W czwartek w Sejmie Ardanowski odpowiadał na pytania posłanek Doroty Niedzieli i Joanny Kluzik-Rostkowskiej z klubu Platformy Obywatelskiej. Parlamentarzystki chciały wiedzieć, co minister ma do powiedzenia w sprawie funkcjonowania słynnej stadniny w Janowie. Złożyły również interpelację poselską, na którą Ardanowski ma odpowiedzieć w czerwcu.
Od czasów objęcia rządów przez PiS ośrodek traci prestiż. W 2016 roku został odwołany wieloletni prezes Marek Trela (stanowisko pełnił od 200 roku). Przez cztery ostatnie lata stadnina miała już czterech prezesów.
Z ubiegłorocznej kontroli Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa wynikało m.in., że krowy, które miały poprawić rentowność, przebywają w "dramatycznie złych warunkach sanitarno-higienicznych, żywieniowych". W tym roku okazało się także, że w ostatnich miesiącach brakuje nawet kowala, który mógłby podkuć konie.
- Muszę znów stanąć w obronie stadniny. Zapaść się pogłębia, warunki są fatalne. Widziałam to na własne oczy podczas wizyty interwencyjnej w maju - mówiła w Sejmie Dorota Niedziela.
- Zaraz minister Ardanowski powie mi, że nie wiem, co widziałam. Wobec tego po co posłał pan 12 maja do stadniny głównego lekarza weterynarii? W ciągu ostatnich 30 lat nie było potrzeby, żeby główny lekarz weterynarii musiał sprawdzać dobrostan zwierząt w Janowie - przekonywała posłanka.
W odpowiedzi Ardanowski przytoczył stanowisko przewodniczącego Przyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Rolnictwa w Janowie. "W przestrzeni ostatnich dni wszystkie media krajowe i zagraniczne obiegła wiadomość, że w stadninie w Janowie wystąpiła sytuacja 'skrajnego zaniedbania zwierząt'. Wg posłanek Niedzieli i Kluzik-Rostkowskiej konie i krowy są skrajnie zaniedbane. My, jako organizacja związkowa, musimy zdementować te informacje. Zapewniamy, że stan zdrowia i kondycja zwierząt jest bardzo dobry" - czytamy w stanowisku.
Ardanowski zacytował też stanowisko zarządu głównego Związku Zawodowego Pracowników Rolnictwa. Nie zaprzecza ono, że w stadninie nie dzieje się najlepiej. "Pokazywanie negatywnych wydarzeń w stadninie jest wykorzystane do zwalczania się partyjnych ugrupowań. Zawsze na wiosnę konie wyglądają gorzej, Faktem jest, że część zebranego siana była zlej jakości, a słaby odrost traw na pastwiskach z powodu zimnych dni i suszy spowodował przedłużające się przebywanie koni w stajniach i konieczność dłuższego karmienia ich sianem, co odbiło się na ich kondycji" - przyznają związkowcy.
"Także kłopoty z powodu braku własnego podkuwacza i braku możliwości z przyczyny koronawirusa zatrudnienia podkuwaczy z zewnątrz poskutkowało brakiem bieżącej pielęgnacji kopyt u części koni. Fakty te zostały skrzętnie wykorzystane przez polityków do pokazania stadniny w złym świetle. Apelujemy do opozycji i mediów o opamiętanie się i nieniszczenie ludzi, w tym przypadku ciężko pracującej załogi stadni w Janowie" - napisali związkowcy.
Ardanowski mówił też o "micie znakomitego prowadzenia" stadniny przez Marka Trelę. Jak tłumaczył, na hodowli koni w takim modelu, jak robią to polskie stadniny, trudno jest dużo zarobić. Jak wymienił, w 2011 roku stadnina miała 60 tys. zł zysku, rok później 313 tys. zł, a w kolejnym roku 413 tys. zł. - I to były lata, kiedy przysługiwały podwyższone dopłaty bezpośrednie zabrane przez ministra Sawickiego - podkreślał. W roku 2015 roku wynik wyniósłby 2 mln 765 tys. zł na minusie, ale stadnina sprzedała swojego najlepszego konia i wyszła nad kreskę - mówił minister.
- Wynik został uratowany sprzedażą jednej, najlepszej polskiej klaczy. Sprzedażą, która nosi znamiona hodowlanej głupoty, bo nie sprzedaje się najlepszych koni. Sprzedaje się córki, a nie matki. W związku z tym o jakich wielkich sukcesach pana Treli mówimy? - pytał minister.
Zapewniał, że wszystkie zarzuty "są wyssane z palca". Zapowiedział, że w czerwcu zorganizuje konferencję prasową, w której szczegółowo opisze sytuację w Janowie. Zaprosił też dziennikarzy, by w czerwcu odwiedzili stadninę "w uzgodnionym terminie".
Podkreślał też, że przeprowadzona w 2019 roku przez NIK kontrola nie wykazała w stadninie żadnych nieprawidłowości.
Joanna Kluzik-Rostkowska przywołała z kolei inny raport - Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. - Już w maju ubiegłego roku KOWR pisał, że jeśli chodzi o hodowlę bydła, to w pomieszczeniach, gdzie przebywają zwierzęta, ściany są wilgotne brudne i zabrudzone odchodami. Zabrudzone odchodami są zwierzęta w rożnym wieku. Powierzył pan prowadzenie stadniny panu Czochańskiemu (byłemu już prezesowi - przyp. red.) i on te stadninę doprowadzał do coraz większego upadku - mówiła Kluzik-Rostkowska.
Dorota Niedziela dodała do tego także relacje mówiące o wodzie w poidle wymieszanej z odchodami, braku zapasów pasz i sianie przypominającym obornik. - To, że w czerwcu pokaże pan dobrze działająca stadninę, to tylko dlatego, ze przez dwa ostatnie miesiące nowy prezes tam sprzątał - skwitowała.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl