W środę Komisja Europejska w ramach pakietu "Fit for 55” zaproponowała, że do 2030 roku emisja CO2 ma spaść o 55 proc. w stosunku do 2021 roku w przypadku samochodów osobowych oraz o 50 proc. w przypadku samochodów dostawczych.
- Oznacza to wzrost wartości redukcji o ponad 50 proc. w przypadku osobowych i niemal 70 proc. dla samochodów dostawczych w stosunku do celu wyznaczonego zaledwie 3 lata temu - zauważył Mazur w rozmowie z PAP.
Jak ocenił, to ambitny cel, który przekłada się na bardzo znaczące ograniczenie liczby samochodów z silnikami spalinowymi na drogach.
Docelowy kształt regulacji unijnych zostanie wypracowany się w toku (prawdopodobnie bardzo intensywnych i długotrwałych) negocjacji pomiędzy Komisją, Parlamentem i Radą.
Jak podkreślił Maciej Mazur, ostateczne brzmienie regulacji pozostaje więc sprawą otwartą, jednak koniec silnika spalinowego w Europie jest nieuchronny - W dążeniu do całkowitej dekarbonizacji transportu Unia Europejska będzie posługiwała się także innymi narzędziami, takimi jak np. planowana norma Euro 7 – ocenił ekspert.
Od 1 stycznia 2020 roku obowiązuje norma EURO 6d, według której dopuszczalny poziom emisji pojazdów osobowych to 95 g/km. W 2023 roku współczynnik ma zostać zaostrzony. Kolejna norma – EURO 7 ma wejść w życie w 2025 roku.
Aż 9 państw Wspólnoty (na czele z Danią, Austrią, Belgią i Holandią) zwróciło się do Komisji Europejskiej, argumentując, że należy wyznaczyć wspólny termin wycofania aut spalinowych dla wszystkich krajów Unii.
To miałoby z kolei przyspieszyć proces przestawiania się europejskiej motoryzacji na produkcję elektryków. Duńczycy oczekują, że po 2029 r. z linii produkcyjnych nie zjedzie już żadne auto z napędem spalinowym.
Takie postawienie sprawy stanowi problem dla polskiej branży, która pod względem produkcji aut elektrycznych od zachodu znacznie odstaje. Ponad połowa biznesu, w tym produkcja komponentów i części, jest dedykowana właśnie samochodom z silnikiem spalinowym.