Ewa Raczko, zastępca dyrektora departamentu kadr, zdominowała konferencję Narodowego Banku Polskiego. Nie miała wyjścia. Nie pojawił się prezes NBP Adam Glapiński, nie pojawiły się również jego najbliższe współpracownice: dyrektor departamentu komunikacji Martyna Wojciechowska oraz dyrektor gabinetu prezesa NBP Kamila Sukiennik. A to właśnie ich rola i wynagrodzenie stanowią od długiego czasu jedną z największych zagadek NBP.
Do boju wysłana została właśnie Ewa Raczko oraz Dorota Szymanek, czyli szefowa departamentu prawnego. Szymanek nie odezwała się ani słowem, spór z dziennikarzami toczyła Raczko.
Kilka wypowiedzi Raczko na długo zostanie zapamiętanych. Przykład? Historyjka o "świeżakach", czyli ludziach zaraz po studiach, którzy trafiają do Narodowego Banku Polskiego. Jak tłumaczyła Raczko – to ich można nazwać asystentami i asystentkami, a nie dyrektorki departamentów NBP (którymi są Martyna Wojciechowska i Kamila Sukiennik). Inna fraza, która przylgnie do Raczko? "I tyle". W ten sposób spuentowała kilka zdań. Między innymi o najwyższym wynagrodzeniu za kadencji prezesa Marka Belki. - Miesięczne wynagrodzenie całkowite w wysokości 60 tys. zł przekroczył tylko jeden z dyrektorów w NBP. I miało to miejsce w czasie kadencji prezesa Marka Belki. I tyle - rzuciła Raczko.
Kim jest i jak trafiła do Banku? Money.pl postanowił to sprawdzić.
- Ani jedna, ani druga nie miała do tej pory okazji występować przed kamerami, przed dziennikarzami. Dorota Szymanek zwykle się od tego odcina, nie chce się pojawiać nawet na spotkaniach organizowanych z dziennikarzami. Jest prawnikiem i tego nie lubi. I chyba dlatego niewiele zrobiła - opowiada money.pl jeden z byłych pracowników Narodowego Banku Polskiego. Współpracował z obiema paniami.
- Złego słowa nie można powiedzieć. Ewa Raczko to specjalistka w swojej działce. Jest błyskotliwa, szybko załatwiała wszystkie sprawy. Do tego zawsze jest uśmiechnięta. Zresztą nawet na konferencji, na której zabroniono jej mówić o najważniejszych sprawach, nie wypadła źle i się nie stresowała - opowiada nasz informator. - Wobec mnie zawsze była… po prostu kochana i uprzejma - dodaje.
Jak sama Ewa Raczko mówiła podczas konferencji - w Narodowym Banku Polskim pojawiła się blisko 12 lat temu. Od początku 2007 roku Narodowym Bankiem Polskim rządził nieżyjący już Sławomir Skrzypek i to właśnie z nim trafiła do NBP.
- Większość pracowników i dyrektorów departamentów woli załatwiać sprawy z Ewą Raczko niż Walerią Mermer-Kowalską, która jest szefową kadr. Załatwienie jakiegokolwiek tematu z nią jest… sporym problemem. Sprowadzał ją również Sławomir Skrzypek, ale raczej do zadań specjalnych. Sprawdzanie kadr, kontrola, twarda ręka. Ewa Raczko jest zupełnie inna, złego słowa nie można powiedzieć. Oczywiście jest konkretną osobą i na głowę nie da sobie wejść - mówi informator money.pl.
Ewa Raczko lata temu również współpracowała z… Lechem Kaczyńskim. W stołecznym ratuszu - gdy w Warszawie prezydentem był właśnie Lech Kaczyński - Raczko była zastępcą skarbnika. W ratuszu pracowała również w 2006 roku, kiedy Warszawą rządził Mirosław Kochalski (wskazany przez Kaczyńskiego na zastępcę po objęciu urzędu Prezydenta RP). Później trafiła do Narodowego Banku Polskiego. W NBP pracowała również za kadencji prezesa Marka Belki.
Warto wyjaśnić, że Ewa Raczko nie jest żoną Andrzeja Raczki, czyli ministra finansów w rządach Leszka Millera i Marka Belki i byłego członka zarządu Narodowego Banku Polskiego. Andrzej Raczko jest doradcą prof. Adama Glapińskiego.