Magda na zakupy nie zabiera listy potrzebnych produktów. - Kupuję tylko to, co jest na promocji. Inaczej, trudno byłoby mi skompletować niezbędne rzeczy w danym miesiącu – przyznaje. Ma 46 lat, od 21. roku życia jest na rencie. Cierpi na choroby wewnętrzne. Jej stały miesięczny dochód to 1200 złotych. Od czasu do czasu opiekuje się dziećmi, wtedy dorobi kilkaset złotych, niekiedy uda się i tysiąc.
Mieszka sama na jednym piętrze domu, pozostałą część zajmuje siostra z rodziną. Wydatki na utrzymanie dzielą sprawiedliwie.
- Dokładam 20 proc. do opłat za media. Ale to kilkaset złotych miesięcznie, a koszty cały czas rosną. Teraz największy wydatek to opał na zimę. Rok temu za tonę ekogroszku trzeba było zapłacić 900 złotych. Teraz kupiliśmy dwie tony po 1460 zł i kolejne dwie tony po 1550 zł. To nie wystarczy do końca zimy, potrzebujemy jeszcze z tonę, a ceny sięgają już 2 tys. zł. Chrustu nie zbiorę, bo mamy dobry piec, który go nie przyjmie. Podrożała kanalizacja, z 25 zł na 30 od osoby, odbiór śmieci to teraz 25 zł od lokatora, w ciągu roku podrożał o prawie sto procent – wylicza.
Na śmieciach i tak oszczędza 2 zł miesięcznie, bo ma przydomowy kompostownik i kury, które - jak podkreśla - zjedzą prawie wszystko.
Przyznaje, że w trakcie rządów Prawa i Sprawiedliwości jej renta znacznie wzrosła.
- Przed 2015 rokiem miałam 600 złotych, teraz 1200. Co z tego, jak wtedy udawało mi się kupić więcej niż teraz – Magda bezradnie rozkłada ręce. W tym roku oszczędziła na wakacjach.
- Jeszcze dwa lata temu sama pojechałam moim małym peugeotem nad morze. Za paliwo zapłaciłam 300 zł. W tym roku chciałyśmy pojechać z koleżanką w to samo miejsce. Zaczęłyśmy planować, gdy benzyna była po 5 zł. Zaraz skoczyła do 6. Powiedziałam koleżance, że jak będzie po 7, to już się nie opłaca jechać. No i nie pojechałyśmy razem. Koleżanka zrezygnowała, bo rata jej kredytu na mieszkanie wzrosła z 500 zł do 950. Pojechałam z dwójką znajomych samochodem na gaz. Każdy dał po 300 zł na paliwo – opowiada kobieta.
Nad morzem też liczyła każdą złotówkę: - Poszliśmy do restauracji, zobaczyliśmy ceny i wyszliśmy. Gofra też nie kupiłam. 25 zł za sztukę? Absurd, za tyle to w domu mam kopę gofrów.
Z wakacji wysłała do znajomych trzy pocztówki, a i tak wydała blisko 16 złotych. Jeden znaczek to teraz 4 zł, kartka z morskim krajobrazem – 1,9 zł.
- Takie ceny na poczcie! – nie może wyjść ze zdumienia. - Potem w chińskim sklepie zobaczyłam ładniejsze pocztówki po złotówce, ale już trudno.
Niby masło, tyle że light
W Pcimiu są dwa duże sklepy – Delikatesy Centrum oraz Lewiatan. - Niestety nie ma tego w amerykańskim stylu, do którego wjechalibyśmy samochodem - śmieje się Magda. O takim sklepie mówił w Grójcu prezes Jarosław Kaczyński, gdy chwalił Daniela Obajtka i okres, gdy obecny prezes Orlenu był wójtem Pcimia.
- On w tej gminie dokonywał cudów. Stworzył chyba jedyny do tej pory w Polsce taki sklep w stylu amerykańskim, gdzie można wjechać samochodem i prosto z samochodu kupować, brać z półek - opowiadał Kaczyński, co okazało się nieprawdą.
Zakupy zaczynamy z Magdą od Delikatesów Centrum. Od razu omijamy dział z warzywami i owocami, bo pomidory, ogórki i maliny Magda wyhodowała sama w ogródku: - Kupowałam tylko truskawki i czereśnie, choć i tak mniej niż zwykle, bo ceny były szalone.
Przy nabiale do koszyka wpada zsiadłe mleko za 2,99.
- Poszło w górę o złotówkę. A proszę zobaczyć na mleko. Karton za 3,19 zł. To i tak dobra cena, ale żeby było kilka groszy taniej, trzeba kupić 12 litrów, a tyle nie potrzebuję.
Kolejny artykuł – masło. Jest takie za nawet 10 zł, ale bierzemy za 7,49.
- O, jest jeszcze tańsze. Za 6,29 – ekscytuje się Magda, ale po chwili stwierdza: To żadne masło, ma tylko 60 proc. tłuszczu.
Rzeczywiście, na opakowaniu pod napisem "Masło" jest dopisek "Light". Kobieta obok narzeka na smak. "Czuć margaryną". Hasło "oszukaństwo" pada też przy mąkach, gdy okazuje się, że jedna z niższych cen dotyczy opakowania, które nie zawiera kilograma produktu, a 100 gramów mniej.
Przy nas masło light drożeje o kilkadziesiąt gorszy - pracownica sklepu zmienia kartkę z ceną 6,29 i zastępuje taką z 6,79. Mówi, że można kupić za 5,99 zł, ale trzeba wziąć na raz trzy sztuki.
- Nic nie opada, tylko idzie w górę. Każdego dnia – przyznaje ekspedientka i dodaje: - Ale na jedzeniu się nie oszczędzi. Ludzie robią podobne zakupy, co wcześniej, ale dłużej stoją przy półkach i sprawdzają ceny.
Dalej lada z serami, najtańszy za 31,9 zł za kilogram. Bierzemy 15 deko. Wędliny omijamy szerokim łukiem. - Rzadko je kupuję, jak już to kawałek kiełbasy w mięsnym - wyjaśnia Magda.
Na promocji znajdujemy jeszcze herbatę, rabat 70 groszy. Łącznie, za masło, dwie herbaty, ser, litr mleka świeżego i opakowanie zsiadłego Magda płaci 25,69 zł. - I co ja tak naprawdę kupiłam? - dziwi się, patrząc na produkty wyłożone na kasę.
- A co z kosmetykami? - pytam.
- Jestem konsultantką Oriflame. Dużych pieniędzy z tego nie ma, ale wychodzi, że z tego co zarobię, wystarcza właśnie na kosmetyki. Pastę do zębów też mam z Oriflame.
Sprawdzamy ceny w Lewiatanie. Zsiadłe mleko tańsze o 44 groszy niż w Delikatesach. Masło droższe o kilka groszy. Najtańsze za 6,29 zł, ale... za 170 g, a nie standardowe 200. Kilogram cukru za 5,99 zł. Obok kartka z informacją: "Limit na cukier 20 kg na paragon".
Przy cukrze spotykamy znajomych Magdy. Para emerytów śmieje się z informacji o limicie - "jak za komuny".
- Drożyzna? Ja się trzęsę na to słowo, ale co zrobimy? A będzie tylko gorzej. A najgorzej, proszę pana, będzie z opałem. Kupiliśmy cztery tony ekogroszku za 1,6 tys. zł - mówi mężczyzna.
- Ale dostaniecie 3 tys. zł dodatku – wtrącam.
- Dziś zadzwoniłem do gminy. Pani powiedziała, że nie mają jeszcze żadnych wytycznych, jak to będzie wypłacane. Mogę zadzwonić za 2-3 tygodnie, może będzie coś wiedzieć. W tym wniosku może być tak, że jak już kupiłeś węgiel, to ci się dodatek nie należy. Ja im nie wierzę, tak samo jak kobiecie - uśmiecha się i zerka na żonę, czy aby nie przegiął.
Głos z Chicago w Pcimiu: Musimy pogodzić się z losem
Niedaleko Lewiatana jest Orlen. Benzyna 95 - 7,49 zł, diesel – 7,77 zł, gaz – 3,42. Drożej niż na większości stacji w Krakowie.
- To jest tragedia. Tragedia w Polsce, tragedia na stacjach benzynowych – rzuca młody mężczyzna tankujący ropę do volkswagena passata. Nie ma karty lojalnościowej obniżającej cenę o 30 groszy na litrze.
- Nie robi mi różnicy czy to Orlen czy BP, po prostu muszę zatankować. Niech się Obajtek buja z tymi 30 groszami. Podnieśli ceny z 5,2 do 8 złotych i łaskawie dają 30 groszy rabatu. I ludzie w to wierzą. Bądźmy realistami. To samo z węglem. Tona węgla na składzie kosztuje dwa czterysta, a oni dają trzy tysiące. Ja potrzebuję trzy tony. Nie chcę nic mówić o polityce, Kaczyńskim czy Obajtku – zaznacza i zawiesza głos.
- Szczerze? - pyta po chwili.
- Bardzo proszę.
- Tamten rząd kradł. Nie ukrywajmy, że tak nie było. Ale ten kradnie w żywe oczy, na bezczelnego. I mówi, że rozdaje. Rozumiem, że wierzą im starsi ludzie, którzy mają włączoną tylko jedną stację, polską, prawidłową. Oni słyszą jeden przekaz, są zaślepieni. Ale mam młodych znajomych, którzy 7 lat temu głosowali na PiS i mówią, że oni dali. Ja pytam, co dali. No wiadomo: 500 plus. Odpowiadam: Widziałeś, żeby PiS dał ze swojej kieszeni? Przecież to z naszych podatków. Teraz, przy tych cenach, pytam ich: to co, dalej głosujecie na PiS? A oni: Na tych, co będą dawać... Tragedia.
Rozmówca uświadamia mnie politycznie, a na stację podjeżdża starszy pan. Gdy wysiada z opla, prosi o pomoc przy zlokalizowaniu dystrybutora z dieslem. Szybko dowiadujemy się, że każdego roku przyjeżdża do Pcimia, z którego pochodzi, na wakacje. Od lat mieszka pod Chicago. - Na całej kuli ziemskiej jest ten problem, u nas w Stanach też drogo. Musimy pogodzić się z losem – zaczyna, gdy słyszy, o czym rozmawiamy.
- I też narzekacie jak Polacy?
- Narzekamy, bo mamy złego prezydenta.
- A w Polsce jest dobry rząd?
- Lepszy niż jakby był ten Tusk. To by nas Rosja i Niemcy podzielili.
Segregacja śmieci - do palenia w dzień i w nocy
Na ceny produktów w sklepie nie zwraca uwagi Tomasz. Rozmawiamy przy kawie na tarasie jego domu otoczonego wysokimi drzewami.
- Chyba nie będę dobrym przykładem osoby cierpiącej z powodu inflacji, ale i mnie ona dotyka – zaznacza.
Ma 53 lata, mieszka z partnerką i czterema uchodźcami z Ukrainy. Pracuje w międzynarodowej firmie na kierowniczym stanowisku. Mógłby pracować z każdego miejsca na świecie. To dlaczego z Pcimia? - Bo tu jest pięknie - odpowiada. Oboje z partnerką zarabiają dużo powyżej średniej krajowej
- Nie mamy prawa narzekać, ale już na Polskim Ładzie straciliśmy dużo pieniędzy, a teraz raty kredytu poszły o 1,5 tys. zł do góry, każdego tygodnia tankuję 50 litrów benzyny, więc zamiast tysiąca miesięcznie zostawiam na stacjach 1,5 tys. Myślę, że ostatnie zmiany podatkowe i podwyżki powodują miesięczną stratę około 5 tys. zł - podlicza.
Przyznaje, że jego życie na razie się nie zmieniło - nie kupuje mniej jedzenia, nie wybiera produktów gorszej jakości, nie zrezygnował z wakacji. Fakt, mniej wydaje na "zabawki" - w tym roku nie kupił kolejnych obiektywów do aparatu, a fotografia jest jego pasją.
Tomasz na razie nie obawia się zimy, ale denerwuje się, gdy rozmawiamy na ten temat.
- Palimy gazem, a chałupa jest stara, nieocieplona, więc w okresie grzewczym wychodzi 2 tys. zł na miesiąc. Będzie 4? Przeżyjemy, ale nie w tym problem. Wkurza mnie, jak rząd marnuje pieniądze, jak wydaje 11 mld zł na dodatek do węgla. Tym, którzy przeszli na ekologiczne źródła ciepła, rząd pokazuje wyprostowany palec, a dla tych, którzy trują i zanieczyszczają środowisko, ma nagrodę w wysokości 3 tys. zł. Ta zima będzie straszna. W Pcimiu każdego roku jest ogromny smród, tu dzieli się śmieci na palne w dzień i palne w nocy. Nie wyobrażam sobie, co będzie po tych podwyżkach cen węgla. Poumieramy z tego smogu.
Obawy o przyszłość? - Najgorsza jest nieprzewidywalność. Nie wiadomo, co rząd wymyśli, by okraść lepiej zarabiających, by dać innym. I nie mówię: "zabiera, by dać biednym". Bo programy socjalne nie są niczym złym, gdy prowadzone są z głową. A jeśli pieniądze, zamiast na nauczycieli, to idą na 15. pensję dla górników, gdy nauczyciele dostają kilkaset złotych podwyżki, a politycy tysiące, to mam wątpliwości - mówi Tomasz.
Mężczyzna nawiązuje do planowanych podwyżek dla polityków (rozmawialiśmy, gdy te plany jeszcze nie zostały cofnięte). Padały kwoty: dwa tysiące brutto dla prezydenta, tysiąc sześćset dla premiera, wicemarszałków oraz po tysiąc złotych dla posłów i senatorów.
- W ostatnich wyborach PiS dostał w Pcimiu ponad 70 proc. To się zmieni w związku z drożyzną? - pytam.
- Mieszkając tutaj, nie można nie mieć znajomych, którzy głosowali na PiS. No tak, narzekają na drożyznę, ale ich zdaniem za PO było gorzej. Trudno znaleźć argumenty, które ich przekonają. Ciężko się dyskutuje, bo powtarzają przekaz z telewizji i radia, wiadomo których, no i z kościoła.
To może dziwnie brzmi, ale ta sytuacja mi służy
Rosnące ceny nie martwią na razie Piotra, prowadzącego restaurację przy "starej zakopiance", równoległej do ekspresowej siódemki w stronę stolicy Tatr.
- Ceny rosną, ale są klienci, którzy zostawiają u nas pieniądze. Jesteśmy na rynku kilkadziesiąt lat, nasza jakość jest znana i to przyciąga gości. Mamy ceny porównywalne do konkurencji, musimy je podnosić, bo nie mamy wyjścia. Do pandemii nie ma co wracać, bo to był dramat, ale teraz sytuacja jest lepsza niż przed koronawirusem. Po zamknięciu w domach ludzie łaknęli wyjścia na zewnątrz, więc i w restauracjach ruch większy. W Polsce są ludzie, których stać na obiad w knajpie – mówi z przekonaniem.
Jego zdaniem inflacja przynosi też korzyść dla pracodawców.
- Jeszcze nie tak dawno, gdy szukałem kogoś do pracy, nikt nie reagował na oferty. Teraz ludzie mają wyższe raty do spłaty i o ile wcześniej wiązali koniec z końcem, to teraz tego grosza może brakować. I tak zwiększyło się zainteresowanie pracą, pojawili się chętni. To może dziwnie brzmi, ale ta sytuacja mi służy.
- A czego się boję? Żeby znowu nas nie zamknięto w domach z powodu pandemii. No i żeby nie odcięto nas od gazu i prądu, bo bez tego nic nie ugotuję. Myślę, że jak będziemy dobrze pracować, to będzie nas stać na rachunki. Będziemy też wprowadzać zmiany, by trochę energii oszczędzić. Na pewno jednak nie zmniejszymy porcji i nie zejdziemy z jakości. Koniecznie pan to napisze.