Jack Welch zmarł w niedzielę w swoim domu, w otoczeniu żony Suzy i rodziny. Wdowa poinformowała, że przyczyną śmierci była niewydolność nerek.
Do wszystkiego Jack Welch, syn konduktora kolejowego, doszedł samodzielnie. Przez dwie dekady kierował General Electric, zwiększając jego wartość rynkową z 12 do 410 miliardów dolarów. Pod jego kierownictwem GE stał się najcenniejszą firmą na świecie, zaraz po Microsoft.
Jack Welch - kim był?
Jego prawdziwe imię to John Francis. Urodził się 19 listopada 1935 r. w stanie Massachusetts. Jego ojciec był konduktorem na kolei, a matka zajmowała się domem. Po szkole średniej wybrał studia chemiczne na Uniwersytecie Massachusetts, zaś później przeniósł się na uniwersytet w stanie Illinois, gdzie w 1960 r obronił doktorat.
W tym samym roku rozpoczął pracę w GE na stanowisku inżyniera. Przy tej okazji wrócił do rodzinnego stanu, ale nie zagrzał tam długo miejsca. W 1972 r. został wiceprezydentem tej korporacji, zaś 7 lat później – wiceprezesem. W 1981 r., w wieku zaledwie 45 lat, został powołany na stanowisko prezesa, na którym zastąpił Reginalda H. Jonesa. Stał się tym samym najmłodszym prezesem w prawie stuletniej wówczas historii spółki (firma założona została w 1892 r.).
Od początku stawiał przed GE jedno zadanie: firma ma być liderem rynku. W przeciwnym razie jej istnienie nie ma sensu. Zwykły mawiać: "Albo to naprawimy, albo zamkniemy i sprzedamy".
Żadne zwijanie biznesu nie wchodziło jednak w grę. W kolejnych latach firma tylko umacniała swoją pozycję, a wysiłki Welcha zostały nagrodzone przez magazyn "Fortune", który w 1999 r. okrzyknął prezesa "managerem stulecia".
- Choć w biznesie stosował metodę "blitzkriegu", szybkiej wojny, to po czasie i tak żałował, że nie działał jeszcze szybciej – napisał w uzasadnieniu nagrody redaktor naczelny "Fortune" Geoffrey Colvin. – Mając świadomość, że zarządza jednym z najważniejszych amerykańskich przedsiębiorstw, bardzo bał się, że może ten "skarb" uszkodzić. Tymczasem nie tylko go nie naruszył, ale wręcz wzmocnił znacznie bardziej niż się komukolwiek mogło wydawać.
"Manager stulecia" to nie jedyne określenie, które trwale do niego przylgnęło. Bo jest też "Jack, pogromca biurokracji". Welch targały najgorsze emocje ilekroć zdawał sobie sprawę, jak wiele czasu i energii pracownicy GE tracą na raporty, niepotrzebne spotkania, niczemu nie służące procedury. Nic dziwnego, że rozpoczął swoje rządy w spółce od uproszczenia wszystkich możliwych procedur i pozostał wrogiem biurokracji do końca.
Ciął nie tylko procedury. W ciągu siedmiu lat zredukował zatrudnienie o 100 tys. osób. Zyskał znienawidzony przez siebie przydomek Neutronowy Jack - porównywano go do broni, która eliminuje ludzi, pozostawiając w nienaruszonym stanie mury budynków.
Praktycznie do ostatniego dnia w firmie wyznawał zasadę, że na koniec roku należy zwolnić 10 proc. najmniej wydajnych pracowników. O dziwo, pomimo swej bezwzględności w tym temacie, był przez pracowników lubiany. Bo choć do "listy płac" podchodził do sentymentów, to był sprawnym, uczciwym managerem, do tego bardzo charyzmatycznym.
W zasadzie trudno się dziwić jego twardej ręce. W pewnym momencie zarządzać firmą z ponad 250 tys. pracowników rozproszonych w ponad 100 krajach. Aby cały ten mechanizm prawidłowo działał, Welch decentralizował i upraszczał, szukał talentów (które następnie odpowiednio nagradzał), żegnał się z tymi, którzy nie gwarantowali osiągnięcia wyśrubowanych celów.
Bezwzględne? Na pewno skuteczne, bo to właśnie za czasów prezesury Welcha GE stało się imperium, które ustępowało tylko Microsoftowi.
W 1989 r. odgrywał kluczową rolę w powołaniu biznesowej stacji telewizyjnej CNBC.
Welch zrezygnował z zarządzania GE i przeszedł na emeryturę we wrześniu 2001 r., zaledwie kilka dni przed atakami na World Trade Centre. Przed odejściem wybrał następcę, Jeffrey'a Immelta.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl