- Wojna, pandemia, choć dziś na razie w lżejszej formie, skutkiem tego wszystkiego jest kryzys energetyczny i inflacja — przyznaje prezes PIS.
Trudno, żeby w takim kryzysie jak dziś nie leciały w dół wskaźniki szefowi rządu. Ludzie nie lubią inflacji, a na jej występowanie mamy umiarkowany wpływ. Moglibyśmy ją dziś dość szybko obniżyć, choć pewnie i tak nie całkiem zdusić, ale trzeba byłoby to okupić olbrzymim kosztem społecznym — przekonuje w rozmowie z Interią Jarosław Kaczyński.
Dodaje, że "można ograniczyć siłę nabywczą społeczeństwa i inflacja wtedy spada, ale to droga, która w gruncie rzeczy prowadzi do powtórzenia się cyklu: parę lat lepszych, a później drastyczne tąpnięcie".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Chcemy tego uniknąć. Wzrost płac jest ciągle mniej więcej na poziomie inflacji, choć zdaję sobie sprawę, że to nie jest symetryczne, bo różne grupy mają różne zarobki i różne zapotrzebowania. Wiem, że dla wielu ta inflacja jest problemem, ale liczymy, że niebawem zacznie się na tym niebie przejaśniać. Nie chcemy terapii szokowej — dodaj prezes PiS.
W najbliższy piątek 29 lipca Główny Urząd Statystyczny opublikuje dane o inflacji w Polsce za lipiec tego roku. Jeśli spełniłyby się przewidywania niektórych ekonomistów, może nas czekać zaskoczenie. Pierwszy raz od miesięcy wzrost cen może spowolnić. Zła wiadomość jest taka, że tylko na chwilę
Inflacja w czerwcu w Polsce wyniosła 15,5 proc. rok do roku wobec 13,9 proc. w maju. Był to najgorszy odczyt od 25 lat.