Monitoring w miejscach publicznych stał się normą, więc chyba już się wszyscy przyzwyczailiśmy do tego, że na centralnych ulicach miasta czy na parkingach w centrach handlowych jesteśmy śledzeni. Są jednak pewne granice, na przekroczenie których nie musimy się godzić.
Tak w każdym razie uznał Sąd Okręgowy w Toruniu, który nakazał usunięcie jednej z kamer w prywatnej kamienicy. W sumie w budynku zainstalowano cztery kamery na zewnątrz i na parterze. Miały chronić przed kradzieżami i powstrzymać podrzucanie śmieci, ale lokator, którego mieszkanie było pod ciągłym okiem kamery, uznał, że to narusza jego prywatność. O sprawie pisze "Rzeczpospolita".
Kamera obejmowała wejście do jego mieszkania, wobec czego mężczyzna czuł się nieswojo. Zwrócił się on więc o wyjaśnienia do spółki, właścicielki kamienicy. Ta odpowiedziała, że miała do tego prawo i nie musiała zawiadamiać lokatorów. Tłumaczyła, że kamery są w widocznych miejscach i nie mają na celu obserwowania i kontrolowania życia prywatnego lokatorów.
Mężczyzny nie przekonał nawet argument o tym, że nagrania nie były rozpowszechniane, a dostęp do nagrań (które były kasowane po kilku dniach) miało tylko kilka uprawnionych osób.
Mieszkaniec kamienicy wystąpił do sądu o ochronę dóbr osobistych. Jego zdaniem montaż kamery bez uzgodnienia z lokatorami nieruchomości należy uznać za działanie naruszające prawo do ochrony prywatności i prawo do wizerunku.
Zażądał od spółki opublikowania przeprosin na pierwszej stronie lokalnej gazety oraz zasądzenie 10 tys. zł na rzecz Centrum Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę.
Oczywiste naruszenie prawa do prywatności
Sąd podzielił zastrzeżenia lokatora. Uznał, że montaż kamery obejmującej drzwi do mieszkania – bez wcześniejszego uzgodnienia – naruszył prawo do prywatności. Każdy w takiej sytuacji mógłby się czuć inwigilowany, uznał sąd.
Bez znaczenia dla wagi sprawy był fakt usuwania nagrań po dziesięciu dniach. Liczy się sam fakt, że przez tych kilka dni każdy uprawniony mógł jak na dłoni widzieć, kto wchodzi do obserwowanego mieszkania, w jakich godzinach i co dzieje się bezpośrednio pod drzwiami.
Mężczyzna osiągnął więc to, na czym najbardziej mu zależało. Sąd nakazał zmienić ustawienie kamery. Nie zasadził jednak zadośćuczynienia ani tym bardziej przeprosin w prasie. Uznał, że to już oczekiwania nieadekwatne do zaistniałego naruszenia dóbr osobistych.