Wszystko potoczyło się błyskawicznie. 26 stycznia TVN wyemitował reportaż z dziennikarskiego śledztwa. Stacja pokazała proceder uboju chorych krów w jednej z mazowieckich rzeźni. Ten odbywał się pod osłoną nocy i bez nadzoru lekarza weterynarii. O sprawie szybko piszą media w Polsce i za granicą, ruszają kontrole. Niespełna tydzień później ubojnia ma cofniętą zgodę na prowadzenie działalności, a służby w całej Europie poszukują podejrzanego mięsa z Polski. W niektórych krajach, jak np. na Słowacji, efekty porażają - wołowina pozyskana z chorych lub padłych krów została podana dzieciom na szkolnych stołówkach.
Jak wynika z informacji polskich służb, na rynek krajowy trafiło około 7 ton potencjalnie niebezpiecznego mięsa. Wszystkie 20 zakładów, w którym się znalazło, zostanie poddanych kontroli, co zapowiedział główny lekarz weterynarii Paweł Niemczuk.
O wiele poważniejsze konsekwencje może mieć sprzedanie za granicę niemal 3 ton wołowiny z nielegalnego uboju. Sytuacja podważa bowiem zaufanie do naszego przemysłu rolno-spożywczego - głównie mięsnego. W przypadku wołowiny to o tyle istotne, że 80 proc. tego mięsa produkowanego w naszym kraju trafia na eksport. To 276 ton z 334 ton rocznie. Wartość? 1,2 mld euro - niemal 5 mld zł.
O sprawie głośno jest już w całej Europie. Poza Polską, zgodnie z informacjami unijnego systemu wczesnego ostrzegania, podejrzana wołowina dotarła do 10 państw - Szwecji, Finlandii, Hiszpanii, Portugalii, Francji, Rumunii, Estonii, Litwy, Słowacji oraz na Węgry.
Z dotychczasowych informacji wynika, że udało się zlokalizować około 2200 kg niebezpiecznego mięsa, co oznacza, że poszukiwane jest nadal pół tony. Najwięcej, bo niemal 800 kg, trafiło do Francji, o czym dziś poinformował tamtejszy minister rolnictwa Didier Guillaume. Wciąż nie pojawiły się informacje, ile wołowiny trafiło do Hiszpanii, Finlandii i na Węgry.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl