Śledczy sprawdzą, czy władze Lotosu wydając środki na projekt auta elektrycznego, który zakończył się niepowodzeniem, "wyrządziły spółce szkodę w wielkich rozmiarach". Przewidziana jest za to kara do 10 lat więzienia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Projekt auta elektrycznego Lotosu. Orlen zawiadamia CBA i prokuraturę
Jak podaje RMF24.pl, projekt wzbudza wiele wątpliwości. Dotyczą one m.in. kryteriów wyboru i oceny ofert. "Po drugie, zagadką jest wybór kontrahenta. Wybór padł na amerykańską spółkę Electric Power Research Institute (EPRI), która poinformowała, że chce występować w konsorcjum z nikomu nieznaną polską firmą ArtTech. Jej kapitał założycielski wynosił 5 tysięcy złotych, a siedziba znajdowała się pod "wynajętym adresem'" - zaznacza portal.
Jak dodano, sformułowano również opinię prawną, z której wynika, że firma ArtTech nie zabezpieczała wszystkich ryzyk związanych z projektem, "a umowa ograniczała odpowiedzialność i nie zawierała twardych gwarancji wykonawcy dających rękojmię powodzenia projektu".
Oprócz tego - jak czytamy - kontrahent nie wywiązywał się z ustalonych terminów, a zamawiający ich nie egzekwował. Mimo to spółka ArtTech miała zarobić 496 tysięcy dolarów, a na konto EPRI trafiło kolejne 590 tys. dol.
Prowadzony w latach 2016-2018 projekt zakończył się na pierwszej fazie dotyczącej analiz biznesowych. Na zaprojektowanie samochodu elektrycznego Lotos miał wydać 7,2 mln dol. Zawiadomienie do prokuratury i Centralnego Biura Antykorupcyjnego w tej sprawie złożył PKN Orlen, który przejął Lotos w ubiegłym roku.