To pierwszy odczyt produkcji przemysłowej dotyczący drugiego kwartału 2022 r. Jest on więc niezwykle ważny dla prognoz, na ile po bardzo mocnym I kwartale polska gospodarka zaczęła hamować, tak jak spodziewają się tego w zasadzie wszystkie ośrodki analityczne w naszym kraju. Dane zaskoczyły, ale negatywnie.
"Po wyeliminowaniu wpływu czynników o charakterze sezonowym, w kwietniu br. produkcja sprzedana przemysłu ukształtowała się na poziomie o 15,6 proc. wyższym niż w analogicznym miesiącu ub. roku i o 0,4 proc. niższym w porównaniu z marcem br." - czytamy w komunikacie.
Konsensus rynkowy to wzrost produkcji przemysłowej w ujęciu rocznym o 16,1 proc.
"W większości głównych grupowań przemysłowych w kwietniu br. odnotowano wzrost produkcji w skali roku. Najbardziej zwiększyła się produkcja dóbr związanych z energią - o 27,3 proc. W mniejszym stopniu zwiększyła się produkcja dóbr konsumpcyjnych nietrwałych - o 14,8 proc., dóbr inwestycyjnych - o 12,9 proc. oraz dóbr zaopatrzeniowych - o 9,8 proc. Zmniejszyła się natomiast produkcja dóbr konsumpcyjnych trwałych - o 1,2 proc." - przekonuje GUS.
Produkcja w Polsce w kwietniu 2022 r. - dane GUS
Przed publikacją danych ekonomiści ING Banku Polskiego pisali, że spodziewają się wzrostu produkcji 15,5 proc. rdr przy konsensusie rynkowym rzędu 16,3 proc. rdr.
"Firmy w dalszym ciągu realizowały wcześniejsze zamówienia, a wybuch wojny na Ukrainie nie wpływał jeszcze istotnie negatywnie na aktywność przemysłową, chociaż niektóre branże notowały problemy w zaopatrzeniu w materiały do produkcji. Głównym ryzykiem dla perspektyw przemysłu są zaburzenia w łańcuchach dostaw w konsekwencji działań militarnych na Wschodzie oraz polityką Zero-Covid w Chinach" - wyjaśniali eksperci ING.
Ich szacunki były gorsze od konsensusu, ale realny odczyt okazał się jeszcze niższy. "Niebotyczne wzrosty z ostatnich miesięcy nadal wyglądają, jak wyglądały. Górka już jednak nie rośnie. Zwalniamy, zwalniamy! Wbrew pozorom jest to w obecnych warunkach dobra wiadomość" - piszą o danych GUS z kolei ekonomiści mBanku.
Rzeczywiście, nie jest to zła wiadomość, ponieważ przygaszenie popytu (m.in. poprzez wzrost stóp procentowych) jest jednym z mechanizmów, który ma zmniejszyć presję inflacyjną w naszym kraju. Niestety, doszliśmy do momentu, w którym przyduszenie wzrostu cen nie odbędzie się bez "ofiar" w postaci zduszenia wzrostu gospodarczego i zmniejszenia płac. Co ważne, na razie drugiego czynnika w Polsce nie widać, co może sugerować nakręcanie się spirali płacowo-cenowej.
Według ich kolegów z Banku Pekao w odczycie GUS najbardziej interesujące jest, co stało się z produkcją energii: "Ostro wyhamowała równie zagadkowo, co w poprzednich miesiącach przyspieszała".