Ewa, pracownica jednej z drogich sopockich restauracji, w rozmowie z "Wyborczą" zastrzega, że niektórzy klienci są wspaniali. Największe problemy, jak mówi, sprawiają często bogaci goście. "Uważają, że wszystko im wolno, bo mają pieniądze. Nie szanują nas, w ogóle się z nami nie liczą" - opowiada kelnerka.
Kuba, pracujący w restauracji prestiżowego sopockiego hotelu, potwierdza jej słowa. Mężczyzna zaznacza, że nie chce generalizować, ale wielu zamożnych klientów uważa, że ich pieniądze dają im prawo do obcesowego zachowania.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Seksistowskie zachowania
Kelnerzy ujawniają, że szczególnie trudną sytuację mają kelnerki, które często padają ofiarami niestosownych zaczepek i propozycji ze strony klientów. Ewa przytacza przykład takiego zachowania: "Potrafią rzucić tekst: czy to będzie nieodpowiedni komentarz, jakbym ci powiedział, że masz ładny tyłeczek?". Kelnerka dodaje, że jedynym sposobem radzenia sobie z takimi sytuacjami jest odejście i unikanie dyskusji.
Damian, pracownik innej luksusowej restauracji w Sopocie, w rozmowie z "GW" mówi, że problem molestowania kelnerek jest powszechny. Relacjonuje, że kelnerki są zaczepiane, padają seksistowskie komentarze i propozycje seksualne. Dodaje, że zdarzają się nawet przypadki, gdy goście po alkoholu próbują dotykać kelnerki.
Damian podkreśla, że takie sytuacje mają bardzo negatywny wpływ na pracownice: "Dziewczyny fatalnie się z tym czują, przeżywają, zamykają się w sobie" - mówi.
Pobłażliwość wobec VIP-ów
Kelnerzy, z którymi rozmawiała "Gazeta Wyborcza", zwracają uwagę na problem braku reakcji ze strony kierownictwa na niewłaściwe zachowania gości. Damian twierdzi, że szef widzi te sytuacje, ale nie reaguje. Mężczyzna dodaje, że "przyjaciołom restauracji" pozwala się na więcej, co sprawia, że czują się bezkarni.
Pracownicy restauracji oceniają, że tolerancja wobec zachowania klientów rośnie proporcjonalnie do wysokości rachunku. Damian przytacza przykład: "Mogą palić w ogródku, nie zważając, że obok jedzą obiad dziadkowie z małymi wnukami. I wiadomo, że prędzej o zmianę stolika poproszona będzie ta rodzina, niż biznesmen z papierosem" - opowiada.