Kazimierz Kujda to jeden z bliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego. Gdy PiS nie rządzi w Polsce, Kujda szefuje w spółce Srebrna. Gdy PiS rządzi w Polsce, zwykle jest szefem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚ). Był tam w latach 2000 - 2002, 2006 - 2008 i ponownie jest tam od 2015 roku.
Kazimierz Kujda jest również bliski byłemu ministrowi środowiska Janowi Szyszce. Lata temu na jednym z posiedzeń sejmowej komisji mówił o nim kilkukrotnie: wybitny specjalista.
Jak wynika z informacji money.pl, w Ministerstwie Środowiska od blisko dekady leżą dokumenty mówiące o nieprawidłowościach właśnie w NFOŚ, którym sterował Kujda. Dotyczą one milionowej dotacji dla Fundacji Lux Veritatis (dalej LV) związanej z ojcem Tadeuszem Rydzykiem. Mowa o środkach na odwierty geotermalne, które planowała w Toruniu Lux Veritatis.
Dotarliśmy do dokumentów z kontroli działań Funduszu za kadencji Kazimierza Kujdy. Kontrolerzy krytycznie oceniają niektóre jego działania w tej sprawie. Wskazują na złamanie wewnętrznych procedur, pośpiech i brak konsekwencji (przejawiający się zmianą standardowych mechanizmów z dnia na dzień).
Jarosław Gowin uderza w Kazimierza Kujdę i PiS
W sumie to kilka notatek pracowników Narodowego Funduszu oraz długi protokół pokontrolny z Ministerstwa Środowiska. Dokumenty od dekady leżą w dziale audytu w resorcie. Z kontroli ówczesnych władz ministerstwa środowiska wynika, że Kujda miał na przykład własnoręcznie zmodyfikować kluczowe zapisy aneksu do umowy z fundacją kierowaną przez ojca Tadeusza Rydzyka. Ta decyzja spowodowała zresztą jego późniejsze odwołanie.
Dokumenty potwierdzają, że poprosił o papiery - wraz z załącznikami - i zwrócił je już w zmienionej wersji. Część działań była podejmowania z dnia na dzień, tuż po powyborczej porażce PiS.
Poprosiliśmy Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska o komentarz w tej sprawie. Do wiadomości dołączyliśmy 11 pytań. Rzecznik Funduszu przyznał otwarcie, że na zagłębienie się w sprawę potrzebuje więcej czasu. Tłumaczył jednocześnie, że Fundusz został zalany pytaniami związanymi z inną kwestią - Kazimierzem Kujdą i SB. NOFŚ zapewnia, że odniesie się do sprawy. Jak dostaniemy odpowiedź, natychmiast ją opublikujemy. Jednocześnie wysłaliśmy pytania do Ministerstwa Środowiska. O przeszłe kontrole z lat 2005 - 2007 oraz kontrole od 2005 roku. Zapytaliśmy Ministerstwo wprost, co zrobiło z wiedzą zawartą w raporcie.
Fundusz dorzuca 15 mln zł
29 czerwca 2007 roku Narodowy Fundusz podpisał umowę z Fundacją Lux Veritatis i zdecydował o przyznaniu dotacji na badania - odwierty w Toruniu. Geotermia to znany od wielu lat pomysł biznesowy ojca Tadeusza Rydzyka. Fundacja otrzymała na ten cel 12 mln zł. Jak wynika z informacji money.pl, to odpowiednia stawka za tego typu badania w Polsce.
Na tym historia wypłat wcale się nie kończy. Sprawa dotacji wraca do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska tuż przed wyborami parlamentarnymi. Rządzący wówczas PiS przegrywa je w październiku 2007 roku.
Fundacja na początku wnosi o drobne zmiany, głównie w kwestii zabezpieczeń finansowych projektu. Po pewnym czasie pojawia się pomysł zwiększenia finansowania. Argumenty Lux Veritatis? Wzrost cen stali i usług. Przez pewien czas do tej kwestii w Funduszu nikt się nie odnosi.
Sprawy przyśpieszają chwilę po wyborach. Jak wynika z kontroli w MŚ - w ostatnich dniach października 2007 roku decyzje były podejmowane błyskawicznie. Wnioski i dokumenty krążyły pomiędzy odpowiednimi departamentami Narodowego Funduszu, a zarządem i radą nadzorczą. Przykład? 6 listopada 2007 roku rada nadzorcza Funduszu zatwierdziła dokumenty i przyklepała zwiększenie finansów. Tego samego dnia dokumenty trafiają już do Ministerstwa Środowiska. Kończący powoli urzędowanie minister Jan Szyszko nie zauważa niczego niepokojącego, nie zgłasza uwag. Proces rusza dalej. Nikt nie protestuje.
Do już podpisanej umowy z czerwca zostaje dołączony aneks - to właśnie za jego sprawą kwota dotacji rośnie już oficjalnie z 12 mln zł do 27 mln zł. Staje się to 15 listopada. Aneks jest podpisany. I to nie jest koniec sprawy.
Jak wynika z raportu Ministerstwa Środowiska, dokumenty w tym momencie trafiają na biurko Kujdy. Potwierdzają to dwie notatki. Jedna mówi wprost o tym, że aneks i umowa zostały mu wydane. Druga potwierdza powrót dokumentów i zapis zmian.
Jeden z urzędników zanotował wprost: prezes Kujda własnoręcznie dopisał do aneksu informacje o wykreśleniu jednego z paragrafów umowy, dołożył również objaśnienia u dołu strony. Obie notatki sporządzone są 27 listopada, są podpisane przez pracowników Funduszu (po dwa podpisy na każdej notatce).
W ten sposób paragraf "pozostałe warunki (…) nie ulegają zmianie" w aneksie ma przybrać formę "wykreśleniu ulega paragraf 11 umowy - w całości". I tak umowa z czerwca zostaje zmieniona, zmieniony jest też aneks. Co jest w paragrafie 11? Zakładał on, że brak części dokumentów może skutkować rozwiązaniem umowy z Fundacją. Zmiana ta skutkowała tym, że NFOŚ praktycznie stracił możliwość wypowiedzenia tej umowy.
Ministerstwo Środowiska zaznacza w raporcie z kontroli wprost, że podpisany aneks jest sprzeczny z uchwałą, którą podjęli w tej sprawie dokładnie ci sami ludzie. To znaczy: uchwała zakładała pewne warunki dotacji dla LV, aneks z własnoręcznym dopiskiem je zniósł.
Dopisek o zmianie warunków pojawił się już po pierwszym podpisaniu aneksu. Z raportu Ministerstwa Środowiska wynika, że takie działanie "naruszyło wewnętrzne procedury Funduszu". Dlaczego? Bo to w zasadzie był kolejny aneks - tym razem do aneksu. A więc jego zatwierdzanie również powinno trwać, przechodzić kolejne etapy, zostać zatwierdzone przez zarząd, radę. Takie zdanie miał resort środowiska już za rządów PO i PSL.
W dokumentach wprost są zapisane informacje, że niektórzy pracownicy w całym procesie odmówili podpisania części dokumentów "z uwagi na - ich zdaniem - niestandardowy sposób procedowania, którzy przejawiał się (…) pośpiechem oraz brakiem wszystkich niezbędnych dokumentów i decyzji niezbędnych do prawidłowego procedowania w sprawie".
Ówczesny wiceminister środowiska Stanisław Gawłowski, polityk Platformy Obywatelskiej w rozmowie z money.pl potwierdza prawdziwość dokumentów. I przyznaje, że doskonale pamięta całą sprawę. To on się nią zajmował po stronie resortu. Kontrola ruszyła tydzień po dopiskach Kujdy. Po miesiącu Kujdy nie było już w Funduszu.
- W tamtym czasie miałem kilka informacji, które wskazywały jednoznacznie na to, że dotacja nie powinna była być udzielona, że złamano procedury - mówi money.pl. - Narodowy Fundusz udziela dotacji na odwierty badawcze w miejscach, w których tych odwiertów jeszcze nie było. Jeżeli nie ma informacji o terenie, to można go badać. Ale po co badać grunt, jeżeli takie informacje już są? Struktura geologiczna ziemi nie zmienia się co kilka lat. Co ciekawe, lata temu z tą sprawą przyszli do mnie działacze "Solidarności", którzy skarżyli się na wydawanie pieniędzy - tłumaczy.
- Miałem też informację, że pierwszy wniosek Lux Veritatis został odrzucony. Dopiero po interwencji ministra Jana Szyszki i wymianie członków rady nadzorczej udało się sprawę pchnąć dalej. Po trzecie, podwojenie dotacji wydało się podejrzane - tłumaczy. - Wtedy zacząłem myśleć o tej sprawie, jako o skoku na kasę. Wysłaliśmy zawiadomienie do prokuratury, ale ludzie związani jeszcze ze Zbigniewem Ziobrą nie byli zainteresowani sprawą. Jednocześnie uznali, że skoro zablokowaliśmy wypłatę środków, to nie ma szkody dla Narodowego Funduszu, więc sprawę można zamknąć - mówi money.pl.
Długa walka w sądach
Warto dodać, że umowa i podpisany do niej aneks stały się powodem wypowiedzenia dotacji dla LV i jednocześnie - powodem wieloletniego procesu. Fundacja domagała się odszkodowania. Ostatecznie dostała je w 2016 roku, kiedy Funduszem znów rządził Kazimierz Kujda. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska wypłacił 26 mln zł. I Fundusz, i Lux Veritatis w oświadczeniach tłumaczą, że to dobry sposób na rozwiązanie sporu. Fundusz podkreśla, że gdyby przegrał sprawę sądową - musiałby wypłacić zdecydowanie więcej.
- Proces trwał przez 8 lat. Z niewiadomych przyczyn był wielokrotnie przeciągany przez LV. Pełnomocnicy nie stawiali się, grali na zwłokę, czekali na przyjście nowej władzy. Dotacja na te odwierty nie ma nic wspólnego z badaniami, to decyzja polityczna - mówi Gawłowski. Jednocześnie zaznacza, że za zainteresowanie się tą sprawą "jest teraz atakowany przez środowisko PiS". - Mszczą się na mnie - mówi.
Zachodniopomorski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Szczecinie w ubiegłym roku postawił Stanisławowi Gawłowskiemu zarzuty popełnienia pięciu przestępstw, w tym trzech o charakterze korupcyjnym.
"Obszerny i skrupulatnie zgromadzony materiał dowodowy wskazuje na to, że (...) poseł Gawłowski przyjął jako korzyść majątkową co najmniej 175 tysięcy złotych w gotówce, a także dwa zegarki o wartości prawie 25 tysięcy złotych. Zarzuty, które prokuratura (...) dotyczą również podżegania do wręczenia korzyści majątkowej w wysokości co najmniej 200 tysięcy złotych oraz ujawnienia informacji niejawnej, a także plagiatu pracy doktorskiej" - informowała Prokuratura Krajowa.
W sumie w sprawie podejrzane są aż 62 osoby. Śledztwo dotyczy blisko 105 inwestycji.
W styczniu 2008 roku byli członkowie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska argumentowali, że kontrola Ministerstwa Środowiska byla "nierzetelna". Podnosili, że pod lupę kontrolerów trafił wyłącznie jeden podmiot, a kontrola nie objęła rozmów z ludźmi odpowiedzialnymi za dotację.
Artur Michalski, były wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej Funduszu podkreślał, że do prokuratury nie powinny trafiąc uchybienia, a przestępstwa. A tego miało w Funduszu po prostu nie być. Odręczne dopiski z kolei miały być konieczne. Jan Szyszko tłumaczył się również wtedy, że popierał każdy wniosek o odwierty geotermalne. Ten od Lux Veritatis nie miał być inny.