Powyższe wnioski płyną z "Krajowego Raportu Klimatyczno-Rozwojowego" dla Polski, opublikowanego w środę rano. To pierwsza polska edycja nowej flagowej publikacji Banku Światowego. Wyjaśnienie jej istoty zamieszczamy na końcu.
"Osiągnięcie zerowych emisji netto pozwoli na jednoczesne pogłębienie odporności na zmiany klimatu, przyspieszenie wzrostu i poprawę zdrowia publicznego" – przekonują eksperci waszyngtońskiej instytucji. Jak zauważają, UE zobowiązała się do osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r. Unijna polityka klimatyczna, która ma do tego prowadzić, może być dla Polski albo obciążeniem, albo – przy aktywnej postawie rządu - impulsem do poprawy konkurencyjności gospodarki.
Obecna polityka klimatyczna nie wystarczy
Trzymając się dotychczasowej polityki, Polska nie byłaby jednak w stanie osiągnąć nie tylko unijnych, ale nawet własnych celów klimatycznych. Bank Światowy szacuje, że bez korekty tej polityki bylibyśmy w stanie "osiągnąć tylko 69 proc. celów redukcyjnych wyznaczonych przez władze krajowe w perspektywie 2040 r. i mniej niż 31 proc. celu UE w zakresie ograniczenia emisji o co najmniej 55 proc. do 2030 r. (względem 1990 r. – red.)".
Co to oznacza? W 2020 r. całkowite emisje w Polsce wynosiły 357,9 mln ton ekwiwalentu CO2. Aktualnie obowiązujące przepisy pozwoliłyby zredukować te emisje do około 70 mln ton w 2050 r. – o 79 proc. względem 1990 r., który jest punktem odniesienia. Polityka zmierzająca do zmniejszenia emisji netto do zera wymagałby ich ograniczenia do około 30 mln ton oraz zastosowania na szerszą skalę technologii pochłaniania CO2, oraz zwiększenia roli, jaką odgrywają w tym zakresie lasy.
Według Banku Światowego, osiągnięcie zerowych emisji netto do 2050 r. przyspieszyłoby tempo wzrostu gospodarczego Polski o 0,2 pkt proc. rocznie. Zmiana może się wydawać kosmetyczna, ale w perspektywie 25 lat pozwoliłaby zwiększyć PKB Polski o dodatkowe co najmniej 4 proc. w porównaniu do trajektorii wyznaczanej przez obecne polityki klimatyczne. Ten efekt byłby skutkiem "wyższej akumulacji kapitału i wzrostu produktywności spowodowanych wdrożeniem zielonych technologii, a także niższymi kosztami i realokacją wpływów z systemu handlu emisjami (ETS) do bardziej produktywnych zastosowań".
Polska na szczycie niechlubnego zestawienia
Eksperci waszyngtońskiej instytucji przypominają w tym kontekście, że Polska jest drugim pod względem intensywności emisji państwem UE. Chodzi o liczbę kiloton ekwiwalentu CO2 w przeliczeniu na 1000 euro PKB. Gorzej pod tym względem wypada tylko Bułgaria. Ale w Polsce tak liczona emisyjność jest trzykrotnie wyższa niż średnio w UE, co wynika przede wszystkim z dużego udziału węgla w miksie energetycznym.
Wysoka emisyjność gospodarki jest kosztowna dla firm. "W 2022 r. polskie firmy musiały wydać około 8 mld USD na uprawnienia ETS, a do 2030 r. suma ta może wzrosnąć pięciokrotnie. Dlatego też inwestycje w dekarbonizację są kluczowe dla utrzymania konkurencyjności" – przekonują autorzy raportu.
Do wspomnianych wcześniej dodatkowych 4 proc. PKB w horyzoncie 25 lat, które przynieść może pełna dekarbonizacja gospodarki, dołączyć można jeszcze około 1,4 proc. PKB z tytułu poprawy stanu zdrowia ludności. To byłby efekt korzyści zdrowotnych związanych z ograniczeniem zanieczyszczenia powietrza: wzrostu produktywności pracowników i spadku liczby ich przedwczesnych zgonów – co jest szczególnie istotne w czasie, gdy populacja Polski będzie się kurczyła.
Obecnie Polska pod względem jakości powietrza również należy bowiem do europejskich maruderów. "Polska ma najwyższą liczbę zgonów związanych z zanieczyszczeniem powietrza atmosferycznego i jest jedynym krajem w Europie, w którym w latach 2015-2021 wzrosła z tego powodu śmiertelność: stężenie pyłu zawieszonego PM2,5 odpowiada za ponad 40 tys. przedwczesnych zgonów w skali kraju" – czytamy.
Łącznie więc dzięki osiągnięciu zerowej emisji netto w 2050 r. polska gospodarka mogłaby być o około 6 proc. większa niż w alternatywnym scenariuszu, w którym kontynuowana byłaby obecna polityka klimatyczna.
Szybsza dekarbonizacja nie będzie droższa?
Ekonomiści z Banku Światowego nie mają wątpliwości, że przyspieszenie zielonej transformacji byłoby kosztowne. Ale oceniają, że te nakłady się Polsce opłacą.
Pełna dekarbonizacja do połowy stulecia wymagałaby łącznych inwestycji w wysokości 449 miliardów dolarów, co stanowi równowartość 4,5 proc. PKB w ciągu następnych 25 lat (precyzyjnie rzecz ujmując, te inwestycje będą miały taką wartość, jak 449 mld dolarów w 2020 r. – przyp. red.). Jednak ponad 93 proc. tych nakładów inwestycyjnych wynika z już istniejących potrzeb modernizacji starzejących się elektrowni i budynków, a także wymiany nieefektywnych instalacji przemysłowych i floty transportowej – wyliczają eksperci. I podkreślają, że te nakłady nawet w 56 proc. mogą być ponoszone przez sektor prywatny.
Ścieżka do pełnej karbonizacji wymagałaby więc w praktyce dołożenia około 28 mld dol. do wydatków, które Polska poniosłaby, realizując dotychczasową politykę (przy założeniu, że faktycznie by ją realizowała). Jednocześnie osiągnięcie zerowego poziomu emisji netto pozwoliłoby uzyskać do 2050 r. oszczędności operacyjne (wynikające m.in. z poprawy efektywności energetycznej) rzędu 75 mld dolarów. W praktyce więc – uwzględniając wyższe nakłady inwestycyjne i mniejsze wydatki bieżące – Polska uzyskałaby korzyści gospodarcze netto w wysokości 45 mld dol.
Bariery dla zielonej transformacji? Ekonomia polityczna
Z tego wynika, że barierą dla przyspieszenia dekarbonizacji polskiej gospodarki nie są koszty. Problemem jest raczej, jak wskazują analitycy z Banku Światowego, polityka. "Z uwagi na zaangażowanie państwa w zdominowany przez węgiel sektor energetyczny, do niedawna w Polsce panowały warunki sprzyjające inercji instytucjonalnej i politycznej. Korzenie ówczesnego sprzeciwu wobec zielonej polityki przemysłowej niejednokrotnie sięgały struktur samego państwa, ponieważ państwowe spółki węglowe i agencje rządowe o znacznych udziałach w aktywach węglowych (80 procent aktywów węglowych jest w posiadaniu sektora publicznego) sprzeciwiały się ich dewaluacji" – tłumaczą ekonomiści.
Obecnie rząd jest skłonny stopniowo wygaszać wydobycie węgla w Polsce, ale robi to – w ocenie BŚ – niedostatecznie szybko. Przyspieszenie wymagałoby przede wszystkim uzyskania aprobaty społecznej dla polityki dekarbonizacji. W tym celu kolejne rządy muszą dążyć do zapewnienia tym regionom, których gospodarki są zależne od górnictwa, innych możliwości rozwoju. "Jednym z warunków pomyślnej dekarbonizacji i sprawiedliwej transformacji jest zmiana przeznaczenia wydatków publicznych i przekierowanie ich z dotacji do paliw kopalnych na programy osłonowe i promocję zatrudnienia" – przekonują.
Podkreślają przy tym, że odsuwanie tego problemu w czasie będzie go potęgowało. Wynika to z tego, że starzejąca się populacja Polski będzie mniej skłonna do zmiany kwalifikacji. A to będzie konieczne, aby struktura zatrudnienia dostosowała się do zielonej transformacji.
Co jeszcze – oprócz wygaszenia energetyki węglowej – Polska może zrobić, aby osiągnąć do 2050 zerową emisyjność? Ekonomiści z BŚ zakładają, że nawet w 2050 r. rola energetyki atomowej w polskim miksie energetycznym będzie niewielka. Wskazują więc m.in. na:
- konieczność wyeliminowania przeszkód dla upowszechnienia odnawialnych źródeł energii;
- ograniczenie funkcji gazu jako technologii przejściowej;
- konsekwentne wspieranie potencjału niskoemisyjnego wodoru i CCS (wychwytywanie i składowanie dwutlenku węgla);
- zwiększenie skali handlu energią elektryczną;
- zwiększenie dostępności transportu publicznego oraz wykorzystania kolei w transporcie pasażerskim i towarowym;
- przyspieszenie termomodernizacji budynków;
Na koniec jeszcze zapowiadane wyjaśnienie, czym są Raporty Klimatyczno-Rozwojowe (CCDR) Banku Światowego. Sama instytucja pisze o nich tak: "(…) to flagowe raporty diagnostyczne, które badają powiązania między zmianami klimatu a rozwojem. Pomagają krajom priorytetyzować działania o największej skuteczności, które mogą wspierać transformację niskoemisyjną i zwiększać odporność na zmiany klimatu, jednocześnie realizując szersze cele rozwojowe". BŚ publikuje je stopniowo dla kolejnych państw członkowskich od 2022 r.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl