- Wprowadzimy system kaucyjny na jednorazowe butelki plastikowe i szereg programów redukujących zużycie plastiku - zapowiedział szef rządu.
Pomysł oczywiście nie jest nowy - na przykład w Niemczech taki system działa od lat. Klient przy kasie płaci kaucję za butelkę - zwykle od kilkunastu do kilkudziesięciu eurocentów. Może ją jednak odzyskać, wstawiając butelki do specjalnych automatów. W Niemczech duże markety mają zwykle po kilka takich maszyn.
Problem w tym, że automaty tanie nie są. Ich przeciętna cena to ok. 25 tys. euro, a zatem ponad 107 tys. zł.
Czy polskie sklepy będą więc musiały je kupować? Szczegółów rządowej propozycji nie znamy. W Niemczech posiadanie takich butelkomatów nie jest obowiązkowe. Małe sklepy się bez nich obchodzą - sprzedawca może przecież bez trudu naliczać kaucję, a potem ją zwracać wraz z butelką.
Trudno jednak sobie wyobrazić to w dużych sieciach. Kolejki do kas i tak są długie, więc raczej mało prawdopodobne, by to na sprzedawców nakładano nowy obowiązek. Jeśli więc pomysł premiera ma wejść w życie, to zapewne wielkie sieci handlowe będą musiały zakupić automaty - wzorem swoich niemieckich odpowiedników.
Ile może to je kosztować? Jeśli Biedronka zdecydowałaby się kupić automat do każdego swojego sklepu, to musiałaby wydać aż... 314,3 mln zł. 108 mln zł musiałaby przeznaczyć na to sieć Dino, a 72 mln - Lidl. Mniej wydałby Auchan, który ma nad Wisłą 74 hipermarkety. Sieć musiałaby na to przeznaczyć niecałe 8 mln zł.
A co z mniejszymi sklepami? Być może będą one mogły kupować używane automaty, na przykład z Niemiec. Można je znaleźć na zagranicznych serwisach w dużo niższych cenach - np. już za 1,8 tys. euro, a więc ok. 7,7 tys. zł.
W praktyce jednak wydatki dla największych firm mogłyby być wyższe. Cena 25 tys. dotyczy w końcu niemieckiego, rozwiniętego rynku. Tymczasem wejście do nowego kraju wiązałoby się z dodatkowymi kosztami dla firm, które produkują takie automaty. Poza tym większym sklepom nie wystarczyłby raczej jeden automat - tworzyłyby się do niego olbrzymie kolejki. Zatem wielkomiejskie dyskonty i markety pewnie musiałyby mieć po kilka maszyn.
Organizacje branżowe, z którymi chcieliśmy porozmawiać na ten temat, odmawiały jednak komentarza. Wskazywały na enigmatyczność propozycji premiera. Kolejnym problemem ich zdaniem jest brak specjalistycznych firm, które zajmują się w Polsce recyklingiem. - Co z tego, że wejdzie nowe prawo, jak nie będzie miał kto tego plastiku przerabiać - usłyszeliśmy.
"Trzeba walczyć z plastikową epidemią"
Katarzyna Guzek z organizacji Greenpeace Polska nie ukrywa jednak, że jest zwolenniczką pomysłu. - Mamy plastikową epidemię i po prostu musimy z tym walczyć - mówi w rozmowie z money.pl.
Uważa, że to duże koncerny powinny wziąć na siebie koszty wprowadzenia tego systemu. - Obecnie konsumenci nie mają zbyt wielkiego wyboru. W sklepach, jeśli chodzi o napoje, zdecydowanie dominują opakowania plastikowe - mówi Guzek. Zaznacza, że jeśli przez nowy system producenci będą się przestawiać na inne opakowania, to trudno sobie wyobrazić lepszy efekt takich zmian.
- System kaucyjny wydaje się po prostu niezbędny - zaznacza.
Czy jednak gigantyczne inwestycje sieci handlowych nie będą oznaczać wyższych cen? Przedstawicielka Greenpeace uważa, że koniec końców walka z plastikiem będzie i tak nam wszystkim się opłacała.
Guzek mówi, że wielu firmom produkującym piwo opłaca się po prostu pobierać kaucję za butelki szklane i z powrotem sprzedawać w nich piwo. I liczy, że podobnie będzie z recyklingiem plastiku.
Czytaj też: Pierwszy taki automat w Polsce. W Krakowie każdą plastikową butelkę sprzedasz za 10 groszy
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl