Raptem 500 dziennych zachorowań w porównaniu do 88 tys. u szczytu pandemii. Wyniki Izraela budzą nadzieję, że kryzys wywołany koronawirusem został zażegnany. Wraz z nim do lamusa przejdą "fioletowe" restrykcje i zielone karty dla przyjezdnych. Wszystko to wraz z końcem maja.
Do tej pory wjazd do kraju był możliwy za okazaniem tzw. zielonej przepustki, którą otrzymywały osoby zaszczepione lub ozdrowieńcy. Obowiązywały także "fioletowe" restrykcje", czyli przepisy dot. dystansu społecznego czy noszenia masek w miejscach publicznych.
- Niespełna pół roku temu rozpoczęliśmy kampanię szczepień. Ta, dzięki świetnej pracy systemu zdrowia i zaangażowaniu obywateli, stanowiła wzór dla reszty świata - tłumaczy w rozmowie z "Jerusalem Post" Yuli Edelstein, szef resortu zdrowia Izraela.
Jak jednak zastrzega, władze nadal bacznie śledzą sytuacją pandemiczną w kraju i w sytuacji, gdy wymknie się spod kontroli, rząd nie będzie miał oporów, by przywrócić część restrykcji.
Edelstein wspomniał przy okazji o programie elektronicznego nadzoru osób, które przechodzą kwarantannę. Planowane przez resort zdrowia rozwiązanie pozwoliłoby kontrolować obywateli tak, by nie stanowili zagrożenia dla zdrowej części społeczeństwa.
Tomer Lotan, szef służb zwalczających koronawirusa w Izraelu, wskazał, że co prawda prace nad systemem idą powoli, to jednak odpowiedni wniosek o autoryzację programu zostanie wkrótce przedłożony Knesetowi (parlamentowi Izraela).
Przypomnijmy przy okazji, że sytuacja w regionie nie jest szczególnie kolorowa ze względu na napięcia między Izraelem i Palestyną, które doprowadziły w ostatnich tygodniach do rozlewu krwi po obu stronach konfliktu. To może z kolei doprowadzić do zastoju w ruchu turystycznym.
Przedstawiciele Hamasu poinformowali co prawda, że "wzajemny i jednoczesny" rozejm w Strefie Gazy między Izraelem a Palestyńczykami wszedł w życie o godz. 2 nocy z czwartku na piątek, jednak niewiele osób wierzy w to, że pokój przetrwa próbę czasu.