Korespondentka rozgłośni w Brukseli podaje, że Polska negocjuje z Ukrainą wprowadzenie licencji importowych. Dotyczyć one mają zbóż, ale nie tylko. Obejmą też m.in. owoce, warzywa, drób, jaja oraz cukier.
Takie rozwiązanie proponowała sama Komisja Europejska już w 2023 r. Polacy jednak chcą do tej propozycji wprowadzić dodatkowe zabezpieczenie w postaci weryfikacji wiarygodności ukraińskich licencji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kryzys zbożowy. Rozwiązanie z poparcie Brukseli, piłeczka po stronie Ukrainy
RMF FM zauważa, że takie rozwiązanie nie byłoby całkowicie zgodne z zasadami wolnego rynku. Bruksela jest jednak gotowa dać mu zielone światło, jednak pod warunkiem zakończenia sporu polsko-ukraińskiego. Podobne porozumienie Ukraina zawarła już z Bułgarią i Rumunią.
Problem w tym, że kraj ten na razie nie spieszy się z zatwierdzeniem kompromisu w sprawie certyfikatów z Polską. Nasi dyplomaci podejrzewają, że Kijów może grać na zwłokę w oczekiwaniu na rozporządzenie przedłużające włączenie zbóż ukraińskich do systemu europejskiego handlu.
Po uzyskaniu pewności, że KE przedłuży zasady bezcłowego importu z Ukrainy, Kijów będzie mieć lepszą pozycję w rozmowach z Polską.
Komisja chce zażegnania sporu Polski i Ukrainy
KE zależy na szybkim zażegnaniem konfliktu żywnościowego między Polską a Ukrainą. W przeciwnym przypadku będzie musiała wytoczyć najcięższe działa.
Przedłużanie tej sytuacji (oddolnego embarga Polski na import z Ukrainy – przyp. red.) grozi wszczęciem przez KE procedury o naruszenie unijnego prawa – przekazał dziennikarce RMF FM unijny dyplomata.
Co istotne, rozporządzenie przedłużające do 2025 r. bezcłowy handel z Ukrainą może mieć rozwiązania korzystne z punktu widzenia Polski. Z ustaleń rozgłośni wynika, że pojawić się mają nowe zapisy o wzmocnionej klauzuli ochronnej.
Dotychczasowy zakładał, że zawiesić import można by było tylko w przypadku problemów występujących na całym rynku. Po nowemu KE będzie mogła podjąć decyzję o ograniczeniu napływu żywności już po dwóch tygodniach od momentu pojawienia się zakłóceń regionalnych rynków. Taki limit wprowadzałaby na cztery miesiące, a dopiero potem nastąpiłaby dogłębna analiza KE.