Parlamentarny Zespół Przyjaciół Zwierząt ogłosił, że pracuje nad zwiększeniem ochrony czworonogów. W koalicji zawrzało. Politycy znowu skoczyli sobie do gardeł. Jak w przypadku ustawy o uboju rytualnym. Niczemu winne zwierzęta po raz kolejny stały się kością niezgody.
Zespół, który pracuje nad zmianami, składa się przede wszystkim z polityków Platformy. Na ich czele stoi Paweł Suski. Posłowie postanowili chronić przed porzuceniem psy i skończyć z bezkarnością właścicieli. Przede wszystkim zaś, uwolnić te uwiązane nieludzko łańcuchami do budy. W końcu czas najwyższy budować świadomość społeczną, która według posła Andrzeja Halickiego z PO, daleka jest od normy. Polityk przytacza przykład Białorusi w której trzymanie zwierząt domowych na łańcuchu jest rzadkością. Argument słuszny, tylko szkoda, że jako wzór podawany jest kraj, w którym to ludzie traktowani są jak zwierzęta.
Koalicjanci z PSL zupełnie nie zgadzają się z takim stawianiem sprawy. Rzecznik ludowców Krzysztof Kosiński ostro skrytykował zespół Suskiego. Uważa, że _ pies na łańcuchu to na wsi tradycja i trudno byłoby zmienić mentalność ludzi w tym zakresie _. Ależ oczywiście, tradycja rzecz święta. Zwyczaje takie jak wsmarowywanie w ciało prochów ze stosów pogrzebowych, którą praktykuje północnoindyjska sekta Aghori, czy też kultywowane przez islamistów samobiczowanie się zawieszonymi na łańcuchach ostrzami, to też godne podziwu tradycje. Szczekające resztki psa, któremu widać wszystkie kości to przy tym _ pikuś _. Nie ma sensu zawracać sobie ogona takimi rzeczami.
W całej aferze łańcuchowej politycy nie zauważyli jednak bardzo istotnej rzeczy. Proponowane zmiany w ustawie obejmują także zakaz występu dzikich zwierząt w cyrkach. Ktoś złośliwy mógłby zauważyć, że wtedy z Wiejskiej będą musiały zniknąć wszystkie orły i sokoły. A wtedy parlament już całkowicie zejdzie na psy.
Czytaj więcej w Money.pl
Autor felietonu jest dziennikarzem Money.pl