Premier Mateusz Morawiecki przy okazji ogłoszenia kandydatów na ministrów nowego rządu zapowiedział likwidację ministerstwa energii i przekazanie nadzoru nad spółkami energetycznymi do nowego resortu Jacka Sasina. To oznacza nowe otwarcie w energetyce, a ta, z perspektywy choćby wartości państwowych spółek, przez ostatnie 4 lata nie była najlepiej zarządzana.
- Problem energetyki jest jednym z najważniejszych problemów w skali całej polskiej gospodarki. Niestety przez ostatnie 4 lata lista zaniechań po stronie rządu jest długa. Nie chodzi nawet o rozliczanie samego ministra Krzysztofa Tchórzewskiego, tylko cały rząd, najpierw Beaty Szydło a potem Mateusza Morawieckiego - wskazuje Janusz Steinhoff, były minister gospodarki i ekspert od energetyki.
Ekspert krytycznie ocenia rolę ministra Krzysztofa Tchórzewskiego w ostatniej kadencji. Podkreśla przede wszystkim nieracjonalne pomieszanie funkcji, bo jedna osoba była odpowiedzialna zarówno za regulacje branżowe jak i nadzór właścicielski nad największych spółkami energetycznymi.
- To niesamowicie ważne, żeby zachować rozdział tych kompetencji. Reguły jakie rządzą w Polsce energetyką są żywcem wyciągnięte z poprzedniego systemu. Przykładem jest m.in. fakt, że praktycznie wszystkie firmy energetyczne są w rękach państwa - komentuje Steinhoff.
Miliardy strat
Właśnie z perspektywy państwowych spółek energetycznych najlepiej widać, że ostatnie 4 lata - delikatnie mówiąc - nie były pasmem sukcesów. Wystarczy wspomnieć, że każda z czterech firm (PGE, Tauron, Enea i Energa) odnotowała duży spadek wartości rynkowej. W sumie straty można liczyć na 17 mld zł.
Co istotne, blisko połowa z tych 17 mld zł obciąża Skarb Państwa, który w energetycznych spółkach ma nieco ponad 50 proc. udziałów. Wyjątkiem jest tylko Tauron, gdzie państwo ma 30 proc. akcji.
Inwestorzy giełdowi tak mocno wyprzedając akcje energetycznych spółek dali wyraźny sygnał, że z ich perspektywy energetyka od co najmniej dekady nie była w takim dołku. Dobrze pokazuje to wykres indeksu WIG-Energia.
Jeszcze w 2014 roku na giełdzie PGE wyceniana była na grubo ponad 35 mld zł. Największa grupa energetyczna była w ścisłej czołówce na giełdzie w Warszawie. Teraz jest warta połowę mniej.
Co poszło nie tak?
To, że spółki energetyczne na giełdzie poleciały w dół, jest zdaniem Steinhoffa bezpośrednią konsekwencją wprowadzanych regulacji. Analitycy giełdowi od dawna też wskazywali, że są traktowane przez właściciela, a więc państwo, jak organizacje non-profit, a nie normalne firmy nastawione na zarabianie pieniędzy.
Przy okazji głośnej sprawy zamrożenia podwyżek cen energii Krzysztof Kubiszewski z Domu Maklerskiego Trigon wskazywał, że PGE i Tauron, a więc czołowi dostawcy prądu, dotują swoją działalnością obywateli, m.in. tanią energią.
Czytaj więcej: Źródła odnawialne. Część Polski już porzuciła węgiel
Według Kubiszewskiego, gdyby spółki energetyczne nie były w rękach państwa, miałyby dużo lepsze wyniki, bo bardziej by o nie zabiegały. Oczywiście ludzie musieliby wtedy więcej płacić za energię, ale - jak twierdzi ekspert - ceny te byłyby bardziej urealnione.
Do tego dochodzą często nieprzemyślane wypowiedzi ministra Tchórzewskiego wzbudzające w inwestorach tylko niepewność. Mowa m.in. o zapowiedziach łączenia w pary największych grup energetycznych.
Nowe otwarcie
Jednym z problemów poprzedniej kadencji było mieszanie kompetencji. Teraz ma się to zmienić, bo nadzór nad państwowymi spółkami energetycznymi spadnie na Jacka Sasina. Z kolei część kompetencji regulacyjnych trafi do Michała Kurtyki, stojącego na czele powstającego Ministerstwa Klimatu.
Nowy resort będzie się zajmował energetyką, ale też ciepłownictwem, a prawdopodobnie również gospodarką odpadami. Janusz Steinhoff ma obawy, że taki kompetencyjny miszmasz może skutkować bałaganem.
- Przez 4 lata nie powstała polityka energetyczna państwa. A to podstawowy dokument, który powinien być drogowskazem w znacznie dłuższej perspektywie niż jedna kadencja rządu. Wyzwaniem dla nowej ekipy jest porozumienie poza podziałami i określenie jasnej strategii dla energetyki i to w horyzoncie nawet do 2050 roku - podkreśla Janusz Steinhoff.
Czytaj więcej: PGE miała 471 mln zł zysku netto
Były minister gospodarki wskazuje, że wśród wyzwań stojących przed rządem w najbliższych 4 latach jest przekształcanie energetyki w stronę większego wykorzystania odnawialnych źródeł energii i jednoczesnego ograniczania węgla. Już w 2020 roku mamy do spełnienia limity udziału OZE.
Co o wyzwaniach mówią przedstawiciele branży? Piotr Danielski z DB Energy Polska mówi o wyzwaniach związanych z ograniczeniem energochłonności i emisyjności przemysłu.
- W Polsce funkcjonuje od kilku lat system zachęt, który powinien skłaniać przedsiębiorców do podejmowania działań inwestycyjnych zmierzających do poprawy efektywności energetycznej procesów przemysłowych. To tzw. system Białych Certyfikatów. W praktyce jednak system ten działa z dużym opóźnieniem, a przedsiębiorcy latami czekają na rozliczanie inwestycji energooszczędnych - komentuje wiceprezes DB Energy.
Piotr Danielski tłumaczy, że obecnie opóźnienie wynosi około 2 lata, przy zapisanym ustawowo terminie 45 dni. Według ostatnich danych URE, na rozpatrzenie czeka około 2000 zgłoszeń. Przy napiętych budżetach inwestycyjnych, dwuletnie opóźnienie zniechęca przedsiębiorców do podejmowania ważnych inwestycji energooszczędnych.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl