"Ze względu na niezaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów, Polska zostaje obowiązana do zapłaty na rzecz Komisji Europejskiej okresowej kary pieniężnej w wysokości 500 000 euro dziennie" - czytamy w komunikacie prasowym Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Kara będzie naliczana od dnia doręczenia Polsce postanowienia. Licznik będzie bił do chwili, w której zastosowane zostaną postanowienia trybunału.
Każdy tydzień pozostawania polskiej strony przy swoich racjach będzie kosztować podatników 3,5 mln euro. Każdy kolejny miesiąc to około 15 mln euro strat.
Co na to władze spółki, do której należy kopalnia? Szef PGE Wojciech Dąbrowski nie zamierza wstrzymywać pracy w Turowie.
- Ta decyzja jest kuriozalna, my się z nią nie zgadzamy - powiedział prezes PGE podczas panelu na Europejskim Kongresie Gospodarczym w Katowicach.
- Zakładam, że kopalnia będzie pracowała nadal, elektrownia też, bo zapewnia bezpieczeństwo energetyczne w południowo-zachodniej Polsce. Nawet niedawno energia z tej elektrowni była eksportowana na Słowację - dodał Dąbrowski.
Polska w sporze z TSUE
Tak ostra reakcja TSUE to efekt sporu Polski z Czechami o wydobycie w znajdującej się tuż przy granicy Polski z Czechami i Niemcami kopalni Turów. Spór z Czechami o Turów toczy się od wielu miesięcy. Czesi zaskarżyli Polskę do Trybunału Sprawiedliwości UE - ich zdaniem polska koncesja dla kopalni narusza unijne przepisy.
TSUE nakazał Polsce wstrzymanie prac w kopalni do momentu wydania decyzji, lecz tak się nie stało - kopalnia pracuje w najlepsze.
Kopalnia i elektrownia Turów należą do spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna, będącej częścią PGE Polskiej Grupy Energetycznej. W 2020 roku polski minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka przedłużył koncesję na wydobywanie w Turowie węgla brunatnego na kolejne sześć lat, do 2026 roku.
Pod koniec lutego Czechy wniosły skargę przeciwko Polsce ws. rozbudowy kopalni węgla brunatnego Turów do TSUE wraz z wnioskiem o zastosowanie tzw. środków tymczasowych, czyli o nakaz wstrzymania wydobycia.
Uzasadnienie TSUE
"Ze względu na to, że Polska nie uczyniła zadość zobowiązaniom nałożonym na nią w tym postanowieniu, Republika Czeska wniosła, w dniu 7 czerwca 2021 r., o zasądzenie od Polski na rzecz budżetu Unii okresowej kary pieniężnej w wysokości 5 mln euro dziennie za uchybienie jej zobowiązaniom. Polska natomiast złożyła wniosek zmierzający do uchylenia tego postanowienia" - relacjonuje TSUE w komunikacie prasowym.
W wydanym w poniedziałek postanowieniu wiceprezes Trybunału Rosario Silva de Lapuerta oddaliła wniosek Polski i zobowiązała nasz kraj do zapłaty na rzecz Komisji Europejskiej okresowej kary pieniężnej.
Zdaniem wiceprezes, argumenty przedstawione przez Polskę stanowią "powtórzenie lub rozwinięcie argumentów podniesionych przez nie w przedstawionych na piśmie uwagach dotyczących wniosku w przedmiocie środków tymczasowych złożonego przez Republikę Czeską w dniu 26 lutego 2021 r.". Nie mogą zatem stanowić "zmiany okoliczności" w rozumieniu regulaminu postępowania.
W odniesieniu do przedstawionych przez Polskę argumentów uznała też, że Polska nie wykazała w wystarczający sposób, że "zaprzestanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów może uniemożliwić dostawy energii cieplnej i wody pitnej na obszarze Bogatyni i Zgorzelca, powodując zagrożenie dla zdrowia i życia mieszkańców tego obszaru".
Kara mogła być większa
Wymiar kary i tak okazuje się mniejszy niż spekulowano. Jeszcze kilka dni temu Didier Reynders, komisarz UE ds. sprawiedliwości, mówił o 1 mln euro kary dziennie.
- Muszę przyznać, że jesteśmy u kresu tzw. dialogu z Polską. Próbowaliśmy go nawiązać, wysyłaliśmy listy i dokumenty, próbowaliśmy przed Trybunałem. Ale Polska nie ma zamiaru działać w pełni zgodnie z orzeczeniami TSUE. Kolejnym krokiem są więc kwestie finansowe - twierdził Didier Reynders w rozmowie z "Financial Times".
Dotychczas karę za niezastosowanie się do środków tymczasowych TSUE nałożył tylko raz. Otrzymała ją w 2017 roku także Polska - za dalszą wycinkę Puszczy Białowieskiej, choć Trybunał nakazał jej wstrzymanie działań. W tamtym przypadku wynosiła 100 tysięcy euro za każdy dzień.
A miało być porozumienie
Polskiej stronie ciągle nie udało się porozumieć z Czechami, choć jeszcze w maju minister aktywów państwowych Jacek Sasin i premier Mateusz Morawiecki zapewniali, że racja jest po naszej stronie i przekonywali, że dogadamy się z naszymi południowymi sąsiadami.
- Nie ma mowy o wyłączeniu kopalni Turów. Uważamy, że mamy w tym sporze rację. Wykonanie tego postanowienia pociągnęłoby za sobą katastrofalne skutki - mówił w maju wicepremier i minister aktywów państwowych Jacek Sasin.
Jak zapowiadał wicepremier, już wtedy miały zostać wypracowane zręby porozumienia, zestaw warunków, które staną się podstawą do zawarcia umowy między Polską a Czechami. Liczył też na szybkie rozwiązanie sporu.
Czesi o Turowie: Susza się skończyła, a wody wciąż ubywa
Spór Pragi z Warszawą o wodę i zachowanie środowiska naturalnego po czeskiej stronie granicy Worka Żytawskiego, gdzie znajduje się kopalnia Turów, trwa już trzy lata. Nasi sąsiedzi narzekają, że pomimo budowy zapory, która ma powstrzymać odpływ wody z Czech w kierunku kopalni, poziom wód podziemnych po czeskiej stronie granicy nadal spada.
Budowana od 2019 roku kurtyna osłaniająca polską kopalnię od południa miała powstrzymać spadek poziomu wód gruntowych po czeskiej stronie. Czeskim hydrologom nie udało się jednak zarejestrować takiego efektu, choć 1 października 2020 roku było już gotowe 70 procent tej ściany.
Jedynie od maja do września 2020 roku poziom wody w sieci kontrolnych odwiertów po czeskiej stronie obniżył się o kilka metrów - w jednym wypadku nawet o 4,8 m.
PGE broni się jednak, że to nie kopalnia jest winna.