Duda Polskę zbaw!

Związkowcy zrobili na złość Donaldowi Tuskowi i nie zdemolowali Warszawy. Wbrew zapowiedziom, że stolicę czeka istny najazd Hunów z paleniem opon, wybijaniem szyb i walkami z policją, zobaczyliśmy co prawda wyjątkowo spokojną, ale jednak dającą do myślenia demonstrację siły. Spośród związkowych liderów zdecydowanie królował Piotr Duda, przewodniczący NSZZ Solidarność. Udowodnił, że jest zupełnym przeciwieństwem Janusza Śniadka, eksprzewodniczącego, który w te dni, głównie nosił parasol nad Jarosławem Kaczyńskim.

_ - Panie premierze Tusk, ten dzień będzie się Panu śnił jako horror - grzmiał były czerwony beret, przemawiając do tysięcy związkowców, którzy najechali Warszawę. Wczoraj na Jasnej Górze dołożył do politycznego pieca jeszcze mocniej : -Trzeba to powiedzieć głośno: rząd premiera Tuska to rząd antypracowniczy, antyspołeczny, antyobywatelski - _ powiedział lider związku. Zaraz też przypomniał: _ - protestujemy, budujemy siłę, dzięki której będziemy mogli mieć wpływ na nasze państwo, na nasze warunki pracy, na nasze życie _.

To jednak nie premier nie może spać z powodu słów Piotra Dudy, myślę, że jego kolejne występy w roli ludowego trybuna, bardziej teraz spędzają sen z powiek prezesowi Prawa i Sprawiedliwości.

Związkowcy, którzy dmąc w wuwuzele i gwizdki, domagając się równości, sprawiedliwości i w ogóle tego, żeby było lepiej zdecydowanie nie należą do platformerskiej bajki i jestem przekonany, że mało który z nich, kiedykolwiek postawił na partię Donalda Tuska. Jedyne, co może mu w tej sytuacji zaszkodzić, to dalsze aroganckie ignorowanie protestów. Polacy, bez względu na postulaty i blokowanie ulic, zawsze w większości popierali protestujących. Widać jednak wyraźną zmianę frontu, zarówno rzecznik rządu Paweł Graś, jak i minister pracy Władysław Kosiniak-Kamysz, jak mantrę powtarzali, że co było to było i oni chcą negocjować.

W tym czasie Jarosław Kaczyński gimnastykował się jak tylko mógł, by pokazać, że jest solidarny z protestującymi w ich pracowniczej niedoli, a jednocześnie ponad tymi, przecież tylko związkowcami. Przed najazdem na Warszawę zabronił swoim działaczom udziału w demonstracjach, a jednocześnie wyszedł do związkowców, starając się pokazać, kto ma monopol na rząd dusz po prawej, a raczej populistycznej stronie naszej sceny politycznej.

Sam fakt, że PiS po cichu musiało odwołać pochód w Warszawie, który planowano na 28 września, świadczy o rosnącej obawie przed frekwencyjnym blamażem w porównaniu z coraz bardziej pewnym siebie przewodniczącym Solidarności. Także w Częstochowie prezes PiS starał się przelicytować Dudę, oświadczając, że pragnie by Polska _ stała się państwem ludzi pracy _. Trochę to przypomina hasła w stylu _ proletariusze wszystkich krajów łączcie się, _ale przecież wybory zbliżają się wielkimi krokami, a wyniki sondaży znowu zaczynają niepokoić. Po ostatnich wywiadach prezesa, także dla Money.pl, w których groził przedsiębiorcom karnymi podatkami, poparcie dla PiS wyraźnie spadło. Prezes
najwyraźniej zapomniał, że poparcie dla jego partii rośnie, gdy on sam pozostaje oszczędny w słowach. Zresztą ostatnio najlepszym PR dla jego ugrupowania, jest zaliczająca wpadkę za wpadką ekipa Tuska.

Piotr Duda obiecał premierowi nokaut już w trzeciej rundzie. Jednak jak ludzie zaczną mu skandować: - _ Duda Polskę zbaw! _To dopiero zacznie się jatka. Mąż opatrznościowy i zbawca narodu może być przecież tylko jeden.

Autor jest dziennikarzem Money.pl