– Luty był miesiącem, kiedy inflacja była najwyższa, a marzec to miesiąc, kiedy zaczyna się dezinflacja. Można więc powiedzieć, że od dzisiaj zaczęła się dezinflacja – powiedział 1 marca w Polsat News wiceminister finansów Piotr Patkowski.
Pierwszy kwartał jest okresem przesilenia, a więc szczytowej inflacji – szczyt nastąpił w lutym – oraz dołka, jeśli idzie o spowolnienie gospodarcze. (...) Widzimy, że scenariusz miękkiego lądowania gospodarki zaczął się realizować i II kwartał będzie okresem odbicia oraz silnej dezinflacji – stwierdził.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Minister widzi rzeczywistość przez różowe okulary
W komentarzu dla money.pl Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP wskazuje: – Pan minister nie mija się twardo z prawdą, tylko widzi rzeczywistość przez różowe okulary.
– Wszyscy spodziewają się szczytu w lutym 2023 r., a później hamowania inflacji. Jednak prezentowanie tej sytuacji jako jakiegoś rodzaju sukcesu, jest całkowicie chybione – ocenia ekspert.
To jest propaganda sukcesu. A to, że zejdziemy z 18 do 15 proc. w parę miesięcy, to raczej nie jest powód do zadowolenia. Inflacja powinna w ogóle nie rosnąć powyżej 10 proc. – podkreśla Sobolewski.
Jego zdaniem, gdyby w Polsce inflacja była w tzw. inflacyjnym celu, który wyznaczył sobie NBP (czyli w przedziale od 1,5 do 3,5 proc., a w przypadku różnego rodzaju szoków – na poziomie 5-6 proc.), to wtedy moglibyśmy to uważać za sukces rządu i NBP.
Co z tą inflacją?
Hamowanie inflacji zawdzięczamy – jak podkreśla ekspert – w dużej mierze sytuacji na światowych rynkach żywności i energii, gdzie ceny wróciły do tych sprzed inwazji Rosji na Ukrainę. Jednak cała inflacja z dnia na dzień nie zniknie. Ta jej część, którą w ocenie Sobolewskiego zawdzięczamy zbyt luźnej polityce NBP i rządu PiS, ma zostać z nami na dłużej.
– Oczywiście przedstawiciel rządu może wiedzieć więcej, bo rząd ma bezpośredni wpływ na odczyty inflacyjne i stosując różnego rodzaju ulgi, może je zmniejszać, rozkładając efekty inflacyjne w czasie – podkreśla ekspert.
– Nie jest w ogóle wykluczone, że tuż przed wyborami, za pomocą takich manewrów, będziemy mieć odczyt poniżej 10 proc. Co z tego, jeśli później znowu inflacja się odbije? – dodaje.
W jego ocenie sprowadzenie inflacji w okolice celu (2,5 proc.) będzie bardzo trudne i nie uda się to w Polsce pewnie jeszcze przez cały 2024 r.
Co więcej, nasz kraj obecnie zyskuje dzięki zdecydowanej polityce banków centralnych w USA czy strefie euro, które zapewniają, że ich priorytetem jest walka z inflacją i nie zakończyły jeszcze cyklu podwyżek stóp procentowych. Jeśli jednak się zawahają i zamiast 2 proc. zadowolą się na przykład 4-proc. inflacją, to my zostaniemy – w ocenie Sobolewskiego – z inflacją na poziomie 8 proc. na dłuższy czas.
Najnowsze dane o inflacji w strefie euro niepokoją
Tymczasem w czwartek poznaliśmy najnowsze dane o inflacji w strefie euro, która okazała się wyższa od oczekiwań (8,5 proc.). Wcześniej w negatywny sposób zaskoczyły analityków odczyty z Niemiec, Francji i Hiszpanii.
Inflacja w lutym w strefie euro powyżej oczekiwań
Jak wskazują w najnowszym numerze "Tygodnika Gospodarczego" eksperci Polskiego Instytutu Ekonomicznego, to może nie być koniec przykrych inflacyjnych niespodzianek. Dlaczego? Rośnie presja płacowa w Europie Zachodniej, a odsetek szybko rosnących cen nie chce spadać.
Zdaniem ekspertów PIE styczniowe spadki inflacji maskują istotny problem. Równocześnie rośnie inflacja bazowa (inflacja z wyłączeniem cen żywności i energii), a wzrost cen jest coraz bardziej powszechny. Dodatkowo okres wysokiej inflacji przedłuży natężenie żądań płacowych w głównych gospodarkach strefy euro.
Polska i Węgry w dezinflacyjnym ogonie Unii
Te dane mogą szczególnie niepokoić w kontekście Polski, bo hamowanie inflacyjne w strefie euro było uważane wcześniej za prognostyk tego, jak inflacja zachowa się u nas.
Na dane o polskiej inflacji w lutym poczekamy do 15 marca. Wzrost cen w kraju na pewno będzie jednak wyraźnie wyższy niż w strefie euro. Według ekonomistów Banku Ochrony Środowiska luty zamkniemy z inflacją nieco poniżej 19 proc.
Z kolei w całym 2023 r. – jak wskazuje m.in. główny ekonomista EY na region Europy i Azji Centralnej dr Marea Rozkrut – Polska i Węgry na tle innych krajów UE będą się negatywnie wyróżniać, jeśli chodzi o walkę z inflacją.
Koszty tego są spore. Jak wyliczył ekonomista SGH Marcin Czaplicki, gdyby inflacja w 2022 r. wyniosła tyle, ile wynosi cel NBP (2,5 proc.) Polacy zapłaciliby za towary i usługi mniej o 175,5 mld zł. To daje kwotę 4620 zł na osobę, która należy uznać za roczny koszt rekordowej inflacji dla każdego z 38 milionów Polaków.
Mateusz Lubiński, dziennikarz money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.