"Rzeczpospolita" ustaliła, że Kazimierz Kujda, prezes Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, nigdy nie został zlustrowany. Nie musiał, gdyż ustawa o składaniu oświadczeń o współpracy z SB z 2006 r. autorstwa PiS nie nakłada takiego obowiązku na prezesa tego właśnie funduszu. To ewenement.
Dodajmy, że Kazimierz Kujda jest jednym z bohaterów nagrań upublicznionych przez "Gazetę Wyborczą", które dotyczą wynagrodzenia dla austriackiego przedsiębiorcy Geralda Birgfellnera za przygotowanie inwestycji przy ulicy Srebrnej. Jego małżonka, Małgorzata, jest prezesem spółki Srebrna.
Kazimierz Kujda zaprzeczał, by kiedykolwiek był tajnym współpracownikiem SB i nie podpisywał zobowiązania do współpracy.
W czwartek przesłał jednak Polskiej Agencji Prasowej oświadczenie, w którym czytamy: "W związku z medialnymi spekulacjami i pytaniami dziennikarzy, w których sugeruje się, że byłem tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL, oświadczam, że nigdy nie podjąłem z SB współpracy, która prowadziłaby do krzywdzenia kogokolwiek lub naruszania czyichś dóbr.
W szczególności nigdy nie podjąłem i nie prowadziłem działań polegających na donosach czy ujawnianiu informacji o osobach trzecich" – napisał.
Przyznał, że mógł "podpisać jakieś dokumenty" ubiegając się o wyjazd za granicę. Zapowiedział też, że wystąpi do IPN o autolustrację i opublikuje dokumenty.
Jedną z podróży, organizowanych przez Biuro Współpracy z Zagranicą Politechniki Warszawskiej, odbył w 1981 r. "Po powrocie do kraju, w lipcu 1982 r., złożyłem w BWZ PW sprawozdanie z pobytu w stolicy Austrii. Natomiast podczas oddawania paszportu w Biurze paszportowym przy ul. Kruczej w Warszawie zostałem przesłuchany oraz przedstawiłem pisemne wyjaśnienia dotyczące pobytu w Wiedniu" – napisał.
Zapewnił, że treść złożonych relacji "w żadnej mierze nie dotyczyła spraw, które mogłyby naraić na szwank czyjeś dobra czy interesy albo przynieść komuś uszczerbek w jakikolwiek wymiarze".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl