Jarosław Kaczyński w poniedziałek podczas pikniku wojskowego "Silna Biało-Czerwona" w Uniejowie bił w opozycję. Wskazywał, że była ona gotowa wprowadzać do Polski euro. Na celownik wziął też naszego południowego sąsiada — Słowację.
- Nadal tego chcą. I zaczęlibyśmy iść w dół. A spójrzcie państwo na Słowację. Byli kiedyś na podobnym poziomie co my. Przyjęli euro. Nasza pozycja wobec średniej unijnej wzrasta, a u nich spada. To jest ta różnica. Euro w Europie służy Niemcom i Holandii, chociaż słychać, że i tam już nie — wskazywał wicepremier.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jarosław Kaczyński bije w Słowację. Raport Banku Pekao
Zaraz przejdziemy do porównania, o jakie zapewne chodziło Jarosławowi Kaczyńskiemu, ale najpierw skupmy się na raporcie sprzed kilku dni zrepolonizowanego w 2016 r. przez Zjednoczoną Prawicę Banku Pekao. Timing jest więc tutaj idealny. Raport jest niezwykle ciekawy, bo analitycy banku porównali w nim wzrost gospodarczy, jaki kraj mógł osiągnąć bez euro i po wprowadzeniu wspólnej waluty.
Za największego beneficjenta wejścia do eurolandu określili oni właśnie Słowację, którą krytykuje teraz Jarosław Kaczyński.
"Według naszej analizy największym beneficjentem akcesji do strefy euro z badanych krajów regionu jest Słowacja. Nasz południowy sąsiad, który oficjalnie wszedł do strefy euro w 2009 r., ma obecnie ok. 7 proc. wyższe PKB per capita (na głowę mieszkańca - przyp.red.) w porównaniu do hipotetycznego scenariusza braku akcesji do strefy euro. Przeciętnie dla lat 2009-2021 różnica ta wyniosła prawie 11 proc." - czytamy w raporcie "Co zmienia euro w naszym regionie?"
Jak wskazują ekonomiści banku dodatni efekt widać już przed oficjalnym rokiem akcesji Słowacji do strefy euro.
"Proces stawania się członkiem strefy euro rozpoczął się dla Słowacji już w połowie 2003 r., kiedy to tamtejszy rząd zatwierdził strategię przyjęcia euro na Słowacji. To się stało w rzeczywistości rok przed tym, jak kraj przystąpił do UE w maju 2004 r., potwierdzając swoje silne zaangażowanie polityczne. Dalej Słowacja przystąpiła do mechanizmu ERM II pod koniec 2005 r., a jej polityka gospodarcza była zgodna z kryteriami z Maastricht" - wskazują.
Dodają jednak, że recesja na Słowacji w 2009 r. związana z ogólnoświatowym kryzysem gospodarczym była "faktycznie ostrzejsza niż w krajach sąsiednich, a jednym z możliwych powodów mógł być brak kanału kursowego".
To jest jeden z głównych argumentów przeciwników euro. Walutę oddajemy pod władztwo Europejskiego Banku Centralnego, a nie swojego banku regionalnego. Jak tłumaczą eksperci Banku, w "tym samym czasie waluty krajów regionu poza strefą euro znacznie się osłabiły, zapewniając im przewagę konkurencyjną".
Co jednak najważniejsze, podkreślają specjaliści Pekao, "od 2010 r. słowacka gospodarka osiąga wyraźnie lepsze wyniki od swoich regionalnych odpowiedników, które nie są członkami strefy euro".
Słowacja goni Europę, czy nie?
Przejdźmy teraz do danych, o które zapewne chodziło Jarosławowi Kaczyńskiemu. Połączył on przyjęcie euro z zaprzestaniem nadganiania średniej europejskiej przez Słowację. By to zobrazować musimy sięgnąć do metodologii Eurostatu.
Chodzi dokładnie o "GDP per capita in PPS" – czyli Produkt Krajowy Brutto na głowę wyrażony w jednostce PPS, czyli z angielskiego "purchasing power parity" (standard siły nabywczej). Jest to sztuczna jednostka walutowa, której używa się do porównań siły nabywczej w krajach Unii. Dzięki niej możemy zniwelować różnice wynikające z kursów walutowych. Teoretycznie za jeden PPS można kupić taką samą ilość towarów i usług w każdym kraju.
I rzeczywiście, w takim porównaniu Słowacja wypada słabo. W 2022 r. była na przedostatnim miejscu tuż przed Bułgarią. Polska jest znacznie wyżej w tej stawce między Węgrami a Hiszpanią.
W 2009 r., kiedy Słowacja przyjęła euro, te miejsca były odwrotne. Polska notowała PKB per capita na poziomie 61 proc. średniej UE, a Słowacja 72 proc. Problem w tym, że te dane są nieporównywalne w czasie ze względu na zmienną metodologię standardu siły nabywczej (PPS). Pisze o tym sam Eurostat.
Sprawdźmy więc również dane Banku Światowego (walutą porównawczą jest tu dolar międzynarodowy z 2017 r.). Mówią one, że Słowacja jednak po przyjęciu euro wciąż się rozwijała i nadganiała średnią unijną. Choć i tutaj Polska wypada lepiej, co jest wielkim sukcesem naszych przedsiębiorstw i zróżnicowanej, nastawionej na eksport gospodarki — podkreślają od lat ekonomiści.
Wejście do strefy euro powinno być celem rządu
– Przedstawiciele rządu powinni wiedzieć, że Polska, chociaż bez konkretnej daty, zobowiązała się do wejścia do strefy euro. Oznacza to, że wszystkie kolejne rządy powinny mieć taki cel, łącznie z rządem premiera Morawieckiego – mówił na początku tego roku w rozmowie z money.pl prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista Business Centre Club.
Traktat akcesyjny, w którym Polska zobowiązała się wprowadzić euro, poparł także PiS z Jarosławem Kaczyńskim na czele. – Podjęliśmy słuszną decyzję dotyczącą losów Polski na dziesięciolecia – twierdził wtedy prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński w 2003 r. po głosowaniu, na którym zdecydowana większość członków jego partii postanowiła poprzeć członkostwo Polski w UE na takich m.in. warunkach, że zobowiązujemy się do przyjęcia wspólnej waluty.
Później Jarosław Kaczyński jako premier negocjował zacieśniający unijną integrację Traktat Lizboński. Prezydent Lech Kaczyński z kolei w imieniu Polski podpisał go w 2009 r., nazywając to wydarzenie "bardzo istotnym z punktu widzenia historii".
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl