Właściciele małych i średnich przedsiębiorstw (MŚP) mają pod górkę. Aż 69 proc. z nich uważa, że w ostatnich miesiącach prowadzenie biznesu jest utrudnione. Część musiało zamknąć swoje firmy rok temu, kiedy przez lockdown wywołany pandemią COVID-19 ich działanie było mocno ograniczone.
Obecnie sen z powiek przedsiębiorców spędzają galopujące ceny za energię elektryczną oraz gaz. Choć w sprawie tego pierwszego rząd dostrzega problem i od 1 grudnia część właścicieli MŚP może skorzystać z maksymalnych stawek za prąd w ramach Tarczy Solidarnościowej, to i tak reakcja nastąpiła za późno.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Biznesy, którym udało się przetrwać w pandemii, często musiały albo zawiesić swoją działalność w 2022 r., albo po prostu ją zakończyć.
Inflacja zabija piekarnie
Szybujące ceny gazu zmuszają branżę piekarską do radykalnych kroków. Ma dwa wyjścia: albo podwyższy cenę pieczywa, albo zamknie biznes. Na razie większość piekarni decyduje się na pierwszy krok, co odbija się na klientach. Branża tłumaczy się, że musiała to zrobić, ponieważ to wynik kryzysu energetycznego w Europie.
Wirtualna Polska opisywała sytuację jednej z piekarni działających w Olsztynie, w której rachunki za gaz zwiększyły się o 300 proc. - Ze 100 tysięcy złotych, które piekarnia płaciła miesięcznie w ubiegłym roku, obecnie zrobiło się 300 tysięcy zł. - tłumaczył Jarosław Goszczycki, właściciel i prezes "Piekarni Tyrolskiej".
Cennik piekarni w Olsztynie zaskakuje kupujących. Ile trzeba zapłacić za pieczywo? Chleb żytni mini - osiem zł., chleb lniany - dziesięć, żytni wiejski - 20 zł. za kilogram. Ceny są wyższe o trzy złote, ale za zwykły pszenny chleb trzeba zapłacić dwa złote więcej.
Mniej szczęścia miała piekarnia "Wroński", która jeszcze do niedawna była najdłużej działającą piekarnią w Łodzi. O biznesie właściciele i klienci mogą powiedzieć w czasie przeszłym, ponieważ trzeba było go zamknąć.
- Za tą inflacją przestaliśmy już w pewnym momencie nadążać - mówił Stanisław Wroński, który przejął piekarnię w 1978 r. Z powodu inflacji koszty produktów rosły, więc trzeba było podnieść ceny. - Nie wszyscy klienci to rozumieli. Słyszeliśmy nieraz pretensje, że tam i tam jest taniej - dodaje. Wrońskiemu nie pozostało nic innego, jak podjąć decyzję o zamknięciu rodzinnego biznesu, który w latach świetności wprowadzał na rynek 4,5 ton pieczywa dziennie.
W obu przypadkach nie tylko inflacja dała się we znaki. Rosnące koszty utrzymania biznesu to również wynik podwyższenia płacy minimalnej przez rząd. Aby ratować firmy, trzeba było podnieść ceny pieczywa, by w przyszłości mieć z czego wypłacać pensje.
Gastronomia ma pod górkę
W czasie pandemii COVID-19 branża gastronomiczna cierpiała z powodu lockdownu, ponieważ nie mogli przyjmować do lokali gości. Część z przedsiębiorców nie miała szczęścia i musieli zamknąć biznes, ale znaleźli się tacy, którym udało się przetrwać. Pomogło wydawanie posiłków na wynos, czy choćby zapewnienie cateringów do domów.
Zamykanie się restauracji w 2022 r. jednak staje się faktem. Podobnie jak w przypadku piekarni, gastronomia cierpi z powodu wysokich cen za energię oraz produkty potrzebne do przygotowywania posiłków. Obecna sytuacja gospodarcza sprawia, że restauratorzy zmuszeni są zamknąć lokale z wieloletnią tradycją.
Po blisko pół wieku działalności restauracja "Czardasz" znika z gastronomicznej mapy Gdańska - donosi serwis tvn24.pl. Jak przyznaje jej menadżer, najtrudniejsze były ostatnie trzy lata działalności, ale 2022 r. najbardziej odbija się na kondycji finansowej lokalu.
- Koszty prądu, koszty gazu, teraz dochodzi nam ogrzewanie, które też ma wzrosnąć o 25 procent. Ceny produktów spożywczych, które dotykają nie tylko nas, ale każdego. Goście rezygnują z przychodzenia do restauracji - wylicza Łukasz Szewczyk, menadżer "Czardasza".
Dodaje, że gwoździem do trumny były opłaty za gaz. Jak przyznaje, wcześniej wynosiły miesięcznie ok. 1500 zł. Teraz rachunek za listopad opiewa na ponad 10 tys. zł. Właściciel lokalu zatrudnia siedem osób. Koszty utrzymania przerastają możliwości istnienia biznesu, dlatego stracą pracę. Szewczyk przyznaje, że restauracja będzie działała tylko do świąt Bożego Narodzenia. Przygotują potrawy wigilijne na wynos i tym akcentem zakończą działalność.
Restauracja poszła po rekord
Dwa i pół miesiąca - tyle funkcjonowała restauracja "SOMI" w Katowicach - donosi eska.pl. To sprawia, że lokal może startować w niechlubnym rekordzie na najkrócej działający biznes. Restauracja została otwarta w połowie września przez Ukraińców, przy jednej z głównych ulicach Katowic.
Menu było urozmaicone - serwowali swoje narodowe dania (np. czebureki), ale także specjalizowali się w kuchni włoskiej. Chociaż ceny ustalone przez właścicieli zachęcały do odwiedzin tego miejsca, po dwóch miesiącach biznes trzeba było zamknąć. Powód? Faktura za prąd. Według informacji zamieszczonych na Facebooku właściciele "SOMI" muszą zapłacić rachunek na kwotę prawie 16 tys. zł., co przekracza możliwości finansowe firmy.
Mimo wszystko właściciele są pełni optymizmu i po obecnym zamknięciu restauracji mają nadzieję na ponowne otwarcie lokalu w przyszłości.