Ceny w maju były średnio o 4,8 proc. wyższe niż rok wcześniej - podał we wtorek Główny Urząd Statystyczny. To oznacza, że tempo wzrostu cen jest najszybsze od listopada 2011 roku. Dane GUS-u skomentował w "Faktach po Faktach" prof. Marek Belka.
- Jak inflacja nam spod kontroli ucieknie, to żeby ją z powrotem do jakiegoś przyzwoitego poziomu doprowadzić, to będzie trzeba zapłacić wysoką cenę w postaci ograniczenia rozwoju gospodarczego czy wręcz recesji - stwierdził były minister finansów i prezes Narodowego Banku Polskiego.
Przywołał swoją historię z 2001 roku. Opowiedział, że w tamtym okresie, kiedy to kierował resortem finansów, Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała się na gwałtowne obniżenie inflacji z 10 proc. do 2 proc., co zaowocowało 20-procentowym bezrobociem.
Jak Marek Belka oszczędza?
Jakie zatem miałby porady dla Polaków, którzy szukają pomysłów na pomnażanie swoich oszczędności? - Mogę powiedzieć, co ja zrobiłem. Pewną część moich aktywów złotowych zainwestowałem w zakup obligacji skarbowych, tzw. antyinflacyjnych - powiedział Marek Belka.
Jak wyjaśniał, obligacje te uwzględniają stopień inflacji w Polsce. Dlatego też - w jego ocenie - zapewniają wzrost i są w miarę bezpieczne. Dodał też, że sam jest europosłem i zarabia w euro, a zaoszczędzone pieniądze trzyma na kontach walutowych.
Zastrzegł jednak, że każdy powinien sam wypracować swój pomysł na pomnażanie kapitału. - Tego rodzaju porady są obarczone wielkim ryzykiem, i każdy, kto traktuje poważnie moje oświadczenia tutaj, także jest w błędzie - stwierdził.
Zapytany, czy złoto jest dzisiaj opłacalnym pomysłem inwestycyjnym, odparował, że kruszec ten jest bardzo niestabilny cenowo. Chociaż obecnie jego cena rośnie, to szybko może się to zmienić. Dlatego też Marek Belka ocenia inwestycje w złoto jako bardzo niepewną.
- Ludzie kupują mieszkania na wyprzódki, że tak powiem, ale cóż… Można powiedzieć, że kiedy nadchodzi inflacja, to nie ma mądrych - ocenił.
Krytycznie o inwestycjach rządu
Rządzący postawili na stymulację gospodarki poprzez inwestycje. W ostatnich tygodniach rząd ujawnił plan zagospodarowania środków unijnych - nazwany Krajowym Planem Odbudowy - i program gospodarczy na najbliższe lata, czyli Polski Ład. Markowi Belce trudno jednak uwierzyć w to, że gabinet Mateusza Morawieckiego realnie chce wspomóc prywatnych inwestorów.
- Jeżeli się wyraźnie deklaruje niechęć do sektora prywatnego, jeżeli utrudnia mu się funkcjonowanie poprzez niestabilność prawa […], to trzeba mieć świadomość, że prywatni inwestorzy nie są do nich chętni - stwierdził na antenie TVN24.
- Może pana i innych telewidzów zaskoczę: tak długo, jak będziemy mieli słabego złotego, który preferuje wzrost gospodarczy i eksport oparty na taniej sile roboczej, tak długo przedsiębiorca nie musi gonić z inwestycjami - dodał.
Polityk uważa też, że rząd szybko zniechęci się do inwestycji w startupy. Dlaczego? Ponieważ rządzącym trudno będzie radzić sobie z ewentualnym ryzykiem takich inwestycji. Polityczny koszt może okazać się zbyt wysoki.
- Jeżeli chodzi o tzw. startupy, to ja z politowaniem traktuje pomysły, że rząd będzie je wspierać. Nasz rząd nie będzie wspierać startupów, bo to działalność ryzykowna. Przy drugim, trzecim, czy czwartym podejściu może przynosić straty. A w Polsce już po drugiej stracie przychodzi prokurator i rozlicza urzędnika - opowiadał europoseł.
Dodał, że marzy mu się wdrożenie modelu amerykańskiego w Polsce, gdzie "ryzyko jest wpisane" w działalność ekonomiczną władz. Polityk ustosunkował się też do Polskiego Ładu.
Obietnice przyspieszenia wzrostu gospodarczego poprzez inwestycje traktuję sceptycznie. Rząd nie miał dotychczas do niego podejścia - ocenił. - Zanim się przystąpi do nowego programu, to trzeba się rozliczyć ze starym. Poprzedni, czyli Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, to była jedna wielka kompromitacja - dodał.
Ocenił, że środki zabezpieczone w ramach tzw. planu Morawieckiego trafiały w większości do prywatnych inwestorów. Być może nie byłoby w tym nic złego, jednak inwestorzy ci rzadko kiedy wykonywali plan, na który zabezpieczono pieniądze.
Zwrócił też uwagę, że Polska nie zapisała się do nowo powstałej europejskiej prokuratury. W jego ocenie to dlatego, gdyż rząd obawia się rozliczeń z wydatkowania pieniędzy europejskich przyznanych z Funduszu Odbudowy. Przywołał tutaj przykład Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych (RFIL). Media wskazywały, że pieniądze z tego programu trafiły w większości do gmin, w których rządzi PiS.
Przemysł stoczniowy musiał upaść
W ocenie Marka Belki obecny upadek przemysłu stoczniowego to nie jest wyłącznie wina PiS, gdyż problem nasilał się od dawna. Jego zdaniem to dlatego, że po upadku ZSRR molochy koncentrujące większościową działalność nie miały już racji bytu w ramach gospodarki rynkowej.
- Co do upadku przemysłu stoczniowego, to o ile ja wiem, to wielu premierów i ministrów gospodarki próbowało coś z tym zrobić, ale wynik był niespodziewany. Upadły wielkie stocznie, a na ich gruzach powstały bardzo liczne prywatne i świetnie prosperujące firmy - zwrócił uwagę.
Podkreślił też, że przemysł stoczniowy będzie bardzo trudno odbudować. Z prostego powodu: Europa nie ma szans ścigać się z Koreą i Chinami, jeżeli chodzi o niskie koszty.