Inflacja w Polsce w listopadzie wzrosła o 7,8 proc., co oznacza, że nieprzyjemna niespodzianka czeka nas m.in. w sklepach spożywczych. Okazuje się, że drób kosztuje już prawie 25 proc., a cukier niemal 20 proc. więcej niż rok wcześniej. Wzrost cen jest tak znaczący, że jeśli ktoś nie dostał podwyżki w ciągu ostatnich 12 miesięcy, jeden miesiąc de facto pracuje za darmo.
Są jednak ekonomiści, którzy uważają, że szczyt inflacji nastąpi w grudniu tego roku, a później - w drugiej połowie 2022 r. - wzrost cen może ostro wyhamować. Dlaczego?
Inflacja w 2022 r. Alternatywny scenariusz
- Jest to prawie pewne. Obecnie firmy w dobie Omikronu i niepewności jutra robią zapasy, kupując towary na zaś. Jednak odroczony popyt konsumentów (Polacy z powodu koronakryzysu najpierw długo wstrzymywali się z wydatkami, a teraz je nadrabiają - przyp. red.) i koniunktura nie będą wieczne. Gospodarki spowolnią w drugiej połowie roku, a łańcuchy dostaw zostaną po części odbudowane - przewiduje w rozmowie z money.pl Piotr Kuczyński, analityk DI Xelion.
- To oznacza, że firmy zostaną z pełnymi magazynami towarów, na które nie będzie takiego popytu jak obecnie - tłumaczy ekspert.
Pierwsze oznaki rozwoju takiego scenariusza widzimy obecnie w Polsce. W danych PKB za trzeci kwartał tego roku szczególną uwagę przykuwa właśnie spory wzrost zapasów nadwiślańskich przedsiębiorstw.
Zapasy w górę. Firmy się zbroją
"W strukturze PKB pojawiło się sporo zaskoczeń. Jeśli chodzi o inwestycje, to już wcześniej pachniało nieco wyższym odczytem od naszych prognoz i faktycznie to nastąpiło. Natomiast największy ruch nastąpił w odbudowie zapasów. Pomimo dużych problemów podażowych obserwowanych w III kwartale mieliśmy bardzo dużą odbudowę zapasów, co dołożyło do wzrostu ok. 3,7 pkt. proc." - tłumaczył w komentarzu do tych danych Piotr Bartkiewicz z Banku Pekao.
Podobnego zdania jest Urszula Kryńska z PKO BP. W swoim komentarzu ekonomistka napisała wprost, że firmy kupują na zapas, bo boją się braku możliwości realizacji zamówień w związku z kolejnymi falami koronawirusa.
"Dane potwierdziły to, że aktywność gospodarcza w III kw. była bardzo dobra. To, co nas zaskoczyło, to bardzo silne inwestycje, 9,3 proc. rok do roku. Mieliśmy też bardzo duży wkład zapasów do wzrostu, w tym wypadku mieliśmy wzrost zapasów fundamentalnych, związanych z tym, że braki komponentów sprawiają, że firmy kupują na zapas, bo boją się, że nie będą mogły realizować później zamówień" - pisała.
Goldman Sachs również obstawia szybszy spadek inflacji
Te dane, zdaniem Piotr Kuczyńskiego, są sygnałem szykowania się firm na niepewne czasy. - Podobne założenia przedstawia Goldman Sachs. Oni również prognozują wzrost zapasów, który później nie zostanie w pełni rozładowany przez zmniejszający się popyt - wyjaśnia analityk Xelionu.
Rzeczywiście, Goldman Sachs, czyli jeden z najważniejszych banków inwestycyjnych świata, przewidywał w swoim raporcie na początku listopada, że kluczowe dla obniżenia inflacji będzie przede wszystkim tempo równoważenia rynku dóbr i "zasypywania" deficytu wywołanego m.in. zakłóceniami w łańcuchu dostaw.
Zdaniem ekonomistów amerykańskiego banku proces ten rozpocznie się w drugiej połowie przyszłego roku, a dodatkowo popyt na towary będzie się zmniejszał wraz z ponownym wzrostem wydatków na usługi i zanikaniem efektów działań stymulacyjnych.
Spadek inflacji to sygnał recesyjny
Taki scenariusz dopuszcza również Piotr Kalisz, główny ekonomista Citi Handlowego. W najnowszym raporcie Citi czytamy, że PKB w 2022 r. może wzrosnąć o wciąż bardzo solidne 4,4 proc.
Jest jednak pewne zagrożenie dla takich szacunków. Chodzi o zmiany w cyklu zapasów - ostrzega Kalisz.
"W reakcji na zaburzenia łańcuchów dostaw w mijającym roku firmy zwiększyły zakupy produktów, zastępując czasami model "just in time" (na czas - przyp.red.) modelem "just in case" (na wszelki wypadek - przyp.red.). Jeżeli z czasem łańcuchy dostaw zostaną udrożnione, może to sprawić, że firmy z nadmiernymi zapasami mogą zdecydować się na znaczne zmniejszenie zamówień. Odbiłoby się to na aktywności gospodarczej i mogłoby stanowić potencjalny impuls recesyjny/deflacyjny" - czytamy w raporcie Citi.
Innymi słowy: ceny by spadły, ale firmy, które drogo kupiły towary, a później miałyby problem, żeby je sprzedać, w efekcie popadłyby w spore kłopoty. A to odbiłoby się na całej gospodarce.
Nie jest to jednak bazowy scenariusz zespołu Piotra Kalisza. Uważa on, że bardziej prawdopodobne jest stopniowe obniżanie się inflacji, która pod koniec przyszłego roku wciąż będzie powyżej celu inflacyjnego Narodowego Banku Polskiego (2,5 proc.) oraz możliwego zakresu odchyleń (+/- 1 pkt. proc.).
"(...) spodziewamy się, że inflacja odnotuje najwyższy poziom w grudniu, a następnie zacznie spadać. Sprzyjać temu może również spadek cen ropy naftowej w przyszłym roku. Dzięki efektom bazy wskaźnik CPI (czyli najpopularniejsza miara inflacji, pokazująca wzrost lub spadek cen wszystkich towarów i usług - przyp. red.) może spaść do około 4 proc. pod koniec 2022 r. (średniorocznie wynosząc ok. 6 proc.). W odróżnieniu od inflacji CPI, inflacja bazowa, a więc obliczona po wyeliminowaniu cen żywności, paliw oraz energii, będzie rosła do mniej więcej połowy roku i zacznie spadać dopiero później, w miarę jak wpływ spowolnienia popytu i podwyżki stóp procentowych zacznie się uwidaczniać" - kończą specjaliści Citi Handlowego.