Wskaźnik Przyszłej Inflacji (WPI), informujący o kształtowaniu się cen konsumpcyjnych (CPI) w perspektywie najbliższych 4-6 miesięcy, wzrósł w maju zaledwie o 0,2 punkta, zaś jego roczne tempo wzrostu spadło o 1,5 punkta - wynika z badań Marii Drozdowicz z BIEC.
"Obie te miary wskazują, iż ewentualny wzrost cen konsumpcyjnych wyrażony CPI, którego można spodziewać się w okresie lata i wczesnej jesieni, będzie miał nieznaczny i krótkotrwały charakter" - napisała autorka opracowania.
W ciągu ostatnich trzech miesięcy Wskaźnik Przyszłej Inflacji pokazywał możliwość nieznacznego odbicia cen konsumpcyjnych, głównie wskutek wzrostu kosztów działalności przedsiębiorstw. Jednak słaby popyt silnie przeciwdziałał takiej możliwości.
"Obecnie obserwujemy coraz słabsze oddziaływanie czynników kosztowych na poziom przyszłych cen oraz w dalszym ciągu brak oznak ożywienia popytu wewnętrznego. Stabilizacja cen ropy oraz zapowiedzi wznowienia jej wydobycia w Iraku powinny wpłynąć stabilizująco na poziom cen tego surowca w dłuższej perspektywie" - uważa Drozdowicz.
Dodała, że w konsekwencji należy raczej spodziewać się utrzymania inflacji w drugiej połowie roku na niskim poziomie.
Według badań BIEC, spośród ośmiu składowych wskaźnika WPI w maju cztery działały w kierunku wzrostu cen i cztery w kierunku ich spadku.
W dalszym ciągu w kierunku wzrostu inflacji działają jedynie komponenty wpływające na koszty działalności przedsiębiorstw, lecz siła ich oddziaływania uległa znacznemu ograniczeniu.
W opinii BIEC wzrost zadłużenia Skarbu Państwa ma wpływ na kształtowanie się cen konsumpcyjnych z ponad rocznym opóźnieniem. Nie musi się to przełożyć bezpośrednio na wzrost cen, jeśli uzyskane przez rząd środki nie trafiają bezpośrednio do konsumentów (np. w postaci transferów) ani do producentów (np. na dofinansowanie działalności przedsiębiorstw).
"Niestety, brak istotnych zmian w strukturze wydatków państwa oraz rosnące systematycznie i dynamicznie od początku roku zadłużenie Skarbu Państwa stwarza zagrożenie dla utrzymania inflacji pod kontrolą w 2004 roku" - uważa Drozdowicz.
BIEC odnotował nieznaczny wzrost wykorzystanie mocy produkcyjnych w przedsiębiorstwach. Ukształtowało się ono na poziomie około 68 proc. wobec 66 proc. trzy miesiące temu.
"Jednak wobec braku sygnałów zwiastujących trwałe i wyraźne ożywienie popytu nie należy się spodziewać utrwalenia tendencji do wzrostu wykorzystania mocy produkcyjnych w najbliższej przyszłości" - napisała Drozdowicz.
Według badań BIEC zwiększyła się również przewaga odsetka przedsiębiorstw wyrażających gotowość do podniesienia cen na swe wyroby w ciągu najbliższych trzech miesięcy nad odsetkiem przedsiębiorstw zamierzających ceny obniżyć.
"Należy jednak podkreślić, że jednocześnie systematycznie przybywa przedsiębiorstw, które nie zamierzają w najbliższej przyszłości zmieniać cen na swe wyroby. Przed miesiącem ta grupa przedsiębiorstw stanowiła 70 proc. badanej populacji, obecnie odsetek ten wzrósł do 82 proc. Przemawia to za stabilizacją cen producentów na dotychczasowym poziomie i nie powinno przełożyć się na wzrost cen konsumpcyjnych" - uważa BIEC.
Kwietniowe dane BIEC wskazują na spadek kosztów produkcji w przeliczeniu na jednego zatrudnionego. Oznacza to wzrost wydajności pracy przy jednoczesnym utrzymaniu dyscypliny płacowej w przedsiębiorstwach.
Zdaniem Drozdowicz koszty w przeliczeniu na jednostkę wyrobu nie powinny jednak rosnąć, za czym przemawia obserwowany ostatnio spadek cen importu oraz stabilizacja cen na rynku surowców, a zwłaszcza cen ropy naftowej.
WEdług Drozdowicz obojętny z punktu widzenia przyszłej inflacji pozostaje kurs złotego.