząć zwalniać. To zdanie podziela minister finansów Magdalena Rzeczkowska.
- W tej chwili jesteśmy w takim momencie, w którym mamy silne spowolnienie konsumpcji i peak (szczyt - przyp. red.) inflacyjny. Spodziewamy się, że od marca inflacja powinna zacząć spadać. Jest nadzieja, że pod koniec roku będzie jednocyfrowa – powiedziała w poniedziałek PAP minister finansów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Widać szansę na poprawę
Zaznaczyła, że nie będzie to jeszcze poziom celu inflacyjnego NBP (który wynosi 2,5 proc. z możliwym odchyleniem o jeden punkt procentowy). - Przed prezesem Narodowego Banku Centralnego pewnie kolejny rok sprowadzania inflacji do celu, ale polityka monetarna okazała się bardzo dobra, bo nie mamy w gospodarce recesji, nie mamy twardego lądowania, a jednocześnie wiele wskazuje na to, że inflacja za chwilę zacznie szybko spadać. Mamy spowolnienie gospodarcze, ale nie tylko w Polsce - stwierdziła Magdalena Rzeczkowska.
Zwróciła też uwagę, że inflacja jest w znacznym stopniu importowana z zewnątrz - chodzi głównie o ceny energii i żywności. - W obu kategoriach widzimy stabilizację, a nawet spadek globalnych cen. To z czasem będzie miało wpływ także na odczyty inflacji w Polsce - oceniła minister finansów.
O szybszy wzrost gospodarczy będzie trudno
W ustawie budżetowej na 2023 rok rząd założył, że wzrost PKB wyniesie 1,7 proc., a inflacja średnioroczna 9,8 proc. Magdalena Rzeczkowska przyznała jednak, że z osiągnięciem takiego poziomu gospodarczego może być w tym roku problem. - Prognozy analityków rynkowych oscylują w okolicach 1 proc., pomiędzy 0,7 a 0,9 proc. i myślę, że jest to bardziej realistyczna prognoza. Natomiast wierzę w polską gospodarkę, ale też działania rządu polegające na wsparciu inwestycji publicznych, które mają na celu podtrzymanie wzrostu gospodarczego - powiedziała szefowa MF.
Jak wyliczył ekonomista SGH Marcin Czaplicki, gdyby inflacja w 2022 r. wyniosła tyle, ile wynosi cel NBP (2,5 proc.), Polacy zapłaciliby za towary i usługi mniej o 175,5 mld zł. To daje kwotę 4620 zł na osobę. Tymczasem z danych GUS wynika, że średnioroczna inflacja w ubiegłym roku sięgnęła 14,4 proc.
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj