Według Serhija Hajdaja rosyjskie władze okupacyjne oferują ukraińskim rolnikom 8 tys. rubli za tonę zboża na przyszły sezon siewny. To oznacza, że nie zarobią na tym nawet połowy tego, co przed rokiem (tyle że - wówczas - w hrywnach). "The Guardian" pisze, że niektóre pola mogą w ogóle nie zostać zasiane. Przy rosyjskich stawkach będzie to dla Ukraińców nieopłacalne.
"Eksperci wiedzą, że za te środki nie da się przeprowadzić kampanii siewnej na żniwa 2023 roku" - powiedział gubernator Ługańska cytowany przez brytyjski dziennik. Problem ten sprawia, że coraz bardziej rosną obawy o to, że reżim Władimira Putina sztucznie, ale skutecznie wywoła głód na świecie. Szczególnie narażona jest Afryka i Bliski Wschód.
Sytuacja, jeśli chodzi o globalną dostępność pszenicy, już teraz jest zła przez wojnę w Ukrainie. Rosyjscy okupanci blokują bowiem ukraińskie porty czarnomorskie, którymi wysyłane było zboże z zaatakowanego "spichlerza świata" na eksport. Przedwojenna Ukraina była piątym co do wielkości eksporterem pszenicy na świecie.
Moskwa blokuje eksport ukraińskiego zboża i umywa ręce
Szef polityki zagranicznej Unii Europejskiej Josep Borrell nazwał blokadę ukraińskich transportów zboża "prawdziwą zbrodnią wojenną" Rosji. W piątek w Berlinie odbędzie się międzynarodowa konferencja na temat bezpieczeństwa żywnościowego, w której udział weźmie m.in. sekretarz stanu USA Antony Blinken.
Ukraińskie zboże obecnie trafia na eksport alternatywnymi drogami, m.in. Dunajem przez Rumunię. Arcyważną rolę w transporcie ukraińskiej pszenicy będzie miała polska kolej i porty nad Morzem Bałtyckim. Nic jednak nie zastąpi odblokowanie Morza Czarnego dla Ukrainy.
Zachód zażądał od Moskwy odblokowanie ukraińskich portów. Reżim Władimira Putina natomiast nie czuje się odpowiedzialnym za kryzys żywnościowy. Okupanci wschodniej i południowej Ukrainy twierdzą, że zakłócenia w dostawach i wzrost cen zbóż to wina zachodnich sankcji.