Bronisław Komorowski w czwartek po południu wyleciał z Nowego Jorku do Warszawy. Zwykłą z pozoru informację niektóre media uznały za tak szalenie niezwykłą, że umieściły ją w czołówkowych newsach. Prezydent dotarł szczęśliwie na miejsce, a następnie podzielił się wrażeniami z opinią publiczną.
Pośród didaskaliów uwagę zwraca fakt, że tłumaczka w czasie lotu przez ocean siedziała na podłodze. To dobrze świadczy o postępie demokracji w przestworzach. Parę lat temu uczestniczyłem w rejsie, który mało nie zakończył się awaryjnym lądowaniem w Madrycie, ponieważ upominany przez załogę rodak nie chciał się przenieść z podłogi na fotel. Nadmiar procentów wprawił człowieka w stan nieważkości zanim samolot osiągnął pułap przelotowy.
Z tłumaczką rzecz miała się inaczej. Zajmując pozycję u stóp prezydenta, wykonywała służbowe obowiązki. Podróż z Ameryki trwa kilka godzin, których Bronisław Komorowski nie chciał zmarnować. Spacerował więc po pokładzie i wyławiał z tłum swoich ministrów, żeby na stronie wymienić z nimi uwagi oraz uzgodnić stanowiska.
Pasażerowie początkowo byli zaskoczeni. Myśleli, że są wkręcani w jakąś ukrytą kamerę. Kiedy jednak Bronisław Komorowski zaczął się z rodakami witać, uwierzyli, że leci z nimi prawdziwy pan prezydent. Z krwi, kości i majestatu Rzeczypospolitej. Ze zdumienia nie potrafił natomiast wyjść pewien rdzenny Filadelfijczyk. Przyzwyczajony do tego, że każdej podróży Baracka Obamy w Air Force One towarzyszą nadzwyczajne środki ostrożności, mógł dojść do wniosku, że Polacy postradali rozum, wsadzając głowę swego państwa na pokład samolotu rejsowego.
Po powrocie do Warszawy Bronisław Komorowski oświadczył, że w takich warunkach dłużej pracować się nie da, więc najwyższa pora, aby siły polityczne dogadały się w kwestii zakupu floty powietrznej dla potrzeb Najjaśniejszej. Oczywiście nic z tego nie wyjdzie, ponieważ gen organizowania świata po polsku jest niezniszczalny. Gdyby mogło być inaczej, kancelaria prezydenta wykupiłaby pół rejsowego samolotu. Tłumaczka nie musiałaby siedzieć na podłodze, a ministrowie nie musieliby dzielić miejsc ze zwykłymi pasażerami. O planach podróży głowy państwa za ocean kancelaria nie dowiedziała się przecież z dnia nadzień.
Nic z tego nie wyjdzie, ponieważ wszystko już było i też nie wyszło. W czasie pamiętnych walk między premierem Tuskiem i prezydentem Kaczyńskim o samolot do Brukseli odzywały się w mediach liczne ostrzeżenia, że jeśli w końcu dojdzie do tragedii, to znajdą się wreszcie pieniądze na nowe maszyny. Dwa i pół roku po katastrofie smoleńskiej jest gorzej niż przed katastrofą. Rozwiązano specjalny pułk lotniczy, więc za ewentualne wypadki odpowiadają teraz cywilne linie lotnicze, z których muszą korzystać najwyżsi przedstawiciele państwa. Politycy mają kompetencyjne spory z głowy.
Statystycznie rzecz biorąc samoloty rejsowe ulegają częściej katastrofom niż maszyny specjalnego przeznaczenia. Pozostaje tylko odpukać. I powtórzyć banał, że od wieków zdecydowanie lepiej wychodzą nam ceremoniały na grobach niż troska o żywych.
Czytaj więcej w Money.pl | |
---|---|
Komorowski udaje się do Nowego Jorku Bronisław Komorowski wraz z małżonką udaje się dziś do Nowego Jorku, gdzie weźmie udział w 67-ej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. | |
Polacy o politykach: Komorowski najlepszy Jarosław Kaczyński z Januszem Palikotem są również liderami, ale zupełnie innego rankingu. |