Aleksiej Miller, który w 2001 r. rozsiadł się w fotelu prezesa najpotężniejszej firmy w Rosji, z Władimirem Putinem zna się od bardzo dawna. Obaj pochodzą z Petersburga, a w zasadzie Leningradu, jak nazywane było to miasto w momencie narodzin obecnego prezydenta Federacji Rosyjskiej (1952 r.) oraz szefa Gazpromu (1962 r.).
Putin i Miller współpracują za sobą od początku lat 90., gdy znaleźli się w petersburskim magistracie. Pierwszy był wówczas zastępcą mera oraz szefem wydziału kontaktów z zagranicą. Drugi — ekonomista, który trafił do tej samej jednostki, szybko znalazł wspólny język z przełożonym. A później stał się jego zastępcą.
Panowie do ratusza dotarli różnymi ścieżkami. Putin był po karierze w KGB, gdzie został przyjęty, będąc studentem Wydziału Prawa Państwowego Uniwersytetu w Leningradzie. Między 1985 r. a 1990 r. służył (oficjalnie jako dyplomata) w NRD, gdzie miał werbować tajnych współpracowników. Po powrocie z misji znalazł się w ratuszu.
Putin trafił tam za sprawą nowowybranego mera Anatolija Sobczaka, który byłego oficera KGB powołał na zastępcę. Sobczak to ważna postać. Skupiał wokół siebie klub Synteza, w którym działali postępowi ekonomiści — przypominała niedawno "Rzeczpospolita". Wśród nich był Aleksiej Miller, wywodzący się z rodziny o niemieckich korzeniach. Miał wówczas opinię wyróżniającego się na studiach absolwenta ekonomii w Leningradzkim Instytucie Ekonomiczno-Finansowym, gdzie obronił stopień naukowy doktora.
Z magistratu na moskiewskie salony
Miller nie wybrał jednak kariery ekonomisty. Gdy w ratuszu trafił pod skrzydła Putina, zajął się sprowadzaniem kapitału do miasta, także zagranicznego. Czasy temu sprzyjały, bo Związek Radziecki się rozpadł, a żelazna kurtyna podniosła. Przyszły prezes Gazpromu stworzył w rodzinnym mieście pierwsze strefy ekonomiczne. Ściągnął do nich m.in. Coca-Colę, Gillette, rosyjski browar Bartika, a także pierwsze zagraniczne banki z Niemiec i Francji.
W 1996 r. doszło do zmiany mera w Petersburgu. Putin ze swoją świtą przeniósł się do Moskwy. Miller został w rodzinnym mieście. Ratusz zamienił na wysokie stanowiska w petersburskim porcie morskim (gdzie odpowiadał za inwestycje), którego później został szefem. Stamtąd trafił na fotel dyrektora generalnego OJSC Baltic Pipeline System. Pod swoją jurysdykcją miał rurociągi, którymi transportowana jest rosyjska ropa naftowa.
To był ostatni przystanek przed powrotem do bezpośredniego zaplecza Putina, który w 2000 r. został prezydentem. Nie zapomniał o młodszym koledze z Leningradu. Millera najpierw ogłosił wiceministrem energetyki. Niewiele później, bo po roku, stanął na czele największej rosyjskiej firmy — Gazpromu. Zastąpił Wiktora Czernomyrdina, zaufanego człowieka pierwszego premiera po upadku Związku Radzieckiego.
Miliony dolarów rocznie dla szefa Gazpromu
Czas pokazał, że związanie się z Putinem było dla obiecującego ekonomisty opłacalną decyzją. Z danych "Forbesa" wynika, że Aleksiej Miller w 2014 r. zarobił 27 mln dolarów. Rok później, w wyniku krachu rubla spowodowanym sankcjami nałożonymi na Rosję po aneksji Krymu, wartość pensji w dolarach znacząco zmalała. Roczne wynagrodzenie Millera w 2015 r. spadło do bagatela 17,7 mln dolarów.
Intratne stanowisko pozwoliło też Millerowi zapełnić gablotę z odznaczeniami. W 2017 r. szef Gazpromu otrzymał z rąk Władimira Putina order "Za zasługi dla ojczyzny I stopnia". Za wkład w społeczno-gospodarczy rozwój Federacji Rosyjskiej oraz "za aktywną działalność społeczno-polityczną". Uhonorowanie orderem, który ustanowił w 1994 r. ówczesny prezydent Borys Jelcyn, transmitowała państwowa telewizja. Miller był pierwszym odznaczonym w ten sposób biznesmenem w Rosji.
Nie każdą jednak decyzję dyrektora generalnego Gazpromu z perspektywy lat można uznać za korzystną dla Kremla. W 2002 r. zrezygnował z budowy gazociągu Kobryń-Kapuszany Wielkie na terenie Polski i Słowacji. "Ta niewielka 500-kilometrowa rura stanowiła najkrótszą i najtańszą drogę obejścia Ukrainy. Bez wydawania dziesiątków miliardów dolarów na gazociąg północny i Nord Stream 2" — wskazywała "Rzeczpospolita" w lutym 2021 r.
Oligarchowie płacą za decyzje Putina
Decyzja, która odbiła się reżimowi Putina czkawką, nie zmienia faktu, że Aleksiej Miller ma w kraju status bohatera. I to oficjalnie. W styczniu szef Gazpromu został wyróżniony złotym medalem i tytułem "Bohatera Pracy Rosji". Oczywiście za "szczególne zasługi".
Za granicą wizerunek Millera jest rzecz jasna zupełnie inny. Ponieważ oligarcha zaliczany jest do bezpośredniego zaplecza Władimira Putina, to uważa się, że ponosi częściowo odpowiedzialność za działalność Kremla. W ostatnim czasie szczególnie za inwazję Rosji na Ukrainę.
Aleksiej Miller znajduje się na czarnej liście osób, na które kolejne kraje nakładają sankcje, w tym USA, Kanada, Australia oraz Wielka Brytania. Oligarchom zamrażane są zagraniczne aktywa, przejmowany jest też ich majątek.
Sankcje w oczywisty sposób uderzają po kieszeni rosyjskich biznesmenów, ale przede wszystkim spychają Rosję w kierunku gigantycznego kryzysu gospodarczego. Zwiastuje to m.in. krach rubla, którego wartość wpływa też na pensję Millera. Kary, które ściąga na kraj Władimir Putin, zwiększają obawy o to, czy mityczny już kurek z gazem zostanie przez Rosjan zakręcony. Jeśli taki rozkaz przyjdzie z Moskwy, wykona go jeden z najbardziej zaufanych ludzi prezydenta.