Niedawno pasjonowaliśmy się wizytą uzdrowiciela z Ugandy, ojca Johna Bashobory na Stadionie Narodowym. Jedni się oburzali, inni czekali na cuda. A Zakład Ubezpieczeń Społecznych postanowił wziąć przykład.
Nie trzeba nam zapraszać kontrowersyjnego, afrykańskiego duchownego, żeby Polacy zaczęli hurtowo zdrowieć. Okazuje się, że wystarczy zatrudnić naszych lokalnych fachowców z branży. Kontrolerów ZUS. Otóż pochwalili się właśnie, że tylko w pierwszym półroczu 2013 dzięki ich wysiłkom zdrowie odzyskały prawie 33 tysiące osób, wcześniej pobierających zasiłki chorobowe. To pachnie cudem na masową skalę!
Cud ów ma - co równie chyba ważne - przełożenie na realne pieniądze. Dokładnie - na 115 milionów złotych, których nie trzeba było wypłacać ozdrowiałym. To rekord. Kwota o połowę wyższa, niż rok wcześniej! Chociaż w zasadzie nie ma się czemu dziwić. ZUS ma całkiem spore doświadczenie w branży uzdrowicielskiej. W 1998 roku w Polsce 2,7 miliona ludzi pobierało różnego rodzaju renty, w tym roku już tylko nieco ponad milion.
Zastanawiać się tylko można, czy tak wysoki poziom uzdrowień nie powinien zainteresować innych instytucji. Na przykład tych, kontrolujących poziom wiedzy lekarzy, wypisujących kwestionowane zwolnienia. Bo skalę zjawiska trudno - mimo najszczerszych chęci - uznać za marginalną. A o to, że nie zainteresują się nią służby mundurowe, można być spokojnym. Codziennie - jeszcze za 100 procent stawki, w odróżnieniu od większości płacących składki Polaków - na zwolnieniu chorobowym jest 6 tysięcy policjantów.
Czytaj więcej w Money.pl
Autor jest redaktorem Money.pl