Dla miłośników nieco masochistycznego śledzenia wydarzeń na scenie politycznej, wakacje są trudnym czasem. Amatorzy podglądania tego, jak podgryzają się politycy, skazani są na wpatrywanie się w pomstujących nad Bałtykiem wczasowiczów. W tym roku ratunkiem dla wielbicieli takiego rodzaju rozrywek okazało się warszawskie referendum. W tej historii nie brakuje obrażających się działaczy, przepychanek i wódki. By całości dodać artystycznego szlifu, broniąca się przed odwołaniem Hanna Gronkiewicz-Waltz, da się nawet sfotografować ćwicząc w garsonce i czółenkach na parkowej siłowni.
Ku uciesze kibiców politycznego MMA, Warszawska Wspólnota Samorządowa rozpoczęła te letnie igrzyska. Część polityków odwołało urlopy, na bok poszły płetwy i maski do nurkowania, z szaf powyciągali garnitury, by przed kamery mimo upału powrócić. Tyle, że wspomniany sprzęt mógłby się akurat przydać do nurkowania w politycznych pomyjach, które zaczynają się rozlewać wokół tej sprawy. Okazuje się, że pojawiły się zgrzyty w koalicji pragnącej odwołania HGW. Inicjatorzy akcji nagle zorientowali się, że partie polityczne zrobią wszystko, by ich zmarginalizować i wypchnąć sprzed kamer. Podczas _ uroczystego _ przekazania zebranych podpisów, wypychanie ciałem się stało.
Maciej Maciejowski ze Wspólnoty Samorządowej najbardziej zbulwersowany jest postawą byłego posła PiS Przemysława Wiplera, który i tu cytat: _ Tak operował ciałem, że zepchnął do drugiego szeregu posła PiS Artura Górskiego. Doszło do ścięcia, bo kolega Górski też chciał się pokazać _. To jednak nie koniec, bo przy nadal włączonych kamerach, w korytarzu prowadzącym do pokoju komisarza wyborczego, poseł nadal napierał: _ Chciał być obok Piotrka Guziała, który narzucił spore tempo, bo dużo biega.Wipler, żeby się przy nim utrzymać, musiał przeciskać się z kartonem między ludźmi. Utrzymał wprawdzie pozycję, miał dobre zdjęcia, ale przy drzwiach był mocno spocony _. Koniec cytatu. Zdjęcia dobre, ale nie zasłużone. Republikanie przepychającego się posła, zdobyli przecież zaledwie nieco ponad tysiąc podpisów, a nie, jak obiecywali, trzy, z całej masy ponad dwustu tysięcy. Mamy tu zatem do czynienia z próbą zawłaszczenia sukcesu.
Pozostali przedstawiciele partii wpychający się przed obiektyw też uzbierali tyle, co kot napłakał, a kupony popularności chcą odcinać bez skrępowania. Co się jednak stało, że tak się atmosfera popsuła w koalicji pragnących referendum? Przecież jeszcze niedawno, mimo różnic w uzbieranych podpisach, przedstawiciele Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej poklepywali się po plecach z partyjnymi rozgrywającymi, a teraz patrzą na siebie spode łba. Odpowiedź jest przerażająco prosta. Winna jest wódka. Jak się dowiadujemy z lektury Gazety Stołecznej, z okazji sukcesu zorganizowano nieformalne spotkanie towarzyskie. Bohaterowie, którzy zebrali najwięcej podpisów, otrzymywali odpowiednie ilości alkoholu w nagrodę. I tak, za pierwsze miejsce, Ursynów otrzymał litr wódki, 0,75 musiało zaspokoić pragnienie ekipy z Ochoty, zaś połówkę do rozpicia dostały dziewczyny i chłopaki z Targówka. Reszta też jest oczywista. Po pierwszych kilku kielichach, jeszcze były misie i przytulanki, ale im bliżej dna butelki, tym więcej sporów
i artykułowanie zarzutów musiało się pojawić. Taka tradycja.
Oczywiście nie brakuje tych, którzy wietrzą tu spisek i prowokacje _ platformersów _, którzy w ten sposób mieliby bronić stołecznego przyczółka. Jednak, jak się wydaje, najciekawszy jest komentarz w tej sprawie pochodzący z zewnątrz naszego piekiełka. Otóż _ The Economist _ zauważa, że jak na razie wpływ Hanny Gronkiewicz-Waltz na krajową politykę jest niewielki, a zmienić to może jedynie jej odwołanie. Na razie jednak ma podobne znaczenie w kraju nad Wisłą jak prezydent londyńskiego City. Zawsze ceniłem brytyjski humor i tu rzeczywiście zgodzić się trzeba. Warszawa jest trochę jak Londyn. Też jest metro, drużyna piłkarska grająca w ekstraklasie, dużo Polaków, siedziba parlamentu i dojrzała demokracja.
Czytaj więcej w Money.pl
Autor felietonu jest dziennikarzem Money.pl