Do naszej zabawy zaprosiliśmy trzy osoby: prof. Mariana Nogę, prof. Jana Czekaja oraz Marka Zubera. Każdego poprosiliśmy o prognozę dotyczącą sześciu wskaźników: PKB Polski na koniec 2021 r. i w 2022 r., inflacji w grudniu 2021 r., a także średniorocznej inflacji w 2022 r., bezrobocia i wynagrodzeń w tym roku.
PKB na koniec 2021 r.
Największy optymizm z naszych rozmówców wykazał prof. Jan Czekaj. Prognozuje, że PKB Polski na koniec 2021 roku wyniesie około 5,4 proc. Zdaniem Marka Zubera PKB będzie powyżej 5 proc. i wyniesie około 5,2-5,3 proc. Studzi on jednak emocje i podkreśla, że eksperci spodziewali się lepszego odczytu.
- IV kwartał będzie gorszy od tego, co sądziliśmy w połowie roku. Głównie ze względu na COVID-19 i problemy z dostawami części, problemami z frachtem i nowymi ogniskami pandemii ograniczającymi popyt. Przez to PKB Polski nie zbliży się do progu 6 proc., choć jeszcze wcześniej były takie oczekiwania - wyjaśnia Marek Zuber.
Nieco gorszego odczytu spodziewa się prof. Marian Noga i wskazuje, że gospodarka w tym roku wzrośnie o "4,9 proc. a być może nawet 5 proc.". Wszystko dlatego, że zeszłoroczna baza była niska, gdyż w 2020 r. polska gospodarka doznała historycznej recesji.
PKB w 2022 r.
Nasi rozmówcy przewidują jednak stopniowe hamowanie gospodarki w nadchodzącym roku. W przypadku PKB w 2022 r. większym optymistą pozostaje Marian Noga, niezgadzający się jednak z założeniami rządu, który w przyszłorocznym budżecie założył wzrost na poziomie 4,6 proc.
- Na wyhamowanie wpływać będzie przede wszystkim duża niepewność dostaw ropy naftowej, gazu, a także problem cen energii elektrycznej. Krótko mówiąc: zawirowania na rynku surowców paliwowych i energii. Dlatego 4,2 proc. to będzie sukces - ocenia.
- PKB w przyszłym roku będzie zależne od wstrząsów w gospodarce globalnej i krajowej. Do czynników krajowych należą konieczność podwyżek stóp procentowych, niski udział inwestycji w PKB, stabilizacja zasobów siły roboczej - dopowiada Jan Czekaj. Ekonomista prognozuje, że PKB Polski w 2022 r. wyniesie 4,5 proc.
Wyniku nieco poniżej "czwórki" spodziewa się Marek Zuber i podkreśla, że przekroczenie bariery 4 proc. będzie sukcesem. Ekonomista prognozuje, że hamowanie gospodarki będzie szczególnie odczuwalne w drugim półroczu.
- Będzie to efekt pogorszenia się nastrojów na świecie, co przyjdzie także do nas. Myślę, że będą też problemy z uruchomieniem środków z Funduszu Odbudowy. Summa summarum trzeba podkreślić, że założenia w budżecie dotyczące wzrostu PKB są zbyt optymistyczne - punktuje.
Inflacja na koniec 2021 r.
Eksperci nie spodziewają się wyhamowania tempa wzrostu. I tak Marian Noga przewiduje, że grudniowy odczyt inflacji będzie na poziomie 8,5 proc. Marek Zuber natomiast nie wyklucza, że może być on w okolicach dwucyfrowych.
- Przed wprowadzeniem tarczy antyinflacyjnej zakładałem, że inflacja może być dwucyfrowa. Teraz takie prawdopodobieństwo nieco nam spadło, ponieważ tarcza może nam ściąć peak o około 1 pkt. proc. Będziemy gdzieś tak w okolicach dwucyfrowej inflacji, a maksimum spodziewam się w I kwartale. Ale jest szansa, że 10 proc. nie przekroczymy - tłumaczy Marek Zuber.
8,2 proc. natomiast wskazuje Jan Czekaj. - Inflacja w grudniu 2021 r. spowodowana jest wieloma czynnikami, takimi jak ceny surowców, słabość złego, błędy polityki monetarnej, a także prowadzona od kilku lat polityka dochodowa, która przyczynia się do wzrostu popytu konsumpcyjnego i spadku inwestycji - punktuje.
Inflacja w 2022 r.
Ekonomiści nie kryją zaskoczenia wywołanego przez założenie rządu (zawartego w przyszłorocznym budżecie), że inflacja w ujęciu średniorocznym w przyszłym roku wyniesie 3,3 proc. To by oznaczało, że w drugim półroczu wzrost drożyzny musiałby znacznie wyhamować, szczególnie że w nowy rok wejdziemy z odczytem zbliżającym się do poziomu dwucyfrowego.
Marian Noga podkreśla, że badania ekonometryczne Narodowego Banku Polskiego wskazują, iż dwuprocentowy wzrost cen energii powyższa całe CPI (najpopularniejsza miara inflacji, pokazująca wzrost lub spadek cen wszystkich towarów i usług), gdyż - jak obrazowo tłumaczy - nie ma towaru czy usługi, które można zrealizować bez prądu.
- Przedsiębiorcy nie będą dokładać do produkcji, tylko po prostu podniosą ceny. Sądzę, że tarcza antyinflacyjna nie będzie wpływać mocno na obniżkę CPI, w związku z tym w całym roku spodziewam się, że nie zejdziemy poniżej 5,5 proc. Nie wykluczam nawet, że w styczniu odczyt może być na poziomie 10 proc. Natomiast nie wierzę w utrzymywanie się 10 proc. w lutym i w marcu - prognozuje były członek RPP.
- W przypadku inflacji średniorocznej sukcesem będzie wynik poniżej 6 proc. - szacuje z kolei Marek Zuber. - Spadek dynamiki wzrostu wskaźnika rzeczywiście będzie, ale powolny. A swoje dołoży Polski Ład. W mojej ocenie to "inflacjogenny" program, bo z jednej strony daje dodatkowe środki gospodarstwom domowym, które zostaną przeznaczone na konsumpcję, a z drugiej strony inny sposób rozliczenia składki zdrowotnej przy relatywnie dużej konsumpcji spowoduje przerzucenie nowych kosztów w ceny - uzasadnia.
Jan Czekaj natomiast wprost wskazał, że przyszłoroczna inflacja wyniesie 7,2 proc., a to za sprawą wzrostu cen energii, szybkiego wzrostu wynagrodzeń i osłabienia złotego.
Bezrobocie i wynagrodzenia
Jeżeli chodzi o bezrobocie w Polsce, to nikt nie zakłada zapaści. Marek Zuber sądzi nawet, że odczyty latem, kiedy pojawia się dużo ofert prac sezonowych, mogą być bardzo dobre, a stopa bezrobocia wyniesie wtedy 5 proc. Marian Noga nie podejmuje się oceny wysokości stopy bezrobocia. Wskazuje za to, że nie spodziewa się zmian w przyszłym roku w kwestii liczby osób bezrobotnych, których dziś jest niewiele poniżej miliona.
Wynagrodzenia Polaków pójdą w górę. Będziemy zarabiać więcej o 6-6,5 proc. (Marek Zuber), 7 proc. (Marian Noga), a być może nawet o 9 proc. więcej (Jan Czekaj). Ekonomiści zgodnie podkreślają, że na wzrost pensji wpłynie przede wszystkim kolejna podwyżka płacy minimalnej - tym razem do wysokości 3010 zł.
- Widzę to tak: jeżeli pracownik niewykwalifikowany w zakładzie od nowego roku będzie zarabiać 3 tys. zł zamiast 2,8 tys. zł, to ten wykwalifikowany wytrzyma może dwa miesiące bez mówienia czegokolwiek, a potem będzie żądać podwyżki o analogiczną kwotę. Głównym czynnikiem zatem nie będą wydajność pracy czy lepsza jej organizacja, tylko wzrost płacy minimalnej - tłumaczy Marian Noga.
- Szybki wzrost wynagrodzeń będzie wynikał z niedoborów siły roboczej, wysokiej inflacji, która będzie powodować wzrost żądań płacowych - kończy Jan Czekaj.