478 761 - tyle osób według resortu zdrowia przebywa obecnie na kwarantannie. Rzeczywista ich liczba może być jednak znacznie większa, bowiem wiele osób izoluje się bez powiadomienia służb.
Wiosną, na początku pandemii, szybko pojawiły się specjalne oferty dla osób w izolacji. Wtedy jednak oficjalne dane mówiły o kilkudziesięciu tysiącach osób na kwarantannach.
Teraz, gdy druga fala epidemii wkracza w szczytowy moment, na popularnych serwisach od ogłoszeń aż się roi. Ceny?
We Wrocławiu 30-metrowa kawalerka kosztuje niecałe 1300 zł. Tyle trzeba zapłacić za 10 dni. Na warszawskim Gocławiu można wynajmować pokoje na kwarantannę na doby - jedna kosztuje 149 zł.
Są też oferty droższe, na przykład w stolicy można mieć apartament z widokiem na panoramę Warszawy - 11 dni kosztuje tam jednak 1700 zł. Na warszawskich Kabatach można spędzić kwarantannę w dwupokojowym mieszkaniu za 1750 zł.
Propozycje mają również hotele czy hostele. W centrum Łodzi w jednym z hosteli pojedyncza osoba zapłaci za pobyt 900 zł. Gdy jednak w pokoju będą dwie osoby, każda za 10 wynajmu zapłaci po 600.
- Mamy nawet 6-osobowe lokale. Jest też oferta caterignowa, a każdy posiłek kosztuje 15 zł - słyszymy w obiekcie.
"Ludzie by zbankrutowali"
Ofert jest zatem przynajmniej tyle, co podczas pierwszej fali koronawirusa. Ale jak jest z popytem?
- Zdecydowanie gorzej niż wiosną - mówi nam właściciel lokalu w Warszawie. Tego, z którego można podziwiać Pałac Kultury i inne drapacze chmur.
Jak opowiada, wiosną zgłaszało się dużo ludzi wracających z zagranicy oraz sporo obcokrajowców. - Teraz jednak telefonów jest dużo mniej, ludzie chyba spędzają kwarantanny w domach - dodaje.
Również inni właściciele nieruchomości przyznają: zainteresowanie jest zdecydowanie mniejsze niż kilka miesięcy temu. Każdy jednak widzi nieco inne przyczyny.
Dwóch wynajmujących, z którymi rozmawialiśmy, opowiada, że najwięcej chętnych na kawalerki było podczas trwania rządowego programu "Lot do domu". Polacy z różnych stron świata wracali wtedy do kraju, ale każdy musiał dwa tygodnie spędzić w izolacji.
- Teraz takich powrotów już nie ma. Nie ma też obowiązkowej kwarantanny po powrocie do kraju - opowiada pan Marcin, który wynajmuje kawalerkę w stolicy.
Powody są i inne. - Epidemia już jest z nami jakiś czas, niektórzy zdążyli już po kilka razy trafić na izolację. Jeśli za każdym razem wybieraliby kawalerkę czy hotel, to by po prostu zbankrutowali - mówi nam inny właściciel mieszkania.
Pan Marcin dodaje, że obecnie testy są zdecydowanie łatwiej dostępne niż wiosną. Ci, którzy podejrzewają u siebie zakażenie, wolą wydać kilkaset złotych na test, a nie skazywać się na długą izolację.
A może chodzi o ceny kawalerek na kwarantannę? Są wysokie, a czasem wręcz szokująco wysokie. Wynajmujący odpowiadają jednak, że z cen trudno zejść, bo sporo kosztuje na przykład dezynfekcja mieszkania.
Dla niektórych z kolei wynajęcie nieruchomości na kwarantannę to ostatnia deska ratunku, jak dla pani Ewy, której historię już opisywaliśmy. Bo rynek wynajmu mocno się skurczył, a właściciele domów czy mieszkań przecież i tak muszą ponosić comiesięczne opłaty.
Lokale na kwarantanny mogłyby być dobrym rozwiązaniem dla lekarzy czy pielęgniarek, którzy idą na izolację, by chronić swoje rodziny. Wiosną wielu medyków miało do dyspozycji całe hotele czy akademiki. Jak jest teraz?
Jak słyszymy w Naczelnej Izbie Lekarskiej, nie ma żadnego takiego rozwiązania na szczeblu centralnym. Lokum dla medyka na kwarantannie mogą natomiast zorganizować czy opłacić samorządy lub władze szpitali.
Ale jedni i drudzy muszą teraz oglądać każdą złotówkę. I na lokale na kwarantanny brakuje zwyczajnie środków.