Gowin wraca na rządowe boisko. Tym razem w roli szefa superministerstwa i wicepremiera. Ma przejąć kontrolę m.in. nad działem pracy wydzielonym z Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Działem tym zarządza obecnie doświadczony polityk PiS i związkowiec - Stanisław Szwed.
Obie drużyny - zarówno pracodawcy, jak i związkowcy - nie mają złudzeń czyim arbitrem będzie nowy szef superresortu. Gowin jako minister sprawiedliwości (w rządach PO-PSL) oraz minister nauki i szkolnictwa wyższego dawał do zrozumienia, co jest dla niego życiowym priorytetem.
"Uważam, że każdy rządzący polityk powinien zawiesić nad łóżkiem hasło Billa Clintona: Gospodarka głupcze!" – podkreślał jeszcze jako minister w rządzie PO-PSL.
Odwagi i determinacji mu nie brakuje. Przy dużym oporze różnych środowisk i korporacji zawodowych przeprowadził wówczas deregulację kilkuset zawodów. - Jedną z przyczyn bezrobocia młodych jest to, że Polska ma 369 zawodów regulowanych i zajmuje niechlubne pod tym względem 1. miejsce w UE – podkreślał.
Mimo że nigdy nie był oficjalnie odpowiedzialny za działkę "praca", związkowcy doskonale zapamiętali jego liczne wypowiedzi okresu kryzysu 2008-2009 na temat przyczyn 14-procentowego bezrobocia i sposobów z walki z nim.
– Gowin to liberał. Zwolennik deregulacji i wspierania pracodawców kosztem pracowników – uważa Grzegorz Sikora z Forum Związków Zawodowych. Przypomina, że popierał umowy śmieciowe jako element walki z bezrobociem i ewentualną emigracją zarobkową młodych.
– Uważał, że jeśli rząd poluzuje przepisy dotyczące umów cywilnoprawnych, a przede wszystkim ich nie oskładkuje, pracodawcy podzielą się pieniędzmi z pracownikami, a co najważniejsze, nie będą ich zwalniać. Czas pokazał, że założenia te były mylne. Nic takiego nie nastąpiło – ocenia związkowiec.
Piotr Szumlewicz, szef Związkowej Alternatywy, nie ukrywa zdziwienia, że praca będzie podlegała Jarosławowi Gowinowi. – Nigdy nie słyszałem, by przez gardło przeszły mu takie słowa jak prawa pracownicze. Nie kojarzy nam on się ani z prawem pracy, ani BHP czy dialogiem społecznym – wylicza Szumlewicz.
Zauważa przy tym, że taka wrażliwość byłaby bardzo potrzebna teraz, gdy pandemia odciska piętno na rynku pracy. - Kończą się pieniądze z tarczy rządowych, więc pracodawcy zaczynają zwalniać. Kwestionowane są podstawowe prawa pracownicze, w tym obniżane pensje i odprawy, podważane układy zbiorowe. Potrzebny jest zwrot na rynku pracy: podjęcie radykalnych działań, w tym stabilizacja zatrudnienia i uruchomienie dużych inwestycji publicznych - wylicza.
Ale generalnie - jak uważa - przetasowania w rządzie są bez znaczenia. - Nie oszukujmy się: warunki dyktuje Jarosław Kaczyński – mówi.
Czy pogodzi sprzeczne interesy?
Pracodawcy z powrotu Gowina do rządu się cieszą, ale umiarkowanie. W nieoficjalnych rozmowach podkreślają, że przejście Gowina do Zjednoczonej Prawicy bardzo ich od siebie oddaliło.
- Byłoby lepiej, gdyby tym razem mu dali funkcję ministra, ale bez teki – mówi z przekąsem jeden z przedstawicieli pracodawców.
Są też i tacy, którzy dają mu kredyt zaufania. Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, uważa, że włączenie działu pracy do potężnego ministerstwa rozwoju może być krokiem w dobrą stronę, o ile pójdą za tym też konkretne działania.
- To praca zapewnia rozwój i dostatek państwa, a nie dotacje i budżet. Gowin to rozumie, ale musi powstrzymać tę biegunkę legislacyjną. Przez te wszystkie zapowiedzi rządu i straszenie inwestorów wiele procesów inwestycyjnych zostało wstrzymanych. Panuje chaos. Jako przedsiębiorcy mamy wrażenie, że rząd nie ma spójnej wizji. Poszczególni ministrowie biegają do mediów i ogłaszają swoje robocze koncepcje, z których się później rakiem wycofują. Jesteśmy tym już zmęczeni – mówi Kaźmierczak.
Monika Fedorczuk, ekspert rynku pracy w Konfederacji Lewiatan, oczekuje od nowego szefa resortu pracy rozszerzonego dialogu z pracodawcami. Gowin może być, jej zdaniem, gwarantem "racjonalności'.
- Rozumiemy, że rząd działa pod naciskiem związkowców, ale warto też popatrzeć w drugą stronę, na pracodawców. Jesteśmy ciągle zaskakiwani nowymi pomysłami dotyczącymi wysokości płacy minimalnej, czy pełnym ozusowaniem umów zleceń przy tzw. zbiegu tytułów do ubezpieczenia – wylicza Fedorczuk.
Zdaniem zarówno pracodawców, jak i związkowców, liberalne i wolnorynkowe poglądy na gospodarkę Jarosława Gowina mogą postawić go w bardzo trudnym położeniu w stosunku do tego, czego oczekuje od niego PIS.
- Rząd wspierał kolejnymi tarczami antykryzysowymi przedsiębiorców, ale stawiał im przy tym warunek: pieniądze są za utrzymanie ludzi w zatrudnieniu – przypomina jeden z wysokich urzędników resortu pracy i dodaje: – Gowin będzie teraz firmował swoim nazwiskiem projekt pełnego oskładkowania wszystkich umów zleceń, mimo że wcześniej był przeciwny ozusowywaniu umów śmieciowych.
To nie wszystko. Przyłączenie działu praca do gospodarki spowoduje, że nowy minister będzie personalnie odpowiadał za dwa działy, które często mają przeciwstawne interesy. Będzie musiał je pogodzić.
Łączenie pracy z gospodarką nie jest w Polsce nowością. W latach 2003-2004 funkcję szefa obu połączonych ministerstw pełnił wicepremier, prof. Jerzy Hausner. Eksperyment szybko się jednak zakończył.
- Sam pomysł przyłączenia pracy do gospodarki jest dobry. Zobaczymy, jak będzie z wykonawstwem – wskazuje Waldemar Żurek z BCC.
Poprosiliśmy Jarosława Gowina o rozmowę jeszcze przed ogłoszeniem nowego składu rządu. Chcieliśmy go zapytać, jakie reformy i działania uznaje za najpilniejsze do przeprowadzenia na rynku pracy. Czy będzie firmował swoim nazwiskiem pomysł pełnego oskładkowania wszystkich zleceń? Otrzymaliśmy odpowiedź, że zabierz głos dopiero po rekonstrukcji.