19 sierpnia w Chicago Demokraci planują swoją konwencję wyborczą. To na niej Joe Biden miał oficjalnie otrzymać - i przyjąć - nominację na kandydata tej partii w listopadowych wyborach prezydenckich.
Ale wszystko zmieniło się 21 lipca, gdy zdecydował, że rezygnuje z kolejnego wyścigu o Biały Dom. W oświadczeniu, które opublikował w mediach społecznościowych, wskazał wyraźnie kto - według niego - powinien przejąć pałeczkę. Taka nominacja przez Bidena nie wystarczy jednak, by Kamala Harris stała się od razu kandydatką Partii Demokratycznej. Muszą poprzeć ją delegaci.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zmiana kandydata? Nie tak szybko
Delegaci, czyli grupa osób, która de facto nominuje kandydata na prezydenta, oddając na niego głos. W momencie, kiedy Biden zrezygnował, delegaci - którzy byli prawnie zobowiązani do tego, by wskazać go jako nominata - zyskali pełną wolność, by wskazać kogo chcą.
Kluczowe jest jednak to, że są to osoby lojalne wobec Joe Bidena, wybrane przez jego sztab. Jest więc małe ryzyko, że nie posłuchają prezydenta. Najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że Biden zwróci się do nich, by wsparli Harris i w dniach 19-22 sierpnia zostanie oficjalnie kandydatką Demokratów.
Miliony dolarów na kampanię. Padł rekord
Gdy w niedzielę Joe Biden oświadczył, że popiera kandydaturę swojej wiceprezydent w listopadowych wyborach niemal od razu zaczęły płynąć pieniądze od donatorów.
Jak podał Bloomberg, przekazana tylko 21 lipca kwota wpłat na ActBlue, czyli platformę do zbierania funduszy na kampanię wyborczą Demokratów, przekroczyła 50 mln dol.