Z danych Eurostatu wynika, że bez pracy jest około 7 proc. Polaków. Według resortu pracy bezrobocie w Polsce oscyluje wokół 10 proc. Skąd tak duża rozbieżność? Money.pl sprawdził, dlaczego w Polsce bezrobocie liczy się inaczej niż w Unii i co z tego wynika.
- W Polsce mamy problem osób pozornie bezrobotnych, które rejestrują się w urzędach pracy dla ubezpieczenia czy różnego rodzaju świadczeń i dotacji - mówił niedawno money.pl Kazimierz Sedlak, ekspert rynku pracy.
Założyciel firmy badawczej Sedlak & Sedlak zwrócił w ten sposób uwagę na poważną wadę metodyki liczenia bezrobocia w Polsce - fikcyjne rejestracje bezrobotnych w urzędach pracy, które w poważnym stopniu zniekształcają prawdziwy obraz polskiego rynku pracy.
Jak liczy się bezrobocie? Podstawowe sposoby są dwa. Pierwszy to zbieranie danych z urzędów pracy na temat osób, które są w danym momencie zarejestrowane jako bezrobotne. Jest to tzw. bezrobocie rejestrowane.
Drugi sposób opiera się na regularnych badaniach ankietowych, a za bezrobotne uznaje się tylko te osoby, które w ostatnich czterech tygodniach szukały pracy albo znalazły pracę, którą rozpoczną w ciągu trzech miesięcy. Ta metoda jest określana jako Badanie Aktywności Ekonomicznej Ludności (BAEL) i jest oparta na definicjach zalecanych do stosowania przez Międzynarodową Organizację Pracy i Eurostat.
Resort pracy woli dane z urzędów pracy. Ale tylko polski
"Zarówno dane z BAEL jak i bezrobocia rejestrowanego są danymi oficjalnymi i publikowanymi zarówno przez GUS, jak i Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej" - informuje money.pl biuro prasowe resortu.
Sprawdzamy. Czytamy najnowszy komunikat ministerstwa na temat bezrobocia. Tytuł: "GUS: stopa bezrobocia w grudniu 2015 r. wyniosła 9,8 proc.", a w treści ani słowa o stopie bezrobocia według BAEL. Tak samo w przypadku wszystkich poprzednich komunikatów.
"Sytuacja liczenia dwóch stóp bezrobocia nie ma miejsca jedynie w Polsce, ale również w innych krajach UE. Doskonałym przykładem może być Austria, w której również liczone są oba wskaźniki i podobnie jak w Polsce różnią się one od siebie" - przekonuje biuro MRPiPS w mailu do money.pl. "Stopa bezrobocia liczona wg definicji Eurostat w grudniu 2015 r. wyniosła tam 5,8 proc., podczas gdy stopa wg definicji krajowej była niemal 2-krotnie wyższa" - czytamy.
Również te informacje weryfikujemy. Wchodzimy na stronę austriackiego resortu pracy i czytamy najnowszy komunikat na temat bezrobocia w tym kraju. Poza informacją na temat stopy bezrobocia według BAEL nie ma żadnych informacji na temat wskaźnika bezrobocia rejestrowanego.
BAEL rządzi niepodzielnie także na stronach resortów pracy w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii. Słowem, krajowe dane o bezrobociu w poszczególnych krajach Unii Europejskiej są tożsame z danymi Eurostatu.
Dla odmiany, w Polsce dane o bezrobociu według BAEL nie przebijają się w oficjalnych komunikatach polskiego resortu pracy, a na stronie Głównego Urzędu Statystycznego także z kretesem przegrywają walkę o uwagę czytelnika z danymi na podstawie informacji urzędów pracy.
Czy w planach resortu jest odwrócenie tej sytuacji i nadanie metodyce BAEL pierwszoplanowej roli w określaniu stopy bezrobocia? "Oba te wskaźniki są oficjalne, ale gromadzone do ich obliczenia dane pochodzą z różnych źródeł i stąd wielkości wskaźników różnią się. W związku z powyższym MRPiPS nie planuje podejmowania w tym zakresie prac nad nowelizacją ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy" - ucina biuro prasowe resortu.
Zalety i wady obu sposobów liczenia bezrobocia
Maria Hajec z Sedlak & Sedlak zwraca uwagę, że dane pochodzące z urzędowych rejestrów mają istotną, pozytywną cechę: obejmują stosunkowo dużą zbiorowość. - To pozwala na dokładniejsze uchwycenie bezrobocia - mówi. - Często jednak zdarza się sytuacja, że w urzędach pracy rejestruje się szereg osób tylko i wyłącznie w celu uzyskania zasiłku lub ubezpieczenia zdrowotnego - podkreśla.
- Z kolei zdecydowaną zaletą wskaźnika BAEL jest to, że nie zawęża się tylko do osób zarejestrowanych w urzędach pracy - mówi Hajec. I wyjaśnia, że pozwala to na szersze spojrzenie na problem bezrobocia. Ekspertka wskazuje jednak, że istotną wadą tej metodyki jest "zbyt ogólny charakter badań oraz deklaratywny charakter informacji przekazywanych przez badanych".
Krzysztof Inglot z firmy Work Service także dostrzega poważne minusy obu sposobów określania bezrobocia. - Stopa rejestrowanego bezrobocia nie jest wrażliwa na zjawisko szarej strefy, a w badaniach BAEL bazujemy głównie na deklaracjach badanych i doborze odpowiedniej próby - mówi. - Obie metody mają też mocne strony. W przypadku Polski łatwo określić grupę osób podlegającą opiece państwa w zakresie aktywizacji oraz świadczeń socjalnych. Z kolei badanie BAEL pozwala zaobserwować różnice na rynku pracy w skali międzynarodowej - podkreśla.