Z informacji money.pl wynika, że tym razem chodzi o kilka osób związanych ze środowiskiem samorządowym, które - w ramach uzupełnienia składu kadencji na lata 2020-2025 - trafią do Komitetu Regionów (KR), ciała doradczego Komisji Europejskiej.
- Zastąpią tych członków, którzy przestali pełnić publiczne funkcje w samorządach i przestali być członkami KR. To takie uzupełnienie polskiej delegacji. W związku z nową kadencją Komitetu Regionów rozpoczynającą się w styczniu, będzie jeszcze zgłoszona druga grupa kandydatów, tym razem licząca kilkanaście osób - tłumaczy rozmówca money.pl.
Jak słyszymy, Pałac już wyraził zgodę na objęcie funkcji przez osoby wskazane przez rząd w porozumieniu ze stroną samorządową.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kolejny raz. "Tu nie ma przypadku"
To już drugi raz, gdy rząd prosi prezydenta o wyrażenie zgody na nominację na wybrane stanowiska unijne. Pierwszy raz miał miejsce w połowie sierpnia, gdy wystawił kandydaturę Piotra Serafina na unijnego komisarza. Jeszcze tego samego dnia Andrzej Duda wyraził zgodę.
Wydarzenie to było o tyle istotne, że rząd takim działaniem po raz pierwszy wpisał się w procedurę przewidzianą w tzw. ustawie kompetencyjnej, przygotowanej przez Pałac pod koniec rządów PiS. A wcześniej rządzący, w tym sam Donald Tusk, sugerowali lub wprost twierdzili, że ustawa ta przyznaje zbyt daleko idące kompetencje prezydentowi i w związku z tym nie będzie respektowana. Sam prezydent w procedurze wyboru osób na ważne unijne stanowiska miał być pomijany.
Tak się jednak nie stało.
Wystawienie kandydatury Piotra Serafina to był odosobniony przypadek i bezpieczna kandydatura. Nikt przecież nie podważa jego kompetencji, jeśli chodzi o kwestie unijne. Teraz mamy kolejny przypadek, a więc z tego tworzy się już linia działania rządu, tu nie ma przypadku - przekonuje nasze źródło w Pałacu Prezydenckim.
Bodnar do TSUE? Sprzeczne sygnały
Zgodnie ze wspomnianą ustawą, rząd musi uzyskać zgodę prezydenta na propozycje kandydatur na siedem unijnych stanowisk:
- członka Komisji Europejskiej,
- członka Trybunału Obrachunkowego,
- sędziego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej,
- rzecznika generalnego Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej,
- członka Komitetu Ekonomiczno-Społecznego,
- członka Komitetu Regionów,
- dyrektora w Europejskim Banku Inwestycyjnym.
- Na razie poszło dość gładko. Pierwszych spięć na linii rząd-prezydent spodziewam się przy próbie obsadzenia miejsca w TSUE po Marku Safjanie. Zwłaszcza że z tego, co słychać, stanowisko to przyobiecane ma Adam Bodnar - mówi nasz rozmówca z Pałacu.
PiS próbował obsadzić to miejsce, ale jego kandydat utknął w tzw. Komitecie 255. Jego nazwa bierze się od art. w Traktacie o Funkcjonowaniu UE. Komitet ma opiniować kandydatów do TSUE i Sądu UE jeszcze przed ich mianowaniem przez rządy państw członkowskich. Rząd PiS nie był w stanie przeforsować swojego kandydata, o co do dziś Pałac Prezydenta ma do niego pretensje.
Zapewne będą one jeszcze większe, jeśli funkcję tę rzeczywiście obejmie Adam Bodnar. Ale na razie w rządzie słyszymy sprzeczne relacje. Jedni rozmówcy twierdzą, że rzeczywiście coś jest na rzeczy i funkcja sędziego TSUE byłaby szczytowym osiągnięciem w karierze Bodnara. Inni jednak przekonują, że to tylko plotki, a sam Bodnar na razie dobrze czuje się w polityce krajowej.
Trudne relacje premiera z prezydentem
To kolejna decyzja rządzących, która utrudnia jednoznaczną odpowiedź na pytanie, jakie są obecnie relacje między szefem rządu a głową państwa. Poza zaskakująco zgodną nominacją Piotra Serafina na polskiego kandydata do KE, ostatnio mieliśmy jeszcze kontrowersyjną sytuację z kontrasygnatą premiera.
Premier zatwierdził podpisem decyzję prezydenta o wyznaczeniu neosędziego Krzysztofa Andrzeja Wesołowskiego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego dokonującego wyboru kandydatów na stanowisko prezesa Izby Cywilnej. Mimo zapewnień Donalda Tuska, że to była zwykła omyłka czy niedopatrzenie, pojawiły się spekulacje, że doszło tu do jakiegoś politycznego porozumienia z prezydentem. Zwłaszcza że pierwszym wyborem Andrzeja Dudy była tu Małgorzata Manowska, I prezes Sądu Najwyższego, której obecna władza nie uznaje i w związku z tym premier tej propozycji nie poparł swoim podpisem.
- Kancelaria Premiera nie podnosiła tu argumentów, że nie uznaje jej za I Prezes SN, ale że na dalszym etapie procedury, właśnie jako I Prezes SN, opiniuje kandydatury i mogłoby to tworzyć pewną niezręczność. Stąd padł potem wybór na sędziego Wesołowskiego - wskazuje nasz rozmówca z otoczenia Andrzeja Dudy.
Odrzuca spekulacje, że kontrasygnata pod kandydaturą Wesołowskiego to efekt umowy, której elementem była zgoda prezydenta na kandydaturę Piotra Serafina do KE.
Po pierwsze, te dwie sprawy są zupełnie nierównorzędne, jeśli chodzi o ich rangę. Po drugie, nie jest prawdą, że premier i prezydent ubili jakiś deal podczas słynnego już tajnego spotkania na okręcie wojennym. Rozmowa dotyczyła m.in. kandydatury Serafina, sprawy ambasadorów i polskiej prezydencji, ale nie kontrasygnaty w procedurze wyboru prezesa Izby Cywilnej SN - słyszymy.
Jednocześnie nasz rozmówca przekonuje, że sprawa kontrasygnaty nie była żadnym przeoczeniem, jak utrzymuje szef rządu. Choć jednocześnie nie potrafi wskazać, na czym miałby polegać uzysk premiera w tej sytuacji.
W środę Donald Tusk zapowiedział, że do prokuratury skierowane zostanie zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez I Prezes SN Małgorzatę Manowską. Chodzi o jej deklarację, że przejęła kierownictwo nad Izbą Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN po zakończeniu kadencji dotychczasowego prezesa Izby, sędziego Piotra Prusinowskiego.
"Starzy" sędziowie SN podkreślali jednak, że zgodnie z ustawą o Sądzie Najwyższym - w sytuacji wakatu na stanowisku prezesa - stery w danej Izbie powinien objąć nie pierwszy prezes, ale przewodniczący wydziału Izby, który ma najdłuższy staż sędziowski. W tym przypadku sędzia Dawid Miąsik. Niedługo po konferencji prasowej Donalda Tuska Małgorzata Manowska zmieniła plany i jednak upoważniła Miąsika "do wykonywania czynności związanych z organizacją i kierowaniem tą izbą".
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl