Kiedy w końcu otworzą się sklepy? Rząd ma ogłosić decyzję w środę, 29 kwietnia. Ministrowie od pewnego czasu dyskutują z branżą handlową na temat zapewnienia kupującym bezpieczeństwa. Pomysłów jest kilka. Jednym z nich jest montaż przy wejściach kamer termowizyjnych. Miałyby one wyłapywać ludzi z gorączką – potencjalnie chorych na COVID-19.
Na papierze ten zapis wygląda nieźle. Z realizacją z pewnością będzie gorzej, bo założenie rządu jest – delikatnie mówiąc – nierealne.
Czego nam brakuje?
Przede wszystkim kamer i systemów. W Polsce działa jedynie kilka firm dystrybuujących odpowiednie urządzenia i technologie. Do tej pory kamerami termowizyjnymi dysponuje jedynie kilka szpitali, lotniska oraz Straż Graniczna. Ta służba za ich pomocą szuka osób usiłujących nielegalnie przekroczyć granice.
- W Polsce jest około 500 galerii handlowych, każda z nich ma po kilka, kilkanaście wejść – z ulicy, z parkingów. A to oznacza, że powinniśmy dysponować przynajmniej kilkoma tysiącami kamer termowizyjnych, do ich obsługi zatrudnić kilkanaście tysięcy osób. A wcześniej odpowiednio je przeszkolić. Na dodatek nie wiemy, co mielibyśmy robić z osobami, u których wykryje się podwyższoną temperaturę, nie mamy tu procedur. Byłoby to gigantyczne przedsięwzięcie – mówi w rozmowie z money.pl Rafał Sonik.
To znakomity polski rajdowiec i właściciel trzech galerii handlowych Gemini. Jest też przewodniczącym Związku Pracodawców Polskich Obiektów Handlowych i Partnerów. Mówi więc w imieniu znacznej części branży galerii handlowych.
– Nie chciałbym być kategoryczny, bo wiele rzeczy, które wydawały się niedawno niemożliwe, okazało się jednak do zrobienia – mówi nam Rafał Sonik. Ale fakty są takie, że i on nie wie, jak w praktyce można byłoby zrealizować warunek dotyczący kamer. Pozostałe są do spełnienia – chodzi o odległości między klientami, odkażanie rąk, punkty sprzedaży maseczek. To nie problem. Ale kamery nim są.
Na razie nie wiadomo, gdzie je kupić. Firmy produkujące i sprzedające tego typu sprzęt mają ograniczone moce przerobowe. I na razie ich siły są skierowane na zaspokojenie potrzeb dużo większych rynków. Na przykład w USA zapotrzebowanie na kamery termowizyjne wzrosło w sposób trudny do opisania liczbami. Jedna z firm w ciągu tygodnia zebrała 1000 zamówień, inna sprzedała 5000 zestawów i dwoi i się i troi, by wyprodukować kolejne.
Jak działają kamery termowizyjne i systemy wykrywania chorych?
Kamera dokonuje dokładnego pomiaru temperatury wszystkich osób znajdujących się w kadrze i wykrywa nawet najmniejsze różnice. Identyfikowany jest każdy, kogo ciepłota ciała jest podwyższona w stosunku do pozostałych. Norma może być bardzo różna w zależności m.in. od warunków panujących na zewnątrz. Np. zimą temperatura osób wchodzących do pomieszczenia może wynosić poniżej 36°C – wtedy nawet osoba z gorączką będzie miała jedynie 36,8°C.
- Pomiar i analiza dokonywane są automatycznie i w czasie rzeczywistym. Wystarczy, że ktoś znajdzie się w kadrze na krócej niż sekundę, a jego temperatura zostanie sprawdzona. Po wykryciu osoby z podwyższoną temperaturą system wysyła operatorom powiadomienie – może to być sms, pokazanie obrazu z danej kamery, ostrzeżenie dźwiękowe – tłumaczy Piotr Bettin z firmy Konica Minolta, dostarczającej takie rozwiązania.
Kamery termowizyjne mogą być też połączone np. z elektronicznymi bramkami, które zostaną zablokowane dla osób z podwyższoną temperaturą lub z sygnalizacją świetlną, która odpowiednim kolorem poinformuje o możliwości wejścia (zielony) lub konieczności przeprowadzenia dodatkowej kontroli (żółty).
Z kamerami termowizyjnymi i systemami wykrywania chorych wiąże się sporo mitów. Na przykład taki, że osoba zziajana automatycznie będzie miała wyższą ciepłotę ciała.
- Osoby wchodzące do pomieszczenia bezpośrednio z zewnątrz niemal nigdy nie mają temperatury równej 36,6°C. Jeśli świeci słońce lub jechały samochodem bez klimatyzacji, będą miały rozgrzaną skórę, jeśli przyjechały rowerem, a na zewnątrz jest zimno, będą wychłodzone. Dlatego od ustawiania granicznej temperatury alarmowej (np. 37°C) dokładniejsze będzie porównywanie ciepłoty ciała wchodzących. Wtedy system w chłodniejszy dzień spośród osób z temperaturą 35,9°C wyłapie też taką z temperaturą 36,9°C – mówi nam Piotr Bettin.
Aby rozwiązanie było bardziej skuteczne operatorzy, którzy je obsługują, powinni być też dobrze przeszkoleni. Systemu "nie oszuka" jednak np. kubek z gorącą kawą – wszystko, co może być gorętsze od człowieka (np. powyżej 42°C), może być z pomiaru wyłączone, więc kamera nie zaalarmuje o takim przedmiocie.
Ile kosztują kamery?
Straż Graniczna dysponuje sprzętem przenośnym. Koszt 115 kamer sięgnął 18 milionów złotych – czyli ok. 150 tysięcy złotych za sztukę. W cenie są z pewnością również serwis, gwarancja i pakiet szkoleń. Ale to samo byłoby potrzebne do sklepowych kamer termowizyjnych. W Stanach jedna z firm sprzedaje zestawy do badania temperatury przechodzących osób w cenie 10 000 dolarów za sztukę. Nawet gdyby była w stanie spełnić wymaganie polskiego rynku, koszt zakupu 10 stanowisk dla każdej z 500 galerii handlowych sięgnąłby 50 milionów dolarów – czyli 210 milionów złotych.
W polskich warunkach ceny są nieco inne.
– Wdrożenie systemu pomiaru temperatury dzięki termowizji jest łatwe i szybkie. Kamery działają autonomicznie, dostarczane są z pełnym oprogramowaniem, gotową konfiguracją i dyskiem do zapisywania informacji. Koszt jednego rozwiązania, które można wykorzystać do pomiaru przy drzwiach, różni się w zależności od producenta. Są na rynku rzetelne oferty zaczynające się od około 20 tys. zł, ale są też takie o wartości 160 tys. czy nawet 200 tys. zł – mówi Piotr Bettin.
- Warunek co do kamer wydaje się trochę "wishful thinking", ale nie raz przekonałem się, że coś, co wydaje się nierealne, pod wpływem jakiejś szalonej motywacji i determinacji jednak się dzieje. A nuż stanie się i to. Wszystkie centra handlowe chcą się otworzyć, ale i zrobić to jak najlepiej, jak najbardziej zadbać o bezpieczeństwo klientów i załóg. Wszyscy przebierają nogami – mówi Rafał Sonik.
Jego zdaniem obecnie jedynym realnym wyjściem byłoby po prostu badanie temperatury każdego wchodzącego klienta przez odpowiednio przeszkolony i zabezpieczony kombinezonami i maskami personel.
- Każdy, kto ma temperaturę powyżej na przykład 37,5 stopnia, byłby kierowany do dalszych badań. Wszystkie inne metody są po prostu za drogie i czasochłonne. Nawet jeśli zdecydowalibyśmy się badać cokolwiek poza temperaturą, to nikt przecież nie będzie czekał na wynik pół godziny czy godzinę, żeby w ogóle wejść do centrum handlowego – mówi Sonik.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie