Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Damian Szymański
Damian Szymański
|

Jest sposób, by PiS naprawdę pomógł Polakom. Dla rządu oznacza to samobójstwo

690
Podziel się:

Ekonomiści są zgodni. Jest jeden sposób, aby naprawdę pomóc Polakom i trwale obniżyć inflację - to współdziałanie NBP i rządu, czyli tzw. policy-mix. Ten pierwszy musi rozsądnie podwyższać stopy procentowe, przygaszając popyt, ten drugi powinien ograniczać deficyt budżetowy, co oznacza cięcia wydatków. Czy jest na to szansa? - Nie uwiedziemy naszego elektoratu reformami strukturalnymi. Liczy się sprawczość i żywy pieniądz w portfelu. W tym i przyszłym roku wyborczym cięcia byłyby dla nas politycznym samobójstwem - mówi nam jeden z urzędników w Ministerstwie Finansów. Innymi słowy, inflacja może tak łatwo nie odpuścić, bo nie widać szans, by PiS przestał być PiS-em.

Jest sposób, by PiS naprawdę pomógł Polakom. Dla rządu oznacza to samobójstwo
Premier Mateusz Morawiecki i szef NBP Adam Glapiński (East News, Jacek Dominski/REPORTER)

Inflacja w grudniu 2021 r. sięgnęła poziomu 8,6 proc. Nie brakuje głosów, że w tym roku może dojść nawet do wyników dwucyfrowych, choć sztucznie będzie zaniżać ją tarcza antyinflacyjna, czyli m.in. obniżka podatków na paliwa czy żywność. Problem w tym, że kiedy te podatki wrócą do dotychczasowych poziomów (a w końcu wrócić muszą), wzrost cen znów o sobie przypomni.

Jak rząd powinien skutecznie walczyć z inflacją?

Jedynym sposobem, aby trwale walczyć z inflacją, jest połączenie sił między rządem a Narodowym Bankiem Polskim. Chodzi o tzw. policy-mix, czyli połączenie polityki fiskalnej (odpowiada za nią rząd PiS) oraz monetarnej (prowadzi ją prof. Adam Glapiński). Dlaczego jest to tak ważne?

Ponieważ jeśli działania rządu i NBP będą się wykluczać bądź będą ze sobą sprzeczne, inflacja tak szybko nie ustąpi i może to doprowadzić do rozchwiania całej gospodarki.

Jak więc powinna wyglądać walka ze wzrostem cen w praktyce? Policy-mix musiałoby przeistoczyć się z ekspansywnego, które miało miejsce przez ostatnie lata (niskie stopy, duże wydatki), w bardziej restrykcyjne (wyższe stopy, niższe wydatki). Ostatnio mówił o tym w kilku wypowiedziach m.in. Paweł Borys, szef rządowego Polskiego Funduszu Rozwoju, wskazując, że przyszedł czas na gaszenie popytu w naszym kraju poprzez podnoszenie stóp procentowych oraz zmniejszanie deficytu budżetowego. Oczywiście, należy to robić na tyle umiejętnie, aby nie doprowadzić do recesji.

Zobacz także: Wysoka inflacja i wyhamowanie gospodarcze. Czy to nas czeka w 2022?

Inflacja musiała w końcu u nas wystrzelić

Jak to wyglądało do tej pory? Tutaj zaczyna się problem. Rząd uprawia narrację, że wysoka inflacja w Polsce nie jest od niego zależna, ponieważ przyszła do nas z zewnątrz. Odpowiadają za nią Donald Tusk, który nie zahamował budowy Nord Stream 2, przez co teraz Rosja może grać cenami gazu, oraz Unia Europejska, uwalniając rynek handlu emisjami dwutlenku węgla. Niestety, prawda jest znacznie bardziej skomplikowana.

Wróćmy do lutego 2020 r., czyli okresu sprzed pandemii i anomalii, z którymi teraz musimy się borykać. W tamtym czasie inflacja konsumencka wynosiła 4,7 proc., a inflacja bazowa bez cen energii i żywności, na którą NBP ma realny wpływ - 3,6 proc. Oba odczyty były więc powyżej górnego poziomu odchyleń od celu inflacyjnego polskiego banku centralnego (2,5 proc. +/- 1 pkt. proc.). Innymi słowy, już wtedy wzrost cen był niepokojący.

Jak wylicza Mikołaj Raczyński, członek zarządu Noble Funds TFI, skumulowana inflacja za lata 2019-2021 (rok przed pandemią, rok pandemii, rok wychodzenia z pandemii) wyniosła w Polsce około 14 proc., tym samym znajdując się w europejskiej czołówce. "Na takim poziomie inflacja znalazła się jedynie w Rumunii i na Węgrzech. Krajach, które mają swoje własne problemy (...)" - przekonuje w swoim komentarzu.

Co się stało, że wzrost cen w naszym kraju był tak wysoki? Zdaniem Raczyńskiego czynnikiem generującym presję inflacyjną w Polsce jest prowadzona od kilku lat przez rząd strategia utrzymywania gospodarki w stanie "high pressure economy", co w wolnym tłumaczeniu moglibyśmy kolokwialnie opisać jako ciągłe dorzucanie finansowego drewna do rozgrzanego gospodarczego pieca.

"Strategia ta oparta jest na proaktywnej polityce fiskalnej (transfery budżetowe: 500 plus, 13+14 emerytura, silne podwyżki płacy minimalnej) oraz luźnej polityce monetarnej. Pierwsze lata tej polityki przyniosły, wraz z dobrą koniunkturą na Zachodzie, istotny wzrost konsumpcji krajowej, która pociągnęła za sobą silne spadki bezrobocia oraz zacieśnienie rynku pracy" - wylicza analityk.

Teraz wcale nie jest lepiej

Obecnie ta kwestia wcale nie wygląda lepiej. PiS przez lata uprawiał redystrybucję środków, podkręcając konsumpcję, która stała się statystycznie głównym motorem wzrostu PKB (tym rzeczywistym był eksport, jak wyliczał swojego czasu Marek Rozkrut, główny ekonomista EY).

Obecnie rząd również nie ma innych recept na ułaskawienie elektoratu, jak dosypywanie gotówki. Ekonomiści podkreślają, że każde dodatkowe tarcze tak naprawdę działają proinflacyjnie, ponieważ wzmagają popyt. To samo robi zresztą Polski Ład, który ma według PiS zostawić w kieszeniach Polaków 17 mld zł. Takie działania w takim otoczeniu stoją w sprzeczności z ruchami Rady Polityki Pieniężnej, która z drugiej strony chce schłodzić gospodarkę i obniżyć wzrost cen. Rząd nie działa więc pod ramię z NBP, a przeciwko niemu.

Co gorsza, recepty władzy na niższą inflację mogą być zupełnie nietrafione. Jak pisaliśmy w poniedziałek w money.pl, eksperci Credit Agricole wzięli pod lupę obniżkę podatku VAT na żywność. Obawiają się oni, że w obecnej sytuacji rynkowej, gdzie popyt na towary jest duży, firmy nie obniżą cen o pełną wartość VAT. Co więcej, po powrocie normalnego VAT-u ceny wzrosną do poziomów wyższych niż pierwotnie. Ich zdaniem produkt, który teraz kosztuje 10,50 zł, po wycofaniu pomocy państwa może kosztować 10,71 zł. Zamiast planowanej obniżki 5-procentowej, zrobi się 2-procentowa podwyżka.

Działania rządu to podcinanie gałęzi, na której siedzi?

Ale to nie koniec. Swoje zdanie przedstawiają także specjaliści Banku Pekao. Ścieżka inflacji na najbliższe miesiące jawi się im obecnie jako skomplikowana układanka.

"Na jej kształt wpływają bowiem nie tylko kolejne tarcze antyinflacyjne. Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział cięcie stawki VAT na paliwa z 23 do 8 proc. (gdyby taka stawka obowiązywała przez pół roku, obniżyłoby to inflację CPI średniorocznie o ok. 0,4-0,5 pkt. proc.) – ale również niepewność co do skali zmiany cenników na początku roku i rozmaitych efektów drugiej rundy (o nich więcej pisaliśmy TUTAJ - przyp.red.)" - argumentują.

Według nich, łącząc dodatkowych kilka elementów, rysuje nam się nieciekawy obraz, w którym inflacja będzie wysoka przez cały wyborczy rok 2023, co dla PiS jest fatalną wiadomością, bo każdy "prezent" dla elektoratu w postaci pompowania pieniądza będzie jeszcze bardziej zacieśniał sznur na gardle rządu.

Warto pamiętać, że wzrosty cen surowców, energii i innych pozycji w rachunku kosztów będą z pewnym opóźnieniem przekładać się na ceny wyrobów gotowych. Z tego względu spodziewamy się, że inflacja bazowa będzie rosnąć do połowy przyszłego roku. Jednocześnie, skala zmian w podatkach pośrednich od niebazowych części koszyka i rozłożenie części podwyżek cen regulowanych w czasie sprawiają, że scenariusz, w którym średnioroczna inflacja nie spadnie w 2023 względem 2022 r., wygląda na coraz bardziej realny (dwa lata z rzędu z inflacją ok. 6,5-7,0 proc.) - komentują eksperci Banku Pekao.

Podobnie uważa Mikołaj Raczyński. Analityk napisał kilka dni temu na Twitterze, że rząd obrał "niestety strategię fiskalizacji inflacji".

"Wszystkie te pomysły są na koniec dnia proinflacyjne. Krótkoterminowe stymulowanie konsumpcji kosztem wyższych stóp procentowych. Skończy się to jeszcze niższą stopą inwestycji i utrudni powrót inflacji do celu na lata" - przestrzegał.

Co na to politycy?

Przeciwnicy Zjednoczonej Prawicy mówią o tym, że władza populistycznie dotowała swój elektorat, przekupując go jego własnymi pieniędzmi. Teraz ludzie są przyzwyczajeni, że politycy coś dają, a nie rozwiązują realne problemy, przeprowadzając reformy strukturalne, które się gorzej sprzedaje w marketingu politycznym.

Czy jest więc szansa na bardziej zachowawcze policy-mix ze strony rządzących i cięcie wydatków w imię rozprawienia się z podwyżkami cen? Raczej nie. - Nie uwiedziemy naszego elektoratu reformami strukturalnymi. Liczy się sprawczość i żywy pieniądz w portfelu. W tym i przyszłym roku wyborczym cięcia byłyby dla nas politycznym samobójstwem - mówi nam jeden z urzędników w Ministerstwie Finansów.

Jego zdaniem na stole leży scenariusz, w którym doświadczamy spowolnienia wzrostu PKB na przełomie 2022/23 r. Jak wyjaśnia, to naturalnie powinno przynieść obniżkę cen.

- Zakładamy, że sytuacja z cenami gazu i energii ustabilizuje się w drugiej połowie roku, a budżet wciąż wygląda świetnie, więc będziemy mogli działać antycyklicznie, wzmacniając popyt, kiedy siądzie nam gospodarka. Mamy nadzieję, że do tego czasu udrożnią się drogi handlowe i taki impuls nie doprowadzi do radykalnego umocnienia się inflacji - przewiduje nasz rozmówca.

Wszystko wskazuje na to, że PiS więc nie zrezygnuje z bycia PiS-em, a przez to w kwestii inflacji pozostaje znacznie więcej znaków zapytania niż odpowiedzi.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(690)
WYRÓŻNIONE
Mark2
3 lata temu
Jak ktoś już tu zauważył, PiS panicznie, histerycznie wręcz boi się utraty władzy. W systemie demokratycznym jest rzeczą normalną, że rządzi raz X a raz Y i nie stanowi to przecież żadnego problemu. Inaczej jest, gdy jakaś partia w czasie rządów narusza prawo. PiS samym swoim zachowaniem udowadnia że wie, co go czeka. Zapewne 90% kompromitujących go rzeczy jeszcze nawet nie wiemy - ale oni wiedzą dobrze. Stąd ten paniczny strach. Strach, którego nie odczuwały inne partie gdy traciły władzę.
redbad
3 lata temu
Nie wolno rozdawać ludziom za darmo pieniędzy, na które inni muszą ciężko zapracować bo nie ma to nic wspólnego ze sprawiedliwością, a także demoralizuje ludzi bo uczy że są kołacze bez pracy i demotywuje do jakiegokolwiek wysiłku.
TulianJuwim
3 lata temu
"redystrybucja", piękny eufemizm dla złodziejstwa.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (690)
Ergo
2 lata temu
Z doświadczenia wiem że dławienie inflacji trwa coś tak dwa razy dłużej niż jej wykreowanie. Czeka nas więc dziesięć lat zaciskania pasa zanim wrócimy do poziomu 2,5%. Zakładając aktywną postawę rządu.
Maluta
3 lata temu
no niestety panowie po "ekonomi socjalistycznej" rzadzą naszym krajem wprowadzając ja w życie, dlaczego rządy "Partii i Socjalistów" musiały się tak skończyć? to proste bo nie znają innych wzorców
POLITYCZNY BŁ...
3 lata temu
Tresc artykulu bardzo dobrze obrazuje POLITYCZNY WKŁAD obecnego rzadu w ,, USYPYWANIE GÓRKI " pieniędzy jakie stały sie własnoscią społeczeństwa . Ta górka pieniedzy miała dać społeczeństwu poczucie ,, szczęsliwosci " pod panowaniem PIS , ale nie pozyskanie nie bylo efektem WZROSTU GOSPODARCZEGO KRAJU , lecz formą WYBORCZEGO PRZEKUPSTWA. A potem przyszła ,, pandemia " i sypana ,, górka " została " , a gospodarka ,, stanęła " . Tak zaczęła sie inflacja....
Rybak
3 lata temu
Polki i Polacy nie chcą pomocy rządu,tylko świętego spokoju. PiS Chce wyższych podatków i inflacji to niech tak działa.Tylko niech mnie nie ratuje.Niech się skupi na sondażach i religii smoleńskiej.
POdlasiak
3 lata temu
Drogi gaz i prąd wstrzyma na lata odchodzenie od węgla bo to ostrzeżenie że jak rezygnuje się z tego co się ma a liczy na to że kupi od innych to można wpaść w tarapaty-ceny gazu można podnieść lub zakręcić kurek /w razie konfliktu/ i cała Europa zamarznie.
...
Następna strona