Krzysztof Majdan, money.pl: Część mocy silnikowej Brand24 przeznaczyliście na tropienie dezinformacji w sieci po wybuchu wojny. Co odkryliście?
Michał Sadowski, prezes i założyciel Brand24: Zaczęliśmy zauważać istotną działalność prokremlowskich obozów dezinformacji, które tłoczyły ten przekaz szczególnie na platformach społecznościowych. Nastawiony był na kilka różnych celów, głównym było obrzydzenie pomocy uchodźcom uciekającym przed wojną, obrzydzenie ich jako ludzi roszczeniowych, bogatych, ale również złodziei, gwałcicieli i wszystko, co najgorsze.
Bardzo szybko zdiagnozowaliśmy, że dyskusje na ten temat są w większości nieorganiczne, stymulowane przez kilka kont spamujących internet. Pamiętam, że w bardzo krótkim czasie, w ciągu tygodnia, te konta miały około kilku tysięcy publikacji, co w oczywisty sposób jest nienaturalne. Żaden człowiek nawet z bardzo dużą ilością czasu i bardzo nudzący się nie generuje 2-3 tys. postów na Twitterze w ciągu tygodnia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W ten sposobu udało się kilka takich kluczowych akcji kremlowskiej dezinformacji zatrzymać lub zdemaskować po prostu. Wsparliśmy kilka fundacji, które zajmują się tym od dawien dawna i robią to lepiej od nas. Pomagamy z doskoku. Zaobserwowaliśmy zjawisko, zaczęło nas to bardzo irytować, wiec zdecydowaliśmy się zaangażować i demaskować te najbardziej dominujące trendy np. hasła o "banderowcach", hashtagi w stylu "StopUkrainizacji" czy "StandWithPutin". Mamy pewne konkluzje.
Jakie?
Musimy być bardzo ostrożni w selekcji informacji, które zdobywamy przez internet. Musimy weryfikować źródła, bo kanały dezinformacyjne mocno przypominają te wiarygodne. Wydaje mi się, że trochę przecenialiśmy wroga, stopień wyrafinowania kremlowskiej propagandy. Wyobraziliśmy sobie jej twórców jako złe postacie z filmów o Bondzie. Zawsze były złe, ale też superinteligentne i dziesięć kroków do przodu.
W praktyce obserwowaliśmy wiele ruchów, które były totalną amatorką, opierały się na inicjowaniu nieorganicznych akcji, pojedyncze konta zupełnie zakrzywiające rzeczywistość. Np. wpis o tym, jak to niby polskie dzieci są wyrzucane z przedszkoli, by zrobić miejsce ukraińskim. I takie konta generowały co dwie sekundy taką samą wiadomość doklejaną pod różnymi wpisami.
Problem przycichł? A może się przyzwyczailiśmy?
Wydaje się, że przycichł, ale nie dlatego, że po drugiej stronie się nie starają, tylko dzięki fantastycznej pracy firm factcheckingowych - od fundacji Demagog, przez Wojowników Klawiatury, jest mnóstwo organizacji, które walczą z dezinformacją, obniżają jej zasięgi, podcinają skrzydła propagandzie. Dużo dobrej pracy od początku wojny już zostało wykonane, wiele wciąż zostało do zrobienia, ale warto podkreślić ten ogrom wysiłków włożony w demaskowanie ściem i edukację.
Fajny przykład narzędzia analitycznego dla biznesu, które pomaga też w społecznym celu. I to nas prowadzi do drugiej kwestii - prowadzenia firmy w taki sposób, by odczuwać szczęście i nie zwariować. Ile lat minęło od założenia Brand24?
11 lat.
Wydajesz się poczytalny i zupełnie niezwariowany.
To gra pozorów. Nie mam w tej chwili na sobie spodni, tylko góra wygląda w miarę wiarygodnie.
Na InfoShare będziesz mówił o tym, jak pozostać szczęśliwym. Masz rady dla młodszych startuperów?
Jest kilka przemyśleń, które zebrałem w tym czasie. Dotyczą nie tylko prowadzenia biznesu, ale dowolnego aspektu. W dzisiejszych czasach częściej niż kiedykolwiek porównujemy się do innych ludzi. Problem w tym, że porównujemy się nie do faktycznego człowieka, tylko jego wizerunku wykreowanego przez internet.
To znaczy?
Będąc sobą, wiem o wszystkich swoich błędach, wadach, bąkach, które puszczam. Wiem o wszystkim, co mogłoby być wstydliwe, bo jestem ze sobą 24 godziny na dobę, sam siebie znam najlepiej. I teraz zderzam ten swój wizerunek z innymi - na LinkedIn - mają nieustające pasmo sukcesów. Na Facebooku są duszami towarzystwa, wszyscy ich lubią. Na Instagramie podróżują po świecie i wszystko jest fantastycznie. Tego porównania się nie da wygrać, choćby nie wiem, jak fajne życie się przeżywało. I nie powinniśmy próbować wygrać.
Każdy, niezależnie od sukcesów, sławy, wielkości firmy, przychodów itd. ma swoje problemy, które mogą być potężnymi problemami, a których nie jesteśmy świadomi. Dlatego często mówię, by się nie porównywać, bo sam jestem świetnym przykładem na to.
Jak to?
Większość ludzi, kiedy zaczynałem mówić o epizodach depresji, o dołach, jakie łapałem w trakcie prowadzenia biznesu, była całkowicie zszokowana. Ale jak to? Superwesoły gość, zawsze uśmiechnięty i tak dalej, superrodzina, fajna firma, podróże, wszystko wygląda idealnie. Jak pokazało badanie nad długowiecznością, realizowane latami przez Harvard, bycie szczęśliwym jest kompletnie niezależne od takich czynników, jak sukces, pieniądze, sława, podróże. Poczucie szczęścia jest wyłącznie zależne od jakości relacji, jakie mamy z ludźmi. Zachęcam ludzi, by dzielili się problemami, już samo to ułatwia trochę niesienie go. Na depresję na świecie choruje ok. 300 mln ludzi, to czwarte największe schorzenie na liście WHO (Światowa Organizacja Zdrowia).
Nie ma się czego wstydzić. Mam wrażenie, że nadal żyjemy w świecie, w którym to jest trochę tabu, szczególnie w kontekście biznesowym. Jest pęd, by dzielić się wyłącznie sukcesami, by LinkedIn wyglądał jak laurka, dlatego tym bardziej ludzie boją się tym dzielić. I teraz jedziemy sobie na InfoShare, spotykamy innych, zapytają jak tam, odpowiadamy, że w porządku, spoko, choć w środku się coś kotłuje. Recepta na problem może przyjść z nietypowego źródła.
Czego przedsiębiorca musi mieć w nadmiarze? Pamiętam niefortunną publikację w amerykańskich mediach o Brand24, co spowodowało duże problemy.
Tu wróciłbym do tych jakości relacji. Mnie w tych wszystkich kryzysach i najgorszych chwilach ratowały dwie grupy osób. Wspólnicy, mam dwóch fantastycznych w zarządzie Brand24, bez nich byłoby niemożliwe przejść przez te problemy. Druga to rodzina. Żona i córki, zawsze opoka. Brzmi jak truizm, ale od paru lat staram się sprowadzać rangę problemu do jednego. Czy wpłynie na życie i zdrowie moich najbliższych? Jeśli nie, to nie jest problem głównej rangi. Mogą wymagać priorytetowego działania, ale nie są dużymi problemami, nie powinny wpływać drastycznie na komfort naszego życia. Nawet jeśli ten konkretny problem jest palący i zajmuję się nim 14 godzin, to nie powinno być tak, że moja psychika siada do tego stopnia, iż np. zaczynam krzyczeć na córki, bo za głośno oglądają bajki. Jakość relacji i wsparcie najbliższych to najlepsza recepta na problem.
Krzysztof Majdan, redaktor prowadzący money.pl